Krew na śniegu
Główna bohaterka tej historii zajmuje się polowaniem na wilki, najbardziej magiczne i niebezpieczne stworzenia jej świata. Ich krew napędza gospodarkę Naklavu, uzależnia, powoduje szaleństwo. Bez niej wyspiarskie, północne miasto nie byłoby ważnym węzłem komunikacyjnym i ośrodkiem przepowiadania przyszłości.
Imię Juva pochodzi od norweskiego słowa oznaczającego pustkę i ta metafora bardzo dobrze określa sytuację dziewczyny, której życie opiera się na uprawianiu łowów i odcinania się – od rodziny, przeznaczenia, „naturalnych talentów”, jakie próbuje jej wmówić matka. Od bezsensownych rodowych tajemnic, bolesnego dzieciństwa, wiecznego zimna szlachetnego domu, gdzie czuje się raczej więźniarką niż córką. Jak widzicie, mroczna okładka tego tomu świetnie oddaje jego wnętrze – pełna blizn bohaterka będzie musiała przystąpić do walki, podczas której wszystkie one znowu się otworzą, aż powietrze wokół niej przesłoni czerwona mgiełka. Żelazny wilk to krwawa i smutna historia. Prawdziwe dark fantasy.
Czytanie z krwi
Jeśli mieliście już styczność ze światem Pettersen, wiecie, że krew ma w nim szczególne znaczenie. To źródło magii, eliksir życia wiecznego, oznaka przynależności oraz podstawa rytuałów. Trzeba tylko wiedzieć, komu jej utoczyć i jak z niej korzystać, nie tracąc przy tym wolności lub głowy. W Naklavie wiele z tego, co wymieniłam, tyczy się wilczej posoki.
Wykorzystują ją czytające z krwi wieszczki i wróżki, otoczone nimbem tajemnicy i strachem pospólstwa, a także stosownym do społecznej pozycji majątkiem. Razem z kapłanami i radą miasta stanowią o lokalnej polityce. Podtrzymują rytuały. Doradzają, jak żyć. To do nich pielgrzymują w końcu mieszkańcy całej Svartny.
Tajemnice i mroki rodzinnego domu są właśnie tym, czego Juva nie chce, choć ma w nadmiarze. Nie życzy sobie władzy opartej, w jej przekonaniu, na kłamstwie i teatralnej szopce dla naiwnych. Niestety, w wyniku różnych dramatycznych wydarzeń będzie musiała wrócić do skrzętnie porzucanych pieleszy i załatwić sprawy, które odsuwała od siebie tak długo, że przyprawiły ją o klasyczne PTSD. Ale przecież jest twardą dziewczyną mającą wiernych, pomysłowych przyjaciół – jakoś da sobie radę.
Żelazna klatka
Tytułowy Żelazny Wilk nie odnosi się do rosyjskiej baśni, nie pochodzi z legendy… chociaż ma wiele wspólnego z tajemnicami czytających z krwi. Juva nazywa tak kogoś, kto bardzo przestraszył ją w dzieciństwie, a potem (prawdopodobnie) zabił jej ojca – jedyną ciepłą, bliską jej osobę. Jedyne „ale” jest takie, że morderca istniał… jedynie w jej wyobraźni. Kiedy wraca do rodzinnego domu, pozwala wspomnieniom i strachowi wypełznąć z mroków umysłu, analizuje je, próbuje stawić im czoło – tak bardzo, że w końcu wywróci cały swój świat do góry nogami.
Specjalnie opowiadam wam o pierwszym tomie Vardari jak najbardziej enigmatycznie – tutaj wszystko ma znaczenie, jak w powieści detektywistycznej. Czasami dawno ustalony sens okazuje się zupełnie opacznie rozumiany, nieracjonalne wymysły mogą prowadzić do drastycznych błędów, ale równie dobrze ujawniać prawdę. Razem z Juvą będziecie się gubić i odnajdować w tym gąszczu, sieci niedomówień i kłamstw skrzętnie i przez stulecia tkanej rękoma czytających z krwi i wiecznych. Przecież tam, gdzie płynie krew, możliwa jest nieśmiertelność.
Bardzo cieszy mnie powrót Siri Pettersen do świata Kruczych pierścieni. Vardari to z jednej strony naturalne przedłużenie (czy raczej spojrzenie z innej strony) na tamto uniwersum, z drugiej – zupełnie nowa rzecz. Pisarka mówiła w wywiadach, że z punktu widzenia chronologii mamy do czynienia z prawie bezpośrednią kontynuacją pierwszej historii – ale przecież jesteśmy w zupełnie innym miejscu, z bohaterami niemającymi pojęcia o tym, co zdarzyło się wcześniej. Dlatego gdziekolwiek zaczniecie, wpadniecie w skomplikowaną, straszliwie starą tajemnicę, świat ukryty pod pozorami codzienności, z której nagle musi się otrząsnąć główna bohaterka. Tym razem bez żadnego łagodnego wprowadzenia – Żelazny Wilk to skok na głęboką, mroczną i przerażająco zimną wodę.