Słowem wstępu
Niesamowita Maska zadebiutowała w komiksach w roku 1987 w albumie Dark Horse Presents. Jej twórcami są John Arcudi (scenariusz) i Dough Mahnke (oprawa graficzna). Na swój solowy komiks przyszło jej jednak czekać cztery lata. Choć wydano wówczas kilkanaście numerów, to na chwilę sławy Maska musiała czekać do roku 1994, kiedy to na ekrany kin trafiła filmowa adaptacja zeszytów na z Jimem Carreyem i Cameron Diaz w rolach głównych. Niedługo później powstał także serial animowany. Obie produkcje jednak tylko częściowo czerpały z pierwowzoru. Stały się one bowiem tytułami familijnymi, podczas gdy oryginał przeznaczony był wyłącznie dla osób pełnoletnich, a to z powodu wysokiej brutalności i niezwykle krwawych scen. Sprawdźmy więc, która wersja Maski jest lepsza!
Maska
Maska Omnibus, album, który nie tak dawno zadebiutował na polskim rynku, to zbiór komiksów opowiadających o przygodach tytułowej Maski, wydawany w latach 1991-1995. Został on podzielony na trzy części. Pierwsza z nich nosi tytuł Maska, a przygody w niej zawarte stworzył wspomniany już duet Arcudi-Mahnke. Poznajemy w niej niezwykłą, magiczną Maskę, która trafia do niejakiego Stanleya Ipkissa. Właściciel szybko odkrywa jej niezwykłe właściwości – po jej założeniu posiadacz staje się nieśmiertelny, nadludzko silny i posiada kilka mocy, wśród nich można wymienić chociażby możliwość zmiany własnego wyglądu czy tworzenie przedmiotów z niczego. Okazuje się jednak, że nie ma nic za darmo. Maska zniewala noszącego ją i stopniowo wyciąga z niego najgorsze cechy oraz wyzwala wszelkie zahamowania, pozwalając m.in. na mordowanie niewinnych bez wyrzutów sumienia. Z czasem to ona zaczyna rządzić człowiekiem, a nie odwrotnie. I tak oto Stanley, chcący stać się superbohaterem chroniącym miasto przed złoczyńcami, sam staje się jednym z „bad guyów”. Zabija nawet policjantów. Zyskuje ksywkę Wielki Łeb i zostaje wrogiem publicznym numer 1. W końcu jednak zostaje pokonany, a Maska trafia w kolejne ręce!
Pierwszy rozdział Maski, szczerze mówiąc, nie jest powalający. Historia jest momentami nudna i rozwleczona. Często sprowadza się jedynie do tego, że Wielki Łeb zabija kolejne osoby, a krew leje się strumieniami. I tak wędrujemy od jednego trupa do drugiego. Zdarzają się także przeskoki czasowe, mogące wprowadzić czytelnika w lekką dezorientację. Strona graficzna z kolei jest niezwykle prosta i czuć w niej klimat lat 90. Często brakuje tu tła, a postaci wydają się dość karykaturalne, a czasem i podobne do siebie. Nie może także zabraknąć kobiety o idealnych kształtach, często odziana dość skąpo i kusząca swymi wdziękami. Najjaśniejszym punktem są teksty głównego bohatera (który zmienia się w kolejne osoby noszące Maskę). Są one zabawne i przełamują monotonię. Im więcej gościa z zieloną twarzą, tym lepiej dla odbiorcy, a na nasze szczęście jest go tu całkiem sporo!
Powrót Maski
W drugim rozdziale Maska trafia w ręce bandytów. O ile poprzedni posiadacze starali się w jakiś sposób okiełznać moc przedmiotu, tak tu mamy jeszcze większą, krwawą jatkę. Do gry powracają także znani już bohaterowie, którzy chcą powstrzymać Wielkiego Łba.
Ta część Maski Omnibusa jest zdecydowanie najlepsza spośród wszystkich trzech. Autorzy najwyraźniej postanowili rozwinąć fabułę i dać nam coś więcej niż kilka dobrych żartów i stos trupów. Nie tylko Wielki Łeb jest tu interesujący. Rozwinięto wątek konfliktu pomiędzy głównym bohaterem, a niejakim Walterem, olbrzymem posiadającym nadludzką siłę i odporność. Postać tę mogliśmy poznać już wcześniej, jednak dopiero teraz odgrywa on większą rolę. Równie dobrze wypada także Kathy, jedyna kobieta nosząca Maskę i jedyna osoba, która jest w stanie się jej sprzeciwić. Nie brakuje tu akcji, nie ma nudnych przerywników, a teksty gościa z zieloną twarzą są jeszcze zabawniejsze. Postarano się także uchylić rąbka tajemnicy dotyczącek pochodzenia tytułowego przedmiotu. Graficznie także jest znacznie lepiej. Rysownik nadał postaciom osobowości, dbając o ich wygląd. Już nie można powiedzieć, że znajdziemy tu kilkoro identycznych ludzi. Także w tle nie brakuje szczegółów. Wciąż wszechobecna jest również przemoc i krew, które nadają komiksowi odpowiedniemu klimatu.
Maska kontratakuje
W ostatnim rozdziale Maska trafia w ręce czterech studentów. Każdy z nich ma inne życiowe cele i pragnienia, a magiczny przedmiot stara się pomóc im spełnić swoje marzenia. Oczywiście robi to w swoim stylu, przez co na ulicach znów zaczyna panować chaos i zniszczenie. Znów jest krwawo, choć tym razem odpowiedzialny jest za ten bałagan Walter, a nie Wielki Łeb.
Trzecia część jest niemal tak samo dobra jak druga. Powstała ona już po premierze filmu i pierwszych emisjach serialu animowanego. Być może to sprawiło, że i twórcy zmienili nieco swoje podejście. Choć nadal nie brakuje tu scen przemocy, to kurek z krwią został niemal całkiem zakręcony, a i ofiar śmiertelnych odnotujemy tylko kilka. Konflikt z Walterem jest nadal jednym z kluczowych elementów, ale nie zmienia to faktu, że wciąga on odbiorcę. Z kolei osoby noszące Maskę zaczynają być coraz bardziej podobne do postaci z kreskówek, co dodaje jeszcze komizmu. Mamy tu także kilka scen abstrakcyjnych, surrealistycznych i psychodelicznych jednocześnie, kiedy to magiczny artefakt nakłada będący pod wpływem narkotyków chłopak. Jego wizje są niepokojące, ale i intrygujące, czyli świetne oddane przez autora rysunków, za co należy mu się spory plus!
Smokin’!
Jeśli widząc komiks Maska Omnibus, myślicie o Jimie Carreyu – lepiej przestańcie. Ten album zdecydowanie różniący się od filmowej adaptacji. To nie będzie także nostalgiczna podróż do animacji emitowanej przez Cartoon Network. Pomijając fakty, że Ipkiss nie gra tu głównej roli i szybko znika z fabuły, a pies Milo w ogóle się w niej nie pojawia, ale najważniejsze jest to, że tytuł przeznaczony został wyłącznie dla starszych odbiorców. Jest tu krwawo, brutalnie i wulgarnie. Nie brakuje też szaleństwa i chaosu oraz czarnego humoru. Początkowy rozdział może wydać się nieco nudny i nużący, ale im dalej w las, tym lepiej. Drugi i trzeci rozdział wynagrodzą Wam gorsze momenty z pierwszego. Ostatecznie pierwszy tom zaliczyć można do udanych i z czystym sumieniem można go polecać. To prawdziwy kawał historii komiku i należy go poznać. Warto jeszcze dodać, że Non Stop Comics już szykuje ciąg dalszy! Kto wie, może nawet doczekamy się przygody, w której Wielki Łeb poznaje Jokera czy Lobo!