Brzdąc w opałach
Trzej kidnaperzy postanawiają porwać dziecko zamożnego przemysłowca. Pod pretekstem sfotografowania chłopca pojawiają się w domu jego rodziców. Akcja kończy się powodzeniem, jednak sprytny dwulatek, korzystając z pierwszej nadarzającej się okazji, wymyka się porywaczom i odkrywa niedostępne dla niego do tej pory tajemnice i pokusy wielkiego miasta.
Pytanie, gdzie w tym familijnym filmie przygodowym ukryła się fantastyka? Chodzi o tytułowego brzdąca imieniem Bennington, który w realnym świecie nie miałby większych szans przejść, raczkując ruchliwą ulicą metropolii czy też wdrapać się przy pomocy dźwigu na najwyższe piętra budowy wieżowca. Nawet scena w klatce z gorylem wydaje się realna, gdyż wielokrotnie byliśmy świadkami więzi przyjaźni na linii małpa-człowiek. Pomyślmy, czy jednak sami (bez obaw) wpuścilibyśmy dziecko do klatki z potężnym, dzikim zwierzęciem? Jeżeli chodzi o zdolności manualne brzdąca, to jestem pełnym podziwu. Bez trudu posługuje się on przedmiotami zarezerwowanymi co najmniej dla przedszkolaków, a scena z podpaleniem zapalniczką przyrodzenia jednego z porywaczy to komediowy majstersztyk. Gdzie jeszcze ukryła się fantastyka? Popatrzmy, mamy trzech dorosłych facetów, którzy sprytnie uprowadzili niemowlę. Jakim cudem nie mogą zapanować nad bezbronnym dzieckiem? Fantastyka w czystej postaci.
Film Brzdąc w opałach na ekranach kin ukazał się w 1994 roku. Akademie filmowe oceniły go bardzo nisko. W mojej ocenie był to zbyt surowy wyrok, gdyż dzisiaj ma on wielu fanów, w tym również mnie. – Kamil Sawicki

Źródło: pl.pinterest.com