Materiały z produkcji Władcy Pierścieni oraz Hobbita stanowią inspirującą rozrywkę. Jeżeli ktoś nie zapragnął od razu zająć się tworzeniem scenografii albo grafiką komputerową, to przynajmniej dowiedział się więcej o tym, jak kreatywna, ale też długa i żmudna, może to być praca. Oto kilka ciekawostek o gigantycznych projektach, jakimi były obie trylogie.
1. Wszyscy ludzie Herkulesa
Jeżeli pod koniec lat 90. było się aktorem w Nowej Zelandii, istniała duża szansa, że zagrało się epizod w serialach kostiumowych Herkules i Xena – wojownicza księżniczka, za którymi stali Sam Raimi i Robert Tapert. Dlatego mimo często nikłej znajomości kina nowozelandzkiego widzowie mieli wrażenie, że kojarzą twarze z Władcy pierścieni i Hobbita.
Rekordzistą jest Karl Urban. Aktor, który w filmie na podstawie trylogii Tolkiena zagrał Eomera z Rohanu, wystąpił w obu serialach w czterech rolach. W Xenie wcielił się w Juliusza Cezara (na osiem odcinków), a także w dwóch różnych epizodycznych bohaterów. Natomiast Kupidyna – ubrany w skórzaną spódniczkę, z doczepionymi skrzydłami i niedorzeczną blond fryzurą – zagrał w trzech odcinkach.
Kilka różnych drugoplanowych ról przyjęli także Craig Parker (Haldir), Marton Csokas (Celeborn) oraz Bruce Hopkins (Gamling). Manu Bennett (Azog Plugawy) został Markiem Antoniuszem, a Dean O’Gorman (Fili) wcielił się pewnego razu w Homera, by potem zagrać Jolaosa – przyjaciela Ryana Goslinga Młodym Herkulesie, który był spin-offem serii o legendarnym bohaterze.
Sama Xena, czyli Lucy Lawless, też była brana pod uwagę. Miała wcielić się w Galadrielę. Jednak zajście w ciążę pokrzyżowało te plany, a panią Lorien została Cate Blanchett. Z tego samego powodu Uma Thruman zrezygnowała z roli Arweny.
2. Arwena – wojownicza księżniczka
W książce Arwena nie miała zbyt wielkiej roli, co Jackson postanowił zmienić, bo skoro już miał zaangażować hollywoodzką aktorkę, to warto byłoby to wykorzystać. Dlatego Liv Tyler dobyła miecza. To pozostałość po pierwszych negocjacjach z wytwórnią Miramax, według których postacie ukochanej Aragorna i księżniczki Eowiny miały zostać połączone, a cała historia opowiedziana w dwóch filmach (New Line Cinema przejęło projekt pod warunkiem, że powstaną trzy filmy). Zabawne, że na samym początku musieli walczyć, by zrobić więcej filmów, prawda?
Gwiazda Wieczorna zastąpiła Glorfindela i doprowadziła rannego Froda bezpiecznie do Rivendel. Ale nie był to jedyny moment, w którym dostała do ręki miecz. Arwena, według wersji Jacksona, walczyła także w Helmowym Jarze w Dwóch wieżach. Jej obecność jednak została wymazana na etapie postprodukcji. Oddział elfów z Haldirem na czele oraz nieobecność Eomera były wystarczającym odstępstwem od książki.
Podczas sceny ostatniej szarży króla Theodena na Uruk-hai można dostrzec jeźdźca w fioletowym płaszczu, gdzieś za plecami króla Rohirrimów. To właśnie Arwena.
3. Jed Brophy jest wszędzie!
W Hobbicie wcielił się w krasnoluda Noriego. Jednak z Peterem Jacksonem pracował o wiele wcześniej – jeszcze na planie Martwicy mózgu z 1992 roku.
We Władcy Pierścieni Brophy pojawiał się kilkukrotnie i w większości występów miał na sobie mocną charakteryzację. Dwukrotnie wcielił się w orków w Dwóch wieżach – najpierw chciał zjeść nogi Merry’ego i Pippina jako Snaga, a potem dowodził atakiem wargów na ludzi króla Theodena. To od niego Legolas i Gimli dowiedzieli się, że Aragorn spadł ze skarpy.
W wersji reżyserskiej filmu pojawił się także jako jeździec Rohanu, który wraz z Eomerem odnajduje ciężko rannego księcia Theodreda. Jest też w Powrocie króla. W jasnych szatach i peruce dołączył do orszaku, podróżującego wraz z Arweną do Szarej Przystani nim Gwiazda Wieczorna zdecydowała się zawrócić. W tej samej scenie pojawił się Bret McKenzie z zespołu Flight of the Conchords w roli elfa, którego obsada nazywała Figwit (od Frodo Is Great, Who Is That?). Po latach muzyk powrócił w Hobbicie, a jego bohater otrzymał imię Lindir i kilka kwestii.
Kiedy przyszło do poszukiwań drużyny Thorina, dyrektor castingu wiedziała do kogo zadzwonić. Jed Brophy w jednym z wywiadów przyznał nawet, że czekał na ten telefon od kiedy dowiedział się, że Jackson pracuje nad Hobbitem, a kiedy dostał angaż, to rozpłakał się z radości. Poza rolą Noriego był też testerem nowego systemu motion capture używanego na postaci Golluma. Odgrywał sceny z jaskini jeszcze zanim Andy Serkis pojawił się na planie (i zniszczył kilka kamer zbyt intensywnie chlapiąc wodą).
4. I nie tylko on, czyli jak Jackson mnoży aktorów
Jed Brophy nie jest zresztą jedynym aktorem, który trafił do Hobbita, a wcześniej pracował z Jacksonem. Mark Hadlow, czyli Dori, wystąpił w jednym z pierwszych projektów reżysera – wulgarnym Meet the Feebles (1989), a kilkanaście lat później w King Kongu.
Hadlow zagrał także podwójną rolę w Hobbicie – był krasnoludem oraz jednym z trzech trolli, które pojmały drużynę Thorina. Podobnie zresztą William Kircher (Bifur z toporkiem w głowie) i Peter Hambleton (Gloin). Wszystko zgodnie z tradycją, w poprzedniej trylogii ustanowionej przez Johna Rhys-Daviesa (Gimli i Drzewiec).
Sam reżyser starał się pojawiać w każdym z filmów – był między innymi korsarzem, żołnierzem w Helmowym Jarze, pijakiem i krasnoludem uciekającym z Ereboru. Nie udało mu się znaleźć jedynie w Pustkowiu Smauga. Co prawda nakręcił scenę, w której wciela się w szpiega śledzącego Barda, ale w ostatecznym montażu nie trafiła ona do filmu. Według producentki Philippy Boyens stało się tak z powodu najgorszego w historii kinematografii poziomu aktorstwa, jakie zaprezentował Jackson.
A kiedy trzeba było znaleźć statystów lub drugoplanowe postacie, sięgali po krewnych i znajomych,a nawet pracowników. We wszystkich filmach wzięły udział dzieci Jacksona i Fran Walsh, w Pustkowiu Smauga wystąpiły matka i siostra Orlando Blooma, w Bitwie Pięciu Armii rodzice Lee Pace’a (Thranduil). Córki Jamesa Nesbitta (Bofur) zostały filmowymi dziećmi Barda, a jego żona matką Bilba. W Dwóch wieżach wystąpił syn Phillipy Boyens jako Haleth, młody chłopak walczący w Helmowym Jarze. Swoje małe role zagrali rysownicy Alan Lee i John Howe, a także choreograf Terry Notary i projektant produkcji Dan Hennah, który został Starym Tukiem.
5. David Bowie w Rivendel?
Uwaga, po tym możecie już nigdy nie spojrzeć na Elronda tak samo!
Hugo Weaving jest dobrym aktorem i szanowanym nazwiskiem w Australii i Nowej Zelandii. Ale angaż muzyka do roli Elronda wydaje się teraz zmarnowaną szansą. Bowie, niesamowicie charyzmatyczny piosenkarz, w dodatku o oryginalnej urodzie, miał doświadczenie w superprodukcjach fantasy po Labiryncie Jima Hensona, nie wspominając o wcielaniu się w majestatyczne istoty nie z tego świata.
Plotki o tym, że właśnie David Bowie starał się o tę rolę potwierdził nawet Dominic Monaghan, który w jednym z wywiadów opowiadał, jak zobaczył muzyka w recepcji agencji talentów, kiedy czekał na swoje przesłuchanie do roli Merry’ego Brandybucka.
Po premierze Drużyny Pierścienia Jackson stwierdził, że połączenie kultowej postaci literackiej z już kultową osobowością sceniczną wydało mu się wyjątkowo niezręczne. Podobna sytuacja miała miejsce z Gandalfem, którego pierwotnie miał zagrać Sean Connery. To też było zbyt wielkie nazwisko, więc Jackson zdecydował się na mniej wtedy znanego Iana McKellena. W decyzji pomogło też to, że Connery nie zrozumiał scenariusza.
6. Po trzykroć Azog!
Chociaż w książce nie było żadnego bladego orka, który podążał za Thorinem, postanowiono wprowadzić go do filmu, by nadać wagi historii. I od samego początku ta postać przysporzyła projektantom problemów.
Azog Plugawy najpierw był wielkim orkiem z dziwnymi ornamentami na twarzy, potem okuto go w zbroję i pomalowano czerwoną farbą. Wtedy grał go Conan Stevens, który dla tej roli porzucił dopiero rozpoczynającą się Grę o tron. Następnie ktoś wpadł na pomysł, by Azog był starcem, więc stał się mniejszy, a jego skórę znaczyły głównie zmarszczki. To także nie spodobało się Jacksonowi, który zdecydował w końcu, że blady ork zostanie wygenerowany komputerowo na podstawie motion capture wykonanego przez aktora Manu Bennetta.
A skoro mieli już na planie tylu orków i przygotowane dla nich charakteryzacje, nie chcieli ich marnować. Dlatego jeden z projektów Azoga stał się orkiem torturującym Gandalfa w Twierdzy Czarnoksiężnika, a inny został użyty jako zwiadowca na wargu.
7. Od 2003 roku był Bilbem i o tym nie wiedział
Martin Freeman był dla wielu fanów Tolkiena, a także widzów Sherlocka, idealnym kandydatem do roli Bilbo Bagginsa. Okazało się, że nie tylko dla nich.
Philippa Boyens zauważyła go podczas gali rozdania nagród BAFTA już po premierze Powrotu Króla. Zwróciła się wtedy do obecnego tam również Jacksona, wskazała młodego aktora, i powiedziała, że jeżeli kiedykolwiek nakręcą Hobbita, to tam stoi ich Bilbo. Freeman był najbardziej znany z roli w serialu komediowym The Office. Na tamtej imprezie jeszcze nie przypuszczali, że minie niecałe dziesięć lat, a wszyscy spotkają się na jednym planie.
Freeman był tak naprawdę ich jedynym kandydatem. Zdecydowali, że najpierw zadzwonią do jego agenta, a jeżeli nic z tego nie wyjdzie, będą szukać kogoś innego. Zgodzili się nawet zaplanować harmonogram zdjęć wokół jego pracy nad serialem Sherlock. Kiedy on przez kilka tygodni kręcił dla BBC w Londynie, ekipa w Wellington realizowali wszystkie sceny, które nie wymagały jego obecności.
8. Jak Hobbit zmęczył Gandalfa
Przy Władcy Pierścieni nie było problemów z kręceniem scen z postaciami, które różniły się od siebie wzrostem. Ian McKellen siadał bliżej kamery, podczas gdy Elijah Wood zajmował miejsce w głębi planu, a widz miał wrażenie, że to naprawdę niziołek i większy od niego czarodziej pijący wspólnie herbatę.
Ale przez kilkanaście lat technologia poszła do przodu, a do tego ktoś wpadł na pomysł, że Hobbit musi mieć wersję 3D. I sztuczka z wymuszoną perspektywą przestała działać. Dlatego sceny w Bag End kręcono na dwóch planach. Na jednym cisnęli się aktorzy w strojach krasnoludów, a na drugim – w całości pokrytym zielonym materiałem – stał mocno zagubiony Ian McKellen.
Aktor mówił potem, że ta nieznana dla niego technika kręcenia filmu wpłynęła na niego bardzo negatywnie. Do tego stopnia, że rozważał rezygnację z zawodu, a nawet z tego projektu, jeżeli jego praca miałaby od teraz polegać tylko na staniu w zielonym pokoju bez możliwości grania z żywym człowiekiem, który reaguje i odpowiada. To uczucie potęgował jeszcze fakt, że kilka metrów dalej reszta obsady odgrywała te same sceny, ale wypadała naturalniej, a słuchał ich dialogów przez niewielką słuchawkę.
Kiedy zdjęcia na planie Bag End dobiegły końca, McKellen odetchnął (rozmowa z Peterem Jacksonem na ten temat też na pewno pomogła). Chociaż nie uniknął powrotu na green screen, bo w Hobbicie było tych scen trochę za dużo, to mógł przynajmniej pracować w towarzystwie prawdziwych ludzi, a nie kilkunastu znaczników.
9. Co byśmy zrobili bez Viggo?
I pomyśleć, że mało brakowało, a nie zostałby Obieżyświatem!
Pierwszym, który włożył znoszony kostium Aragorna, był Stuart Townsend (Królowa potępionych, Liga niezwykłych dżentelmenów). Viggo Mortensen był wtedy po prostu jednym z kandydatów, obok Vina Diesela, Daniela Day-Lewisa, Russela Crowe’a i Nicolasa Cage’a. Jednak na krótko przed rozpoczęciem zdjęć, Townsend, który odbył dwumiesięczny trening do roli, został odesłany do domu, kiedy do Jacksona dotarło, że aktor dwudziestokilkuletni może nie być przekonujący w roli Obieżyświata.
Nawet wtedy Mortensen nie był zainteresowany rolą, która na nowo stała się dostępna. Chciał ją odrzucić, ale syn Henry – wielki fan Tolkiena – przekonał go do projektu. Kilka tygodni po rozpoczęciu głównych zdjęć Viggo Mortensen leciał do Nowej Zelandii, w czasie podróży studiując obszerną powieść. Henry, w nagrodę za udane negocjacje z ojcem, także wziął udział w filmie, ucharakteryzowany na orka.
Potem okazało się już, że Mortensen jest dobry we wszystkim, czego się tknie – a to bardzo przydało mu się na planie. Sam brał udział w scenach walk i mało kiedy korzystał z dublera. Właśnie dlatego podczas jednej sekwencji kaskader złamał mu zęba. Mortensen świetnie posługuje się mieczem, co wychwalał nawet zatrudniony do trenowania aktorów olimpijski szermierz Bob Anderson. Do tego nauczył się języka elfów (do pięciu, które już znał) oraz własnoręcznie prał, reperował oraz ulepszał swój kostium (naramienniki Boromira były jego pomysłem), by nadać mu autentyczności.
Po zakończeniu zdjęć odkupił dwa wierzchowce biorące udział w filmach. Jednym z nich był rumak, na którym jeździł. Drugi trafił pod opiekę aktora, by oba konie dotrzymywały sobie towarzystwa. Kilka lat później kupił także konia, który „zagrał” z nim w filmie Hidalgo.