Jak na finałowy sezon przystało — stawka była wielka, zagrożenie również (i w pewnym momencie czaiło się pośród najbliższych Adorze ludzi). Bohaterowie zdobywali się na kolejne wielkie gesty. Większego rozmachu nabrało nawet otoczenie, gdy księżniczki wzleciały w kosmos! To był interesujący zabieg: skonfrontowanie bohaterów z nieznaną technologią w tak niebezpiecznym środowisku i z Horde Prime, czającym się w kolektywnej świadomości tych, których kontrolował.
Gdy dostajesz drugą szansę
Motyw odkupienia i wybaczania obecny był w serialu od samego początku. W końcu sama Adora, wychowana przez Hordę, przeszła na drugą stronę i musiała natrudzić się, by zdobyć zaufanie rebeliantów. Podobną drogę przeszła Scorpia, a zafascynowana technologią Entrapta musiała zrozumieć swoje zachowanie i wrócić do starych przyjaciół. Piąty sezon jednak jeszcze mocniej pokaz ał, że każdy może się zmienić.

Źródło: Netflix
Przyznam, że przed premierą finałowej serii nie spodziewałam się, by Catra skorzystała z kolejnej szansy na odkupienie. Do tej pory odtrącała wszystkie sposobne ku temu okazje, pozwalając, by nadal rządził nią gniew, poczucie odrzucenia i wyjątkowo niska samoocena. Jednocześnie przez cały serial wiedzieliśmy, że Adora nie skreśliła ostatecznie przyjaciółki z dzieciństwa i głęboko wierzyła, że ta jest naprawdę dobra. Wybaczenie było możliwe i Catra w finałowej serii je otrzymała. Co jednak w tej przemianie najbardziej mi zaimponowało, to fakt, że odkupienie nie przyszło w finale. Catra dokonała tego wyboru dużo wcześniej, a przez większość odcinków musiała godzić się z tym że Adora miała w gruncie rzeczy rację i że ona sama zasługuje na czyjąś przyjaźń i zaufanie, a nawet miłość. Musiała też spojrzeć w twarze tych, dla których do tej pory była wrogiem lub zdrajczynią.
To nie był jedyny obraz odkupienia, jaki otrzymaliśmy od Noelle. Shadow Weaver za to otrzymała szlachetną śmierć, ale daleka byłabym od stwierdzenia, że jej winy względem Adory i Catry mogły zostać zmazane. Była zastępczą matką dla nich, ale z flashbacków, które mieliśmy okazję widzieć, wiem, że była matką nieczułą i niekiedy wręcz okrutną. Mimo tego, że pomogła rebeliantom w ostatniej walce, niemal do samego końca próbowała wywołać konflikt między dawnymi podopiecznymi.

Źródło: Netflix
Hordak — do tej pory główny antagonista — dołączył do rebeliantów, przechylając szalę zwycięstwa na ich stronę w ostatecznej walce z Horde Prime. Zrobił to dla swojej tożsamości i, chyba w największym stopniu, dla Entrapty, z którą od początku łączyła go specyficzna zażyłość. Najlepsze jest jednak to, że nie do końca wiemy, czy rebelianci ostatecznie mu wybaczyli. W końcowych scenach widzimy, że przynajmniej jedna osoba ma obiekcje w związku z jego obecnością podczas radosnego świętowania zwycięstwa nad Horde Prime.
She-Ra i księżniczki mocy to nie tylko patetyczne wątki i dramatyczne pojedynki! Serial dał się poznać równie dzięki świetnym dialogom i umiejętnemu używaniu dowcipu, by rozładować atmosferę. W gruncie rzeczy bohaterowie to nadal nastolatkowie i reagują na niektóre rzeczy dziecinnie, czasami nie mogąc powstrzymać się od żartów.
We wszystkich kolorach tęczy
W pierwszej recenzji She-Ry pisałam o tym, jak widzowie oglądający serial mogliby utożsamiać się z jakąś postacią ze względu na jej osobowość czy fizyczne podobieństwo. Na przestrzeni kolejnych sezonów reprezentacja LGBT+ wśród bohaterów stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych aspektów całej produkcji. W dodatku orientacja czy płeć postaci nie definiuje jej, nie jest nigdy „tematem odcinka”, nikt nie musi dokonywać coming outu, ani walczyć z homofobią. Świat, w którym żyją Adora, Glimmer, Bow i reszta jest tak skonstruowany i nie ma nikogo, kto by kwestionował ten fakt, czy nazywał to złem.

Źródło: Netflix
Szczęśliwy związek ojców Bow czy małżeństwo Spinerelli i Netossy nie wywołują oburzenia ani nie są kwestionowane, a niebinarność Double Trouble nie wywołuje zmieszania. Wyobrażam sobie, jak podbudowujący ten serial może być dla młodego widza, który szukał swojej reprezentacji w kulturze popularnej i teraz może utożsamić się z postaciami, które nie są demonizowane czy przejaskrawione aż do śmieszności.
Nie rzucamy czołgami w przyjaciół!
Są fandomy, nie mające problemu z wielosezonowością swoich ukochanych seriali. Są widzowie, którzy chcieliby oglądać ulubionych bohaterów jak najdłużej. Ale z reguły takie życzenia, podyktowany oglądalnością fanserwis, szkodzą fabule i rozwojowi uniwersum. Wszystko się rozmywa, wątki są zapominane czy ignorowane, a kolejna odsłona staje się schematem, który może nużyć nawet najwytrwalszych.
Osobiście chętniej sięgnę po serial zaplanowany na cztery czy pięć sezonów niż po coś, co może rozrosnąć się do rozmiarów Nie z tego świata, by zostać skasowane lub skrócone przed ostatecznym zakończeniem. I tak, znam dobrze przypadki historii zakończonych przed idealnym finałem (na przykład Sense8, o którym tu kiedyś pisałam), ale obecnie myśl o taśmowym produkowaniu odcinków, dopóki liczba widzów będzie satysfakcjonująca, zniechęca mnie równie mocno, jak głupawy pomysł na fabułę.
She-Ra i księżniczki mocy to serial skrupulatnie zaplanowany i wypieszczony do ostatniej linii dialogowej i jako taki będę polecać go wszystkim, nie tylko fanom fantastyki. Fabuła jest spójna i ciekawa, bohaterowie dojrzewają i zmieniają się, jednocześnie nie będąc ideałami. Jest tu śmiech i wzruszenie, jest tęcza — tak, dużo tęczy! — ale także sporo uniwersalnych tematów. Wszystko to w przyjemnych dla oka kresce i kolorze. A kiedy już skończę to polecanie, z ciekawością prześledzę kolejny projekt Noelle Stevenson.