Polski Dan Brown?
Rynek literacki pełen jest powieści sensacyjnych mocno inspirowanych historią. W gatunku tym przoduje oczywiście Dan Brown, którego dzieła przenoszą nas w zakątki Watykanu, zaułki Paryża czy do podziemi Wenecji. Jak się jednak okazuje, także Polska może pochwalić się autorem specjalizującym się w tego typu emocjonującej prozie. Robert Kilen wykorzystuje motywy, które dobrze znamy z takiej literatury: podróże, częsta zmiana miejsca akcji, wykorzystanie lokacji znanych nam z codzienności, pomieszanie płaszczyzn czasowych. Ogień jeziora to jedna z tych książek, które inspirują do zwiedzania otaczającego nas świata. Tak jak po lekturze Aniołów i demonów czytelnicy ruszają zobaczyć Rzym na własne oczy, tak po najnowszym dziele polskiego autora wyjdą na spotkanie polskich i norweskich zabytków. To powieść, która edukuje, przy okazji trzymając czytającego w nieustannym napięciu.
ABW vs. potomek Wikingów
W Ogniu Jeziora znowu stajemy u boku Maksa Kellera, współpracującego z ABW pełnoetatowego bohatera książek Roberta Kilena. Na światło dzienne wychodzi fakt, iż potęga dawnych Wikingów pochodziła od śmiercionośnej broni, którą dysponowali wojownicy. Bezwzględny handlarz bronią, Thorwald Jacobsen, postanawia odkryć jej sekret, zapisany w starożytnych runach. Tytułowy Ogień Odyna w połączeniu z Młotem Thora mogą dać mu potęgę, jakiej nasz świat jeszcze nie widział. Keller musi poprowadzić swoje śledztwo tak, aby prześcignąć psychopatycznego bogacza i udaremnić jego plany.
Akcja pędzi na złamanie karku
Jedno trzeba autorowi przyznać – akcja książki nie zwalnia nawet na chwilę. Zaczynamy jak u Hitchcocka, od wielkiego „bum”. Morderstwo w najwyższym wieżowcu Warszawy wprowadza nas w dość ciężką i groźną atmosferę Ognia jeziora. Im dalej brniemy w książkę, tym więcej tego typu zbrodni na nas czeka. Pościg goni pościg, poszukiwania średniowiecznych skarbów przeplatają się ze śledztwem w sprawie kolejnego zabójstwa. Robertowi Kilenowi nie można odmówić także sporej swady, z jaką prowadzona jest narracja.
Historia przeplata się z teraźniejszością
Uwielbiam, kiedy akcja powieści umiejętnie przeplata wątki historyczne z wydarzeniami osadzonymi w teraźniejszości. U Roberta Kilena mroczne sekrety nordyckiej potęgi i średniowieczne motywy występują naprzemiennie z dynamicznym śledztwem prowadzonym we współczesnej Polsce i Skandynawii. Czytelnik nie może doczekać się kolejnego epizodu historycznego, a potem zaczyna się wiercić w oczekiwaniu na ciąg dalszy dochodzenia. Trzeba przyznać, że autor idealnie odmierzył odpowiednią długość każdego rozdziału. Kilkustronicowy podział sprawia, że ciężko jest się oderwać od pędzącej na złamanie karku fabuły.
Kto jest kim?
Jeśli jednak miałbym się do czegoś przyczepić, mogłaby to być mnogość postaci. Ogromna liczba występujących w książce bohaterów sprawia, że miejscami zaczynamy po prostu gubić się w tym, kto jest kim. Nie jest to oczywiście jakiś wielki problem, zawsze możemy cofnąć się o kilka stron w celu wyjaśnienia sytuacji. Taka czynność zawsze kończy się jednak wybiciem z rytmu akcji i koniecznością ponownego wgłębiania się w klimat. Szybkie tempo powieści jest jak najbardziej odpowiednie, powinno być tu jednak trochę więcej porządku, gdyż graniczy ono powoli z chaosem.
Powieść, jakiej potrzebujemy
Podsumowując, Ogień jeziora jest bardzo dobrym przykładem tytułu, jakich brakuje w naszym kraju. Monumentalne powieści sensacyjne oparte na historycznych śledztwach cieszą się niegasnącą popularnością czytelników, jednak w rodzimych nam realiach mamy ich jak na lekarstwo. Robert Kilen przychodzi jednak polskim fanom na ratunek ze swoimi kolejnymi powieściami. Trzymająca w napięciu intryga, świetne operowanie płaszczyznami czasowymi, ogrom informacji i ciekawa notka autora na zakończenie książki, która dodatkowo przybliża nam realia historyczne oraz tajemnicze teorie naukowców. Oby tak dalej, Panie Kilen!
Świetna książka, zwroty akcji na każdym kroku i genialnie wpleciona mitologia nordycka 🙂