Następny poziom
Następny poziom? Ale jak to? Nikt nam wcześniej nie sygnalizował, że taka mechanika w Jumanji… istnieje! Gra ukończona, gracze się wylogowali, czasoprzestrzeń została zagięta i wszyscy wrócili do swojego życia w momencie, gdy zostało ono zawieszone przez udział w rozgrywce. Kasetę zniszczono, ostatecznie sankcjonując zamknięte zakończenie filmu. Aż tu nagle… powstaje kolejna część produkcji — no właśnie, część. Takie Jumanji 2 (choć technicznie patrząc, to nawet i 3, ale wolę wyraźnie oddzielać nowe filmy ze świata Jumanji od pierwszego z 1995 roku). Tylko że fabularnie nie pojawia się nowa odsłona tytułowej gry — okazuje się natomiast, że po uprzednim (niedokładnym) zniszczeniu magicznie ewoluowała i stworzyła nową narrację wraz z zadaniami do wykonania. Trochę to naciągane, głównie też dlatego, że słabo wyjaśnione. Jednak do przyjęcia, gdy zawiesi się pewne oczekiwania i zupełnie jak bohaterowie, nie poświęci się ani sekundy na refleksję na temat gry, która nie dość, że ocalała (a wraz z nią całe uniwersum), to jeszcze znacznie się zmieniła. Ten brak zastanowienia nad ontologicznym statusem świata i sytuacji bohaterów to wielka niewykorzystana furtka, dzięki której twórcy mogli uniknąć fabularnego powielania schematu z poprzedniej części. Stracili tu szansę, by choć trochę go przeformułować i pogłębić całą opowieść. Postanowiłam jednak, że zaakceptuję takie uproszczenie, przymknę na nie oko i dam szansę całości.
Wybaczam Wam
Oczywiście przyjemniej by było, gdyby i fabuła okazała się bardziej skomplikowana — i mniej odtwórcza w stosunku do poprzedniej części. Przykładowo między tymi samymi bohaterami właściwymi dla świata gry dochodzi ponownie do konfliktów (choć wcielają się w nich inne niż w poprzednim filmie osoby ze świata spoza gry) — nawet ich przebieg jest taki sam. Wprowadzenie konia jako opcji dla gracza czy zmiana mocnych i słabych stron postaci niewiele pomagają i okazują się marnymi próbami urozmaicenia fabuły. Twórcy poszli na łatwiznę, może więc czasem pojawić się uczucie déjà vu. Dużo tu uproszczeń, a szkoda — bo gdyby się wgryźli bardziej w niektóre wątki, całość zyskałaby jako opowieść filmowa i wskoczyła na… wyższy poziom. Warto jednak mieć też na uwadze, że żadne z Jumanji, które powstało w tym millenium, nie miało takiej aspiracji — i jej nie sygnalizowało. Niemniej to gagi składają się na atrakcyjność Jumanji: Następny poziom, a nie wielowątkowa, pogłębiona historia. I o tym należy pamiętać.

Jumanji: Następny poziom, źródło: Sony Pictures
Taki duży, taki mały, może w Jumanji być
Motyw zamiany ciał pozostał – i słusznie! – głównym motorem napędowym filmu. Z kolei gra okazała się mieć zdolność do własnych decyzji jeśli chodzi o to, kogo wciąga do świata Jumanji. Zepsuła się na tyle, że sama nie dość, że wybierała postaci dla graczy, to i sama postanawiała kogo wessać w rozgrywkę — niezależnie od tego, kto trzymał pada. Tak oto w szranki stanęli nie tylko podejmujący świadomą decyzję nastolatkowie, ale również niczego nieświadomi starsi panowie. Dlatego też w skórze mięśniaka wylądować mógł rezolutny dziadek po operacji biodra. Wyobraźcie sobie tylko, jakie to daje możliwości! To właśnie aktorstwo i komedianckie umiejętności pozostają najmocniejszą stroną tej produkcji. Bo gdyby i ta sfera zawiodła, główny filar rozrywkowo nastawionego filmu by się załamał. Uściślając, obok wizualnych fajerwerków i animacji, to kreacje aktorskie są tym, co wpływa na dobrą zabawę w trakcie seansu. Do tego wszelkie autoironiczne żarty sprawiały, że wiele można tej produkcji wybaczyć.

Jumanji: Następny poziom, źródło: Sony Pictures
Toss a coin to your Dr Bravestone
W trakcie seansu zdarzyło mi się wyszeptać kilka komentarzy do znajomych. Jeden z nich dotyczył sposobu prowadzenia kamery — gdyby operatorzy Wiedźmina postawili na takie ujęcia, całość o wiele lepiej by się oglądało. Nie zaszkodziłoby także twórcom, gdyby wzięli przykład z montażu dobrze połączonego z muzyką, który cieszy oko i ucho w Jumanji: Następny poziom. Nauczyliby się wtedy jak osiągnąć pewną naturalność w opowiadaniu dźwiękiem i obrazem. Nie ma tu oczywiście wielkich hitów, które będziemy nucić do upadłego (żadnego „Toss a coin to your Dr Bravestone”), ale po prostu obydwie warstwy ze sobą współgrają i nie zgrzytają. Do tego animacja nie kuje w oczy — jeszcze lepiej! — jest bardzo płynna, dopracowana, dzięki czemu świat gry żyje zarówno na pierwszym, drugim, jak i trzecim planie.

Jumanji: Następny poziom, źródło: Sony Pictures
Choć w Jumanji: Następny poziom pojawiają się nowi bohaterowie i z dużym rozbawieniem można obserwować jak starszyzna w ciele młodzieńców dociera się zarówno z młodzieżą, jak i ze sobą nawzajem, to na poziomie fabularnym twórcy nie serwują nam niczego nowego. Ubierają schemat znany z pierwszej części w nowe szaty, dorzucają kilka dodatkowych postaci i delikatnie eksponują refleksję nad przemijaniem. Gdyby śmielej podjęli się wątków, które jedynie zasygnalizowali lub potraktowali powierzchownie, ta część Jumanji rzeczywiście wskoczyłaby na następny poziom. Jednak mimo to, podczas seansu zabawa była przednia. A to główna rzecz, której oczekuję po przygodowym kinie rozrywkowym.