Piąta faza Marvela to istny rollercoaster. Przez wielu krytykowana Kwantomania, została zapomniana przy premierze trzeciej części Strażników Galaktyki. Na ekranach kin zagościł film z Brie Larson w roli głównej, której to bohaterka nie cieszy się dużą popularnością wśród fandomu. To już nie wróżyło sukcesu dla tego obrazu. W pierwotnej wersji miał być przed trzecim filmem z Ant-Manem, jednakże zmieniono jego chronologię. A szkoda, może po tak dobrym tworze Jamesa Gunna o superbohaterach z kosmosu nie byłoby tak dużego rozczarowania.
To może skrócimy film?
Tuż przed premierą okazało się, że Marvels będzie jednym z najkrótszych filmów. Chyba to jedna z najtrafniejszych decyzji, jakie mogły zostać podjęte wobec tego tytułu. Przeładowana akcją fabuła jest zbawienna dla tej produkcji, jednak okazało się, że często widz zostaje bez odpowiedzi, a motywy w działaniu bohaterek są mocno irracjonalne.
Otóż cała fabuła koncentruje się na tym, że rasa Kree próbuje się odbudować po tym, jak Kapitan Marvel zniszczyła ich przywódcę oraz swoistą siłę życiową – Najwyższą Inteligencję. To AI, jak wiemy, nie było niczym dobrym, jednak faktycznie utrzymywało całą rasę najeźdźców w dobrobycie. Nawet poszukiwało Tesseraktu, jednak skąd ten pomysł, i dlaczego? Mało o tym dowiadujemy się w pierwszej części, podobnie jak w sprawie siostrzanej bransolety, którą nosi Ms. Marvel. Cóż, tak wygląda zupełnie cały film– o czymś się dowiadujemy i potem jakby przestaje mieć to znaczenie. Podobnie jak akcja na poszczególnych planetach. Raz moralność Carol Danvers każe jej ratować każdego, kogo się da, raz zostawić. Solidny brak konsekwencji! Nic więc dziwnego, że Brie Larson nie jest w stanie stworzyć kolejnej kreacji godnej Oscara. Podobnie sytuacja wygląda z Samuelem L. Jacksonem, którego rola została sprowadzona do pojawiania się na chwilę na ekranie, rzucania sarkastycznego tekstu, przebiegnięcia się po stacji kosmicznej i wyprostowania pleców po katastrofie statku. Co to jest, ja się pytam? Całość ratuje jednak postać Ms. Marvel. Iman Vellani robi co może, by nie tylko pokazać siebie jako wielką fankę Marvela, ale także ukazać samą Kamalę jako psychofankę Kapitan Marvel. Ta dziewczyna buduje chemię zarówno za siebie, jak i starszą koleżankę z planu! Choć motyw psychofanki jest już nam trochę znany choćby z Hawkeye’a, gdzie zagrał on dużo lepiej. Może to brak pomysłów w Marvelu albo kolejne pokolenie Avengersów będzie ich oddanymi wielbicielami.
Słów kilka o tym, czego należy się spodziewać
Tym razem przed seansem warto jednak zapoznać się z paroma serialami. Moim zdaniem nie tylko z historią o Kamali Khan czy Monice Rambeau w WandaVision, ale również z Hawkeyem czy Tajną Inwazją. Ten film warto obejrzeć dla tych kilku motywów, które pojawiają się na chwile na ekranie i to w zasadzie pod sam koniec. To one wskazują, dokąd zmierza MCU. Szkoda, że trochę więcej czasu im nie poświęcono, bo cały obraz, mimo wielu zwrotów akcji, jest po prostu mdły, ale może się okazać, że był istotnym „lepiszczem” kolejnych produkcji. Jednym słowem, dostaliśmy „komedię” wyjętą wprost z Disney Channel, okraszoną marvelową otoczką przy akompaniamencie Intergalactic Beastie Boys. Obok nadchodzącego Echo, ten film z pewnością będzie odstawać, więc pada pytanie: Czy warto robić jeden spójny świat, gdzie nie każdy widz (chodzi mi o najmłodszych), będzie mógł obejrzeć wszystkie jego rozdziały?
Oczywiście, film ten ma pewne dobre strony. Stara się konsekwentnie rozwijać koncepcję zawiłego kwantowersum, przez motyw bransolet kwantowych z innego wymiaru. Poza tym śmieszne wstawki z flerkenem, dowcipy ekumeniczne czy kreacja matrony rodu Khan – w wykonaniu Zenobii Shroff naprawdę ratują tę produkcję. Tak samo motyw implementowania elementów kosmicznego musicalu z pogranicza filmów hollywoodzkich oraz eksplorowania przeszłości „skrytej” Kapitan Marvel. Sam temat splątania mocy trzech głównych bohaterek i utworzenia małej superdrużyny także może przyciągnąć uwagę widza oraz pozostawić z wieloma pytaniami na dłużej w kwestii ostatnich scen. Ktoś pytał o CGI. Cóż…CGI po raz kolejny nie stało na wysokim poziomie. Miejmy nadzieję, że to się nie powtórzy po skończeniu strajku.
Kapitanie, zaraz się rozbijemy…
Po zwiastunach spodziewałem się czegoś naprawdę ekscytującego. Wprowadzenie S.W.O.R.D-a już na samym początku pierwszego trailera, rozgrzało mnie mocno. Niestety, to były tylko złudne nadzieje. Wiem, że brak wsparcia fandomu dla Larson sprawia, że „odechciewa się” jej interpretować Kapitan Marvel, zwłaszcza że to Gal Gadot i jej Wonder Woman na długo opanowały tron superkobiecej produkcji współczesnego kina. Ponadto znużenie oglądaniem takich samych tytułów o dzielnych herosach, też robi swoje. Niemniej jednak sama główna aktorka nie jest w stanie uratować filmu bez dobrej reżyserii i scenariusza. Dobrze, że w dniu premiery tego tytułu w Polsce, Marvel zdecydował się przesunąć parę swoich produkcji i trochę nad nimi popracować.
Na film Marvels zapraszamy do sieci kin Cinema City!