Pierwsze linie siatki
Nie jest tak, by ta odsłona Księgi Całości w pełni spoiła poprzednie tomy, jednak powoli wyłania się większy zamysł autora. Oprócz nowych postaci pojawiają się też te, które znamy z wcześniejszych części. Wydarzenia, o których czytaliśmy w Północnej granicy, Królu bezmiarów i Grombelardzkiej legendzie, są tu wspomniane. Fabuła Wiecznego pokoju mogłaby mieć miejsce w kompletnym oderwaniu od nich, autor jednak zaczął rysować linie, które wszystko to łączą. Trudno jeszcze mówić o tym, byśmy widzieli spójną (nomen omen) całość. Niemniej wszystko wskazuje na to, że tytuł cyklu nie okaże się nadanym na wyrost.
Wciągająca fabuła
Bardzo mocną stroną Pani Dobrego Znaku. Wiecznego pokoju jest fabuła. Książkę czyta się nieomal z wypiekami na twarzy. Kolejne wydarzenia rozgrywają się dość szybko, ale bynajmniej nie pędzimy z bohaterami na złamanie karku. Styl autora sprzyja rozkoszowaniu się tą niezwykle ciekawa historią. To połączenie powoduje, że bardzo łatwo jest się zasiedzieć nad książką dużo dłużej, niżbyśmy pierwotnie planowali.
Nie znaczy to bynajmniej, że ten tom nie ma wad. Można wskazać drobne nielogiczności w konstrukcji bohaterów czy wydarzeń. Podobnie jak w niektórych z poprzednich odsłon cyklu, dałoby się i tu wyciąć sporo z opisanych wydarzeń bez straty dla fabuły i sensowności powieści. Ciężko jednak prorokować, czy i na ile są one autorowi potrzebne dla tego, co opisze w kolejnych tomach.
Bohaterki
W centrum wszystkich wydarzeń Kres umieścił kilka bohaterek. Mężczyźni rzecz jasna także przewijają się przez karty powieści i odgrywają istotną rolę, jednak to kobiety wybijają się tu na pierwszy plan. Różnią się one między sobą temperamentem, zachowaniem, wyglądem i pozycja społeczną. Część z nich jest naprawdę ciekawie napisana, ale niestety nie wszystkie. Co jednak istotne, są one dość zróżnicowane.
Niestety, jak i we wcześniejszych tomach, autor nie ustrzegł się przed seksizmem i nadmiernym seksualizowaniem, a także infantylizacją stworzonych przez siebie bohaterek. Można to składać na karb czasów, kiedy książka była pisana, niemniej razi nieco czytelnika i przeszkadza w rozkoszowaniu się dobrą lekturą. Problem ten nie jest aż tak nasilony, jak we Wstęgach Aleru, ale rzuca się w oczy.
W ogólnym rozrachunku powieść wypada dobrze. Pewne niedociągnięcia w kilku aspektach są przyćmione przez zręczny warsztat pisarski i świetny pomysł Feliksa W. Kresa. Powolne spinanie całego cyklu w spójną całość daje nadzieję, że następne części będą równie ciekawe i rzucą nowe światło na to, czego już się dowiedzieliśmy o Szererze.