Po tym roku fani Arrowverse z pewnością odczuwają lęk, bowiem klątwa „czwórki” na dobre opanowała seriale the CW. Podobnie jak Arrow walczący z Darkhiem, tak Flash mierzący się z superinteligentnym Thinkerem, tylko rozczarował fanów. Niestety, ale trzeba to głośno powiedzieć– seria podupadła na jakości, a wprowadzone zmiany, mające na celu naprawienie problemów trzeciego sezonu, miejscami tylko pogorszyły sytuację.
Zmieniamy utarty plan działania
Od jesieni 2017 roku stało się jasne, że scenarzyści woleli odejść od konwencji wypracowanej w ciągu pierwszych trzech lat. Krytyka dotycząca mrocznego tonu serii, która pojawiła się wraz z wprowadzeniem Zooma i Savitara, trafiła prosto do serc twórców. To z kolei dało pewien powiem świeżości, ponieważ pojawiło się więcej komediowych gagów oraz pierwszy złoczyńca, który nie był speedsterem. Niestety, ale obie zmiany okazały się niekorzystne dla serialu. Nadmierny, miejscami slapstickowy ton mocno irytował, zaś postać Thinkera, zwłaszcza w drugiej połowie sezonu, wydawała się zupełnie niespójna i chaotyczna. A przecież mieliśmy mieć do czynienia z wybitnym geniuszem zła!
Pomyśl, a dopiero potem działaj!
O antagoniście warto napisać trochę więcej. Clifford DeVoe, którego pierwotną formę cielesną zagrał Neil Sandilands, z początku potrafi zaciekawić widza, bowiem to swoiste novum w galerii łotrów z Central City. Do walki z prędkością głównego bohatera wykorzystuje strategię i spryt, a dodatkowo posiada wsparcie ukochanej żony – Marlize. Plan pokonania speedstera i jego drużyny jest naprawdę ambitny i miejscami wygląda jak perfekcyjnie rozgrywana partia szachów. Jednak na tym kończy się pochwala profesora DeVoe. Towarzyszące prawie każdej wypowiedzi głębia oraz patos, szufladkują postać w pewnym utartym schemacie niezrozumianego, szalonego naukowca, jakiego komiksy i telewizja pokazały już setki tysięcy razy. Męczył też fakt, że Clifford nabywał ciała i moce swoich ofiar, przez co mieliśmy co tydzień do czynienia z zupełnie „odświeżonym” przeciwnikiem. To z kolei przypominało mi pierwsze sezony Smallville, którego odcinki skupiały się na „bossie tygodnia”. Dosłownie zaserwowano nam odgrzewany kotlet.
Team Flash
Oprócz głównego wątku z planem DeVoe, otrzymaliśmy kolejny zarys tajemnicy Speed Force. Niestety, ale i on został potraktowany bardzo pobieżnie. Nie dane było nam na poznać odpowiedzi na pytanie o to, co dokładnie stało się z Barrym, gdy był uwięziony w Mocy Pędu. Miejmy nadzieję, że wątek zostanie rozbudowany w kolejnym sezonie. Większość głównych bohaterów przez prawie całą emisję była albo bezbarwna, albo zbyt wyrazista. Czego przykładem jest Cisco sprowadzony do roli głównego błazna S.T.A.R. Labs. Jedyną postacią, która naprawdę dobrze wypadła, jest Harry (w tej roli utalentowany Tom Cavanagh). Początkowo byłem nieco zdystansowany do idei przywracania znanej wersji Harrisona Wellsa, zamiast wprowadzenia jego nowego odpowiednika. Scenarzyści udowodnili jednak, jak stary naukowiec z Earth-2bardzo się zmienił. Nauczył się empatii oraz „docenił prawdziwy sens” nauki. Warto też wspomnieć o wiecznie irytującej fanów Iris. Doceniam próby uczynienia z niej bardziej asertywnego i aktywnego gracza w całym zespole ratującym Central City. Jednak nowa rola, w jaką musiała wcielić się główna bohaterka – bycie małżonką – jeszcze bardziej uwydatniała wady postaci.
Flash wymagał odmiennego podejścia do tematu, aby uspokoić fanów po nierównym trzecim sezonie. Niestety, nie udało się. Obecny rozdział przygód speedstera z Central City był przeciętny od początku do końca. Nie zbudowano interesującego konfliktu między Team Flash a Thinkerem. Poza nielicznymi wyjątkami w tym sezonie, twórcy nie potrafili wykorzystać licznej obsady, co jeszcze bardziej uwypukliło monotonność serii. Miejmy nadzieję, że to chwilowy kryzys i już po wakacjach przyjdzie nam oglądać coś zupełnie innego.