Nie przepadam zbytnio za romansami, sagi o wampirach mnie nie kręcą, a po Sercach z kamienia (pierwszy duży dodatek do Wiedźmina 3), nie wierzyłem w możliwość stworzenia czegoś równie porywającego. Mimo to, po zainstalowaniu Kew i Wino już sam utwór w menu kupił mnie po całości, a potem było tylko lepiej.
Nie z tej bajki
Kraina Toussaint to bajeczne księstwo, które nigdy nie zaznało prawdziwego cierpienia. Nie imały się go wojny ni też plagi. Tutaj większa część ludności prowadzi winnice, a reszta przeznacza swój czas na udział w zabawach, ucztach i hulankach. W Toussaint nawet niebo wydaje się bardziej niebieskie, a trawa bardziej zielona. Topos błędnego rycerza żyje swoim życiem i nie ma w tym wszystkim cienia przesady czy braku naturalności. Jednak każda sielanka kiedyś się kończy i tak jak dowolny organizm, również i ten nie jest perfekcyjny.
Z rozkazu Xsiężnej Anny Henrietty, nasz poczciwy wiedźmin Geralt (ileż ten chłop musi znosić) udaje się do krainy wszelkiego dobrobytu by poskromić kolejną bestię. Nie będzie to, jak się pewno domyślacie, małe nocne wyjście na utopce. Jak wieść niesie, jakiś nadludzko silny i rozumny byt w bestialski sposób morduje miejscowych rycerzy. Ciała, które znajdywano w różnych, pozornie mało istotnych miejscach, często bywały potwornie okaleczone (czy wręcz ćwiartowane). Już od tych pierwszych kilku minut gry może obudzić się w nas żyłka małego detektywa.
Soczysty kawał mięcha
Historia przedstawiona w drugim dodatku nie jest może niesamowicie zaskakująca, brak jej również w wielu miejscach nieco mistycyzmu, który w Sercach z kamienia wylewał się podczas prób odgadnięcia, kim tak naprawdę jest Pan Lusterko (swoją drogą i tu pozostawił on własne ślady, dokładniej w misji zdobycia wydzieliny wichta), mimo to nie ustępuje ona moim zdaniem dramatyzmowi znanemu choćby z linii fabularnej przygotowanej dla wątku Krwawego Barona. Nie łudźmy się zatem, iż znajdziemy tu szczęśliwe zakończenie dla wszystkich uczestników tegoż dramatu. Tak po prostu nie mogło być. W dodatku w całą intrygę zamieszany zostaje wampir, ale nie byle fleder, czy ekkima, tylko prawdziwy wampir wyższy. Pojedynki z tymi stworzeniami (choć to może nieodpowiednie słowo) są zarówno ekscytujące jak i wymagające.
Wiedźmin i jego zwierzęta
Samymi krwiopijcami jednak człowiek nie żyje, a do potwornej menażerii dołączyło jeszcze sporo innych stworzeń. Z pierwszej części Wiedźmina powróciły między innymi barghesty (upiorne psy), archespory (przeklęte rośliny) czy skolopendromorfy (robactwo). Pojawiło się też kilka zupełnie nowych sztuk, takich jak oszluzgi, dziady borowe, szarleje, pantery, a nawet parszywce. Każda z nich ma oczywiście unikalny styl zachowań i walki, a także stanowi realne wyzwanie nie tylko na najwyższych poziomach trudności. Jednak Biały Wilk również nie pozostaje bezbronny wobec silnych przeciwników, a to za sprawą rozwinięcia wiedźmińskiej mutacji, która powoduje, iż ciułane bez wyraźnego powodu mutageny, a także punkty rozwoju, znajdą swe zastosowanie. Same rozwinięcie konkretnych cech potrafi w bardzo wyraźny sposób wpłynąć na umiejętności Geralta, dodając kolejne modyfikatory do wyprowadzanych ataków, bądź też zmieniając właściwości rzucanych znaków, a to tylko niektóre z ich funkcji (na raz może być aktywowana tylko jedna mutacja). Dochodzą też nowe sloty do rozdysponowania pomiędzy pozyskane zdolności.
Obraz wart tysiąca słów
Toussaint jest całkiem spore. Tak jak zapowiadali twórcy, można by porównać jego wielkość do rozmiaru całego obszaru Skellige. Widać też na pierwszy rzut oka, że popracowano nad poziomem oprawy graficznej, gdyż ilość malowniczych pejzaży, a także miejsc budzących zachwyt, wyraźnie wzrosła. Przeważają oczywiście winnice, które bywają dość pokaźnych rozmiarów. Dzielą je od siebie rozległe pola oraz lasy. Nie brak też oczywiście jaskiń i wielkiego miasta do zwiedzenia. Beauclair nie dorównuje co prawda rozmiarem Novigradowi, ale niespecjalnie jest to wadą. W tajemnicy zdradzę też, że istnieje jeszcze druga, mniejsza kraina, do której nie każdy da radę dotrzeć grając tylko raz (a mówiąc szczerze, to jedna z największych atrakcji tego dodatku).
Moja krew
Krew i Wino ma co najmniej dwa powody, by szczycić się tytułem lepszego dodatku niż Serca z kamienia. Pierwszym z nich jest dopracowanie szczegółów, mających ogromny wpływ na grę jako całość. Dzięki łatce wypuszczonej zaraz przed premierą KiW znacząco usprawniono dwie największe bolączki tej produkcji. Zarówno interfejs, zakładki, jak i crafting zrobiono dużo bardziej przejrzyście i funkcjonalnie. Próbując stworzyć przedmiot, można teraz bezpośrednio dokupić potrzebne nam komponenty prosto z listy składników. Innymi słowy, nie trzeba już przeklikiwać co chwilę okienek w celu uzupełnienia zapasów. Zadania w dzienniku otrzymały nowe oznaczenia, dzięki którym wiem na przykład, jakiego rejonu świata ono dotyczy. Mała rzecz, acz przydatna. To tylko niektóre z usprawnień, mimo to wliczam je w poczet plusów jakie przyniosło ze sobą nowe rozszerzenie. Drugim atutem Krew i Wino okazuje się być bez wątpienia jakość questów pobocznych. Jest ich zdecydowanie więcej, w większości też opowiadają bardzo ciekawe historie (przykładowo można wziąć udział w turnieju rycerskim), a w dodatku trafiło się więcej zadań z przymrużeniem oka (sprawunki w banku = mistrzostwo). Naprawdę napotkamy niewiele momentów, które sztucznie zapychają czas gry.
Nowa talia, nowy dom, nowe ciuchy
Geraltowi za pozbycie się bestii, prócz oczywistych honorów i bogactwa, zostaje także przyznany dość niespodziewany podarunek. Otóż wiedźminowi przepisano na własność pewną opuszczoną winnicę, którą za odpowiednią opłatą, mamy możliwość rozbudowywać według własnych potrzeb. Podczas rozmów z majordomusem możemy przykładowo zaplanować budowę ogrodu, wykorzystywanego w późniejszym czasie do zbioru składników alchemicznych. Jesteśmy również w stanie przystroić nieco posiadłość za pomocą stojaków na zbroje i uzbrojenie, a także obrazów i trofeów. Jest to nie tylko bardzo sympatyczny dodatek, ale także miejsce, w którym nawet nasze decyzje poczynione w trakcie trwania głównego wątku, mogą mieć swe ujście. Nie wspominając też, iż w końcu mamy swój własny kąt, w domyśle nadający się do tego, by Biały Wilk osiadł w nim na stare lata (jak dziwnie by to nie brzmiało w kontekście rzeczywistego wieku wiedźmina).
Z pomniejszych rzeczy warto również wspomnieć o możliwości skompletowania zupełnie nowej talii do gry w Gwinta (opierającej się na ludzie zamieszkującym Skellige), a także dodatkowych, arcymistrzowskich schematów ekwipunku ze wszystkich szkół wiedźmińskich (w tym dodatkowo szkoły mantikory).
Wiedźmin 3: Krew i wino wydaje się nie mieć wad. Nawet do dubbingu trudno jest się przyczepić, gdyż brak tam jakichś uchybień w doborze polskiej obsady (nad wszystkim góruje zaś cudownie odegrana rola pana Wojciecha Manna). Jedynym, co tak naprawdę zawodzi w tym wszystkim, to pewne rozczarowanie związane z postacią głównego antagonisty. O ile końcówka tego rozszerzenia wypada jak najbardziej w porządku, o tyle sam wybór finalny okazuje się być bardzo naciągany przez co zawiązanie się walki pomiędzy Geraltem a bestią z Beauclair nie wypadło, ani trochę naturalnie. Jest to jednak na tyle mało kłopotliwy drobiazg, iż z czystym sumieniem wystawiam najwyższą notę.