Pokładałam ogromne nadzieję w Maggie Stiefvater, której jedna z książek, Wyścig śmierci, została uhonorowana nagrodą im. Michaela L. Printza, dlatego pełna entuzjazmu chwyciłam jej kolejną powieść, Przeklęci święci. Blogerzy chwalili tytuł, więc bez namysłu zatopiłam swoje ząbki w historii. Miała to być okraszona cudami, wartką akcją i tajemnicami książka, która przyciągnie i utrzyma naszą uwagę, aż do samego końca. Tak oczekiwana pozycja nie może przecież zawieść czytelnika. Niestety. Coś poszło nie tak. Moja nadzieja względem tej książki została brutalnie rozpaćkana na ścianie. Czemu?
To wszystko?
Wydawnictwo Urboros w taki oto sposób reklamuję tę książkę:
Wszyscy chcą cudu! Każdy boi się jednak konsekwencji, które za nim stoją.
Za każdym świętym stoi cud! Za każdym cudem stoi człowiek. W każdym człowieku jest mrok, z którym musi się zmierzyć.
Konsekwencje, które niesie ze sobą cud, mogą okazać się mroczne i niebezpieczne. Czy jesteś w stanie podjąć ryzyko?
Konsekwencje, które niesie ze sobą cud, mogą okazać się inne, niż oczekujesz. Czy jesteś w stanie zmierzyć się z mrokiem, który w sobie nosisz?
Cud nie zawsze jest tym, czego się spodziewasz.Olbrzym, pastor z głową kojota, mężczyzna porośnięty mchem i kobieta, na którą zawsze pada deszcz – wszyscy przybyli do sennego i tajemniczego miasteczka Bicho Raro w oczekiwaniu na cud. Zamieszkuje je rodzina Soria, wśród której od wieków rodzą się święci, a pątnicy zmierzają do nich z najdalszych zakątków kraju.
Beatriz, Joaquin i Daniel są kuzynami i postanawiają zawalczyć o swoją przyszłość. Chcą zmierzyć się z rodzinną legendą oraz przekleństwem. Pozornie niedostępna i zimna Beatriz uważa, że nie dotyczą jej porywy serca. Joaquin jako tajemniczy Diablo, Diablo oddaje się pasji prowadzenia nielegalnej rozgłośni radiowej. Daniel – mianowany przez rodzinę świętym z Bicho Raro – zdaje się czynić cuda dla wszystkich poza sobą.
Nad pustynne Kolorado nadciąga mrok, który można pokonać tylko wtedy, jeśli ma się odwagę spojrzeć w głąb siebie i zmierzyć się z własnymi uczuciami. Jak cuda odmieniają los pątników, tak los rodziny Soria odmieni się wraz z przybyciem do miasteczka Pete’a Wyatta i historią pewnej miłości.
Opis, jak sami widzicie, potrafi skusić. Jednak nie sądziłam, że zdradza już całą fabułę. Po przeczytaniu pierwszych stu stron książki miałam nadzieję, że może nutka akcji, choćby kapeńka, pojawi się na kartach powieści i będę mogła dziarsko i z niecierpliwością śledzić dalszą akcję. Jednak naprzeciw moim oczekiwaniom wyszło coś głęboko psychologicznego i zmuszającego do refleksji, a nie lekka książka dla młodzieży. Zamiast obiecanej akcji otrzymujemy historię nudną jak flaki z olejem, w którą zdecydowanie za ciężko będzie się wgryźć nastolatkowi.
Specyficzność
Ta książka jest specyficzna. Nie posiada luźnego tonu, wartkiej akcji czy bohaterów, z którymi można się zaprzyjaźnić. Autorka, najprawdopodobniej chcąc stworzyć coś innego i refleksyjnego, skupiła się w dużej mierze na tym, co przeżywają wszystkie postaci zawarte w książce. Psychologiczne wynurzenia czy „problemy”, z którymi zmagają się bohaterowie byłyby dużo ciekawsze, gdyby powieść zawierała jakąś porywającą akcję wplecioną w ten bełkot. Możliwe, że wtedy byłaby ona bardziej lekkostrawna dla młodego człowieka, sięgającego po książkę w głównej mierze po to, by przeżyć przygodę, a nie zastanawiać się nad filozoficzną stroną życia i czym są cuda. Czasem ma się wrażenie, że ilość metafor, która buduje całą historię jest przytłaczająca i ciężko jest wyłapać znaczenie choćby kilku z nich. Niestety, Przeklęci święci fundują nam surrealistyczne przeżycie, w które ciężko się wgryźć.
Technicznie rzecz biorąc…
…książka też nie powala. Czytało się ją naprawdę ciężko, a to za sprawą korekty (a właściwie jej braku). Miało się wrażenie, że wszystko jest zrobione na „odwal się”, łącznie z pomysłem na historię. Momentami jest to nie powieść, lecz scenariuszowy skrypt, który opisuje ze szczegółami takie detale jak kształt gotowanego makaronu, czy wzór na płóciennych spodniach, których bohater nie chce zabrudzić. Książka jest napisana dość chaotycznie, więc podczas czytania, niestety, są potrzebne duże skupienie i liczne przerwy, by przetrawić tekst. Szkoda, że Przeklęci święci to jedna z tych pozycji, które czyta się na raty, bo w taki oto sposób, pomimo naprawdę dużego potencjału, następuje marnotrawstwo dobrego pomysłu.