Każdy rok przynosi nowe filmy – lepsze i gorsze. Są też takie, na które szczególnie czekamy. Saint Maud był właśnie taką propozycją – wyczekiwaną, chcianą, pożądaną. Czy stał się niezapomnianą? Debiut brytyjskiej reżyserki Rose Glass to propozycja dla wielu, ale na pewno nie dla każdego.
Thriller psychologiczny
Kilka pierwszych kadrów utwierdziło mnie w przekonaniu, że Saint Maud nie będzie klasycznym horrorem. Młoda dziewczyna, Maud, której historię poznajemy w filmie, to ofiara świata pełnego zła i występku. Jej nawrócenie nie powinno być jednak postrzegane wyłącznie jako przykład subiektywizacji doświadczenia religijnego. Podczas seansu zauważymy bowiem takie motywy jak: ascetyzm, cierpiętnictwo czy obsesyjne pragnienie zbawienia. Schemat fabularny Saint Maud, obejmujący mistyczne (obłędne!) doświadczenia głównej bohaterki, może przypominać ekranizację powieści Misery, dramat Polańskiego Wstręt czy amerykański thriller Co się zdarzyło Baby Jane?. Tytułowa Maud, która trudni się pielęgniarstwem, sama wprowadza widza w swój świat. Jedną z jej podopiecznych jest bogata (i bezbożna) Amanda. Maud podejmuje się trudnego zadania – chce nawrócić kobietę za wszelką cenę, co ma umożliwić pogłębienie relacji z Bogiem. Saint Maud to klasyczne studium przypadku, studium szaleństwa. Obsesyjna dewocja prowadzi bohaterkę do nieprzemyślanych decyzji i naraża życie innych ludzi na niebezpieczeństwo.

Źródło: nylon.com
Grzechu warta
Ogromne brawa należą się Morfydd Clark! Aktorka gra bardzo naturalnie, co sprawia, że widz z zaangażowaniem śledzi jej losy. Ponadto może on mieć wrażenie, że Maud cierpi na zaburzenia psychiczne (psychozę) – w jednej chwili z delikatnej, młodej dziewczyny zmienia się bowiem w drapieżną, niebezpieczną wyznawczynię. Działania tytułowej bohaterki mogą przypominać postaci z horroru Carrie Stephena Kinga – podatną na wpływy córkę i nad wymiar pobożną matkę. Inną aktorką Saint Maud, której rolę należy wyróżnić, jest Jennifer Ehle, filmowa Amanda. Portret umierającej gwiazdy został przygotowany z uwzględnieniem najdrobniejszych szczegółów. Niemalże równoległe kreacje dwóch neurotycznych postaci kobiecych – Maud i Amandy – stanowią interesującą perspektywę. Saint Maud nie czyni nas biernymi widzami, a wciąga do świata, którego jeszcze nie znamy. Szkoda tylko, że reżyser zapomniał o atutach gatunku, do jakiego przynależy, przynajmniej w założeniu, Saint Maud. Propozycja Rose Glass może przypominać horror Suspiria, którego twórcą jest Luca Guadagnino. Oglądając oba te obrazy, dostrzegamy eskalację szaleństwa bohaterek. Zakończenie nie pozwala jednak uzyskać odpowiedzi na wszystkie dręczące nas pytania.

Źródło: thinkingfaith.org
Estetyka obrazu
Studio A24 przyzwyczaiło nas do interesujących fabularnie horrorów. Większość z nich cechuje nowatorskie podejście do wyświechtanych przez lata atutów gatunku. Wspomnieć można chociażby takie filmy jak: Dziedzictwo. Hereditary, Impostor czy Midsommar. W biały dzień. Na tle innych produkcji Saint Maud wyróżnia realizacja fabularna. Podobać się będą zarówno kostiumy, jak i elementy scenografii. Klimat opowieści podkreślają zdjęcia Bena Fordesmana – niesamowita gra cieniami i głębia koloru – oraz muzyka Janoty Bzdowskiego. Jak zaznaczyłam wcześniej, Saint Maud nie sposób jednak nazwać klasycznym horrorem – klimat grozy budowany jest powoli (istotny dla fabuły jump scare pojawia się dopiero w drugiej połowie filmu!), dodatkowo niewiele elementów fabularnych jest w stanie nas przerazić. Niektórych odbiorców zapewne będą bawić ekstatyczne spazmy głównej bohaterki, które będzie ona postrzegać jako bliskość Boga. Uwagę wielu zwróci również umięśniony Jezus na umiłowanym (czczonym) krzyżu Maud oraz medalik z wizerunkiem jawnogrzesznicy Marii Magdaleny na szyi kobiety. Przypadek? Nie sądzę.
Za możliwość obejrzenie filmu Saint Maud dziękujemy sieci kin Cinema City.