Po sukcesie, jaki odniósł serial Stranger Things, można było się spodziewać, że wkrótce zasypie nas fala najróżniejszych przedmiotów związanych z serialem. Wśród nich znalazła się książka autorstwa Gwendy Bond Stranger Things. Mroczne umysły. Czy ma ona szansę zostać hitem na miarę produkcji Netflixa?
Z Bloomington do Hawkins
Akcja przedstawiona w Stranger Things. Mroczne umysły rozpoczyna się w 1969 roku, a więc kilka lat przed wydarzeniami znanymi z serialu. Śledzimy w niej losy Terry Ives, matki Jedenastki. Jako młoda studentka rozpoczyna ona pracę w laboratorium w Hawkins. Nie jest jednak jednym z naukowców, a jedynie obiektem badawczym. Początkowo wszystko idzie dobrze. Za testowanie nieco dziwnych, ale niegroźnie działających leków, kobieta dostaje całkiem dobre wynagrodzenie. Przy okazji poznaje grupkę osób, z którą szybko się zaprzyjaźnia. Z kolei szef całego projektu, doktor Martin Brenner, wydaje się być człowiekiem sympatycznym i uczciwym. Natura Terry nakazuje jej jednak sprawdzić dokładniej, czym jest eksperyment rządowy MKULTRA, w którym bierze udział. Szybko dowiaduje się, ze nie wszystko jest tu legalne, a życiu jej i jej przyjaciół grozi niebezpieczeństwo. Na ucieczkę może być jednak za późno.
Skok na kasę?
Sięgając po książkę Stranger Things. Mroczne umysły nie widziałem, czego mam się spodziewać. Jako fan serialu liczyłem na ciekawą historię i klimat rodem z produkcji Netflixa. Z drugiej strony jednak wiedziałem, że tego typu tytuły pisane są „na szybko” i na fali popularności produkcji tylko po to, by przyciągnąć wielbicieli i zarobić nieco więcej. W tym przypadku okazało się, ze mam do czynienia z opcją numer jeden. Gwenda Bond wykonała świetną pracę. Widać, że musiała sama prześledzić wszystkie odcinki i miała pomysł na to, co chce napisać. Przede wszystkim znakomicie ukazała nam głównych bohaterów, czyli Terry Ives i doktora Brennera. Poznajemy tu charaktery oraz relacje, jakie łączyły obie postaci znane z serialu, jeszcze zanim pojawiły się na ekranie. Czytelnik może obserwować ich rozwój i przemiany, jakie w nich zachodzą w trakcie całej historii. Autorka nie zapomniała też o gęstej i mrocznej atmosferze, która otacza nas zewsząd. Laboratorium w Hawkins jest faktycznie ponure, pełne intryg i tajemnic. Momentami czujemy się, jakbyśmy sami znaleźli się w budynku i boimy się zajrzeć, co czyha na nas za rogiem. Wprawdzie nie spotkamy tu Demogorgona, ale to nawet lepiej, że ciarki przechodzą nam po plecach z zupełnie innych powodów.
Tylko dla fanów?
Nie da się ukryć, że Stranger Things. Mroczne umysły to pozycja skierowana przede wszystkim do miłośników serialu. To właśnie osoby znające cała historię najlepiej zrozumieją, o co czym mowa w prequelu. Czy po książkę mogą sięgnąć osoby nieznające produkcji Netflixa? Jak najbardziej! Jeśli ktoś lubi zawiłe intrygi, mroczny klimat, tajemnice i do tego nadnaturalne moce to z pewnością ta pozycja przypadnie mu do gustu. W końcu mamy tu zaledwie dwójkę bohaterów znanych z serialu, a cała akcja rozgrywa się przed historią znaną z ekranu. Całkiem prawdopodobne, że ktoś wciągnie się w fabułę na tyle, że będzie chciał poznać jej ciąg dalszy. A wtedy wystarczy obejrzeć serial.
Ideał?
W Stranger Things. Mroczne umysły czytelnik dostaje wciągającą fabułę, świetnie wykreowanych bohaterów i mnóstwo tajemnic. Po książkę sięgnąć mogą zarówno fani serialu, jak i osoby z nią nie związane. Czy to czyni z tej pozycji ideał? Niestety nie. Największym minusem tytułu jest zbyt powolna akcja. Zdarzają się momenty, w których praktycznie nic się nie dzieje, a akcja stoi w miejscu. Dostajemy też kilka wątków pobocznych, niezwiązanych z głównymi wydarzeniami. Wielka szkoda, bo czasami aż chce się pominąć kilka kartek, aby wrócić do tego, co najbardziej nas interesuje. Zbytnie rozwlekanie sprawia, że momentami wieje nudą. Na szczęście zwroty akcji oraz zachowania bohaterów rekompensują nam momenty mniej ciekawe. Ostatecznie należy więc stwierdzić, że dostajemy całkiem ciekawą pozycję i możemy się cieszyć, że wydawnictwo Poradnia K zdecydowało się na wydanie książki w naszym kraju.