Myślę, że wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak w ostatnim czasie uniwersum Star Wars rozbudowało się m.in. za pomocą książek i komiksów. Tutaj mamy do czynienia z adaptacją książkową ósmej części głównej filmowej sagi. Czy powieść Jasona Fry’a jest wierną kopią opisującą wydarzenia najnowszej części, a może czymś więcej?
Więcej tego samego?
Co takiego dostarcza nam Star Wars: Ostatni Jedi: Edycja rozszerzona? Oczywiście spełnia swoją podstawową rolę adaptacji filmu. Jason Fry opisuje historię, która jest wierna tej znanej z ekranu. Widać to również w dialogach (o ile nie mam dziury w pamięci) pokrywającymi się z oryginałem. Ponadto, dostajemy większy wgląd w postacie, ich przemyślenia i kierujące nimi w różnych sytuacjach uczucia, jednak w większości przypadków wydają się bardzo przewidywalne. Przejdźmy teraz do tego, co dodał od siebie sam autor. Dodatkowe sceny to dla mnie osobiście największa zaleta tej adaptacji. Autor nie tylko pogłębia charaktery głównych bohaterów (cudowna scena, gdzie Leia wypłakuje się Chewiemu po stracie Luke’a), ale również wykorzystuje okazję do rozbudowania postaci i scen zaniedbanych przez film. Widać to w przypadku wątku Rose i Finna, których „książkowa” relacja jest zdecydowanie bardziej interesująca niż ta filmowa. Fry jednak powiela tutaj błędy z filmu, przez co dalej ciężko jest mi uwierzyć w wątek miłosny tej dwójki bohaterów.
Więcej Snoke’a?
Z zapowiedzi powieści wynikało, że na jej kartach znajdziemy więcej informacji o przeszłości Snoke’a. Osobiście nie spodziewałem się ani niczego wielkiego i odkrywczego, ani tego, że ta postać zostanie mi przedstawiona w bardziej rozbudowanej formie, więc nie mogę powiedzieć, że czuje się zawiedziony. Jason Fry pozostawia czytelnika z kilkoma faktami odnośnie przeszłości mistrza Kylo Rena, na podstawie których można sobie wyobrazić resztę. Tak więc ci, którzy od lektury adaptacji oczekiwali wielkich odkryć i rozbudowanej historii tego bohatera, będą bardzo zawiedzeni.
Co z tym tłumaczeniem?
Polskie tłumaczenie książki niestety nie pozbawione jest irytujących błędów. Kwiatki pokroju Sokoła Tysiąclecia albo zapisanie nazw droidów jako C Trzy PO i BB-Osiem powodowały u mnie zgrzytanie zębów. Zdaję sobie sprawę, że nie dla każdego są to rażące niedociągnięcia, ale nie potrafiłem przejść koło nich obojętnie.
Podsumowanie
Koniec końców Jason Fry wykonał dobrze swoją pracę w zakresie przeniesienia Ostatniego Jedi z taśmy filmowej na papier. Książka swoje mocne strony zawdzięcza inwencji twórczej autora i skonstruowanym przez niego scenom dodatkowym, w których mógł poczuć nieco swobody. Jednocześnie podczas prac nad powieścią musiał mieć na uwadze ograniczenia, jakimi obarczona jest każda adaptacja filmowa. Tytuł jest skierowany przede wszystkim do osób, którym podobał się film. Dla tych sceptycznie nastawionych do najnowszej części sagi, może stanowić solidnie napisaną wariację na temat filmu, która raczej nie spowoduje zmiany ich opinii odnośnie Ostatniego Jedi.