Netflix to obecnie jedna z największych ogólnoświatowych platform, na której można znaleźć filmy i seriale. Kilka miesięcy temu zawitał również i w nasze skromne polskie progi. Niestety większość osób zainteresowana zakupem abonamentu na platformie poczuła się rozczarowaną dostępną na niej ofertą. Cóż, do tej amerykańskiej palety dostępnych produkcji tej, która weszła na polski rynek, daleko. Niby jedna firma, a oferta zupełnie inna. Ta nasza była oczywiście uboższa, i to o wiele. Początkowe programy dostępne na platformie nie zachęcały: okazało się, że nie ma ich bowiem za wiele. Z miesiąca na miesiąc oferta była jednak rozszerzana, co cztery tygodnie, o ile nie częściej, pojawiały się jakieś nowe produkcje – czy to filmy, czy seriale. Netflix zaczął nabierać kolorytów.
Warto jednak pamiętać, że na tej platformie nie tylko można wyświetlić produkcje, tworzone przez zagraniczne stacje, ale także obejrzeć seriale, które zostały wykreowane właśnie przez Netlfix. I to nie byle jakie obrazy, większość z nich, o ile nawet nie wszystkie, jest oglądana przez odbiorców i to z zapartym tchem. Przykłady? Marco Polo, House of Cards, Daredevil czy Jessica Jones to tylko niektóre z nich. W przyszłości czeka nas mnóstwo innych premier, większość to produkcje o superbohaterach – jak Iron Fist czy Luke Cage.
Co ciekawsze, każdy serial Netflixa, jaki się pojawi na jego platformie, zdobywa sobie rzesze fanów, każdy się podoba i każdy chce więcej. Sukces? Zdecydowanie! Ale nie tylko, bo trzeba przyznać, że platforma wie, jak stworzyć ciekawą produkcję, która na długo zostanie w pamięci widzów. Obrazy Netflixa są dobrze zrealizowane, aktorzy doskonale dobrani, a poruszana w nich tematyka bardzo różna. I nic nie wskazuje na to, by platforma miała zrezygnować z produkcji, które znoszą złote jajka. A już na pewno nie po tak dużym sukcesie ich najnowszego serialu – składającego się z ośmiu odcinków Stranger Things.
Piętnastego lipca odbyła się światowa produkcja obrazu Matat Duffera i Rossa Duffera. I chyba nikt nie przewidział, jak zostanie odebrana. Nie minęło kilka dni, a serial Stranger Things okrzyknięto najlepszą produkcją Netflixa. Zachwytom nie było końca, i nadal nie ma. Zwłaszcza miłośnicy klasycznego horroru, choć nie tylko oni, chwalą sobie ten serial. A na czym polega fenomen Stranger Things? Skąd nagle, w dobie strasznych produkcji, które są takie tylko z przynależności gatunkowej, boom na ten serial? Z kilku powodów. Warto wspomnieć, że sam Stephen King, gdyby ktoś nie wiedział, to jeden z najbardziej poczytnych współczesnych pisarzy grozy, wypowiedział się o serialu w bardzo pochlebny sposób:
„STRANGER THINGS is pure fun. A+. Don’t miss it. Winona Ryder shines”
„Watching STRANGER THINGS is looking watching Steve King’s Greatest Hits. I mean that in a good way”
I nie tylko on. Nawet Guillermo del Toro zabrał głos, a dokładniej, ćwierknął*, w sprawie Stranger Things:
„Stranger Things may be a lot of thngs: King, Spielberg, 80’s, myself (Duffers pointed that to me) but what it is, above all, is good!!”
Już same opinie znawców gatunku mówią same za siebie, nieprawdaż? Ale żeby nie było, iż wierzę we wszystko, co przeczytam, sama postanowiłam przekonać się o tym, dlaczego ta produkcja została uznana za najlepszą Netflixa. I czy ta łatka rzeczywiście jest zasłużona.
Zanim zaczniemy wgłębiać się w strukturę i nawiązania, jakie pojawiają się w najnowszym netflixowskim obrazie, kilka słów o fabule, która, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie wydaje się niczym specjalnym.
Lata osiemdziesiąte, małe senne miasteczko, gdzie każdy zna każdego (czytaj: każdy wie wszystko o każdym). Życie biegnie tutaj swoim spokojnym torem. Oczywiście do czasu, bo przecież musi stać się coś, co zmieni tę małą sielankę. I tak pewnego dnia znika dwunastoletni chłopiec, Will. Ani matka, ani brat, ani najbliżsi przyjaciele nie wiedzą, dokąd mógł pójść; trudno uwierzyć w to, by uciekł do swojego ojca, który od dawna nie interesuje się synem. Rozpoczyna się poszukiwanie. Czy Will się odnajdzie?
Moja przygoda z serialem rozpoczęła się od wielkiego zawodu. Nasłuchałam się i naczytałam sporej liczby wyznań o tym, jak to widzowie podczas jednego posiedzenia dosłownie pochłonęli wszystkie osiem odcinków. Że Stranger Things to cud, miód i orzeszki. Jako miłośniczka wszystkiego z grozą w tle, po prostu musiałam obejrzeć ten serial. Włączyłam pierwszy odcinek i… mocno się rozczarowałam. Tak, przyznaję się bez bicia, premierowy epizod w ogóle mi się nie spodobał – fabuła wydawała mi się bardzo przewidywalna i nie wiedziałam, czym tak zachwycają się te miliony. Dlatego też po pierwszym odcinku nie śpieszyło mi się do zapoznania się z dalszymi przygodami Joyce, Mike’a, Nancy i spółki.
Mijały dni, a ja nadal nie mogłam się przekonać do obejrzenia kolejnych siedmiu epizodów. W końcu jednak zebrałam się w sobie i postanowiłam dokończyć Stranger Things. Wprawdzie nie pochłonęłam pozostałych odcinków w ciągu jednego dnia, ale nareszcie przekonałam się do serialu. Zwłaszcza po piątym epizodzie, kiedy to akcja nabrała tempa, a ja wreszcie śledziłam losy protagonistów z zainteresowaniem.
Stranger Things nie jest może tak znakomity, wyśmienity i w ogóle naj, jak mówią, ale rzeczywiście to jedna z lepszych produkcji Netflixa. Nie najlepsza, osobiście wolę Sense8, pierwszy sezon Jessiki Jones i drugi Daredevila, ale na pewno zasługuje na uwagę. Bo to kawał dobrej produkcji.
Zacznijmy od podstaw, czyli czego się spodziewać po tym obrazie. Po pierwsze całą produkcję buduje kilka wątków – głównym jest oczywiście porwanie Willa, większość wydarzeń toczy się wokół tego zdarzenia i jest z nim powiązana. Do tego dochodzi tajna siedziba naukowców, eksperymentujących na dzieciach, temu motywowi można było poświęcić nieco więcej miejsca. I tutaj pojawia się wątek grozy – o czym więcej niżej – oraz wątek poświęcony Eleven. Kim jest Jedenastka? To dziewczynka, na której we wspomnianej wyżej placówce przeprowadzano eksperymenty. Nie jest normalnym dzieckiem – po pierwsze całe swoje życie była odizolowana od świata zewnętrznego, poddawana torturom i wykorzystywana do niecnych celów. A wszystko przez to, że Eleven posiada specjalne moce.
Są tu jacyś fani komiksów albo filmów o X-Menach? W takim razie nie rozczarują się, bo w Stranger Things znajdą coś dla siebie – wątek dziewczynki ze specjalnymi zdolnościami. Oczywiście w jej przypadku wykorzystywanie supermocy wiąże się z dość szybką utratą sił przez bohaterkę. W końcu wszystko ma swoją cenę.
Mamy już wątek poszukiwań, dziecka ze specjalnymi zdolnościami, porwanego chłopca, dziwne stworzenie. Ale to jeszcze nie wszystko – w serialu pojawia się także całkiem rozgarnięty szeryf, który prowadzi dochodzenie, rządowe tajemnice i eliminowanie zagrożenia, do tego jest jeszcze zrozpaczona matka rozmawiająca ze swoim zaginionym synem i wreszcie grupka dzieciaków ukrywająca Eleven. Jak widać, trochę tego wszystkiego jest. Ale spokojnie – nie grozi Wam zawrót głowy od ilości poruszanych wątków, dodatkowo wszystkie splatają się ze sobą w spójną całość.
Stranger Things to serial, w którym pojawia się mnóstwo odniesień, cytatów, i nawiązań do innych produkcji. Zacznijmy od tych najbardziej oczywistych, podam tylko kilka, żeby nie zniszczyć Wam przyjemności z samodzielnego odkrywania zakamuflowanych albo nie zapożyczeń.
Pierwsze skojarzenia, jakie przychodzą widzowi podczas oglądania serialu? E.T., Bliskie spotkanie trzeciego stopnia, Goonies i X-Men. Mamy młodych bohaterów, w których życiu pojawia się przybysz, wprawdzie nie UFO, tylko ludzka dziewczynka, ale widać nawiązanie, do tego dochodzi jeszcze scena ucieczki na rowerach przed rządowymi pojazdami. Mamy nadzwyczajne moce Eleven. Mamy sceny niczym z horroru Poltergeist i oczywiście Obcego. To jednak nie wszystko – w serialu znajdziecie nawiązania do Koszmaru z Ulicy Wiązów, Carrie, Władcy Pierścieni i wielu, wielu innych dzieł. I to nie tylko horrorów, ale komedii, fantasy, sf czy sensacji. Wątków i nawiązań Ci w Stranger Things dostatek. I to głównie za sprawą tych zapożyczeń i odniesień produkcja spotkała się z takim zachwytem.
Ale nie tylko – przecież nie można zapomnieć o klimacie obrazu. Tajemnica i rządowe eksperymenty, zło czające się za zakrętem, muzyka oraz mroczna atmosfera. To wszystko buduje ten serial i sprawia, że w pewnym momencie widzowi przechodzą po plecach ciarki. A sam motyw innego wymiaru – to rzeczywiście robi wrażenie i zostaje bardzo ciekawie wyjaśnione.
Jak już pisałam, Stranger Things z odcinka na odcinek robią się coraz ciekawsi. O ile te początkowe epizody są dobre, poza pierwszym – ten jest nijaki, tak kolejne okazują się jeszcze lepsze. Im dalej w las, tym coraz więcej emocji, adrenaliny, akcji i grozy. Końcowe epizody to prawdziwy majstersztyk. Choć pojawia się drobne „ale”.
Chodzi o potwora, który pojawia się w serialu. Widać, że to kiepskiej jakości Zły. Jego komputerowość aż razi w oczy, wcale nie jest przerażający i wygląda jak skrzyżowanie Obcego z rosiczką. Jeżeli chodzi o potworność potwora – twórcy mogli się o wiele lepiej postarać. Rozumiem, że ta kiczowatość stwora doskonale oddaje to, co widzieliśmy w filmach lat osiemdziesiątych, ale jednak można było go inaczej „zbudować”.
Na sam koniec zostawiłam bohaterów. Dzieci, młodzież i dorośli – trzy różne światy, różne spojrzenia na to, co się dzieje, różne podejścia do życia. Najważniejsze jest to, że żadna z postaci nie okazuje się głupia czy nijaka. W horrorach bardzo często mamy do czynienia z bohaterami, którzy robią wszystko to, czego nie powinni – schodzą do piwnicy, rozdzielają się czy oddają cielesnym przyjemnościom. Tutaj też pojawiają się motywy znane z filmów grozy, ale widz nie ma wrażenia, że postaci zachowują się irracjonalnie i głupio. Wręcz przeciwnie – to odważne jednostki, nawet dzieciaki.
Świat ogarnął szał na punkcie Stranger Things. I muszę przyznać, że coś w tym jest. Nie należę może do grupy osób, które zachwycają się tą produkcją i oglądają każdy jej odcinek po kilka razy. Jednak to, że nie mam przysłowiowego bzika na jej punkcie, wcale nie oznacza, iż mi się nie podobała. Uważam, że to jeden z lepszych obrazów Netflix, ba, nawet jeden z lepszych seriali w ogóle. Ostatnie odcinki zrekompensowały mi rozczarowanie, jakie czułam po obejrzeniu pierwszego epizodu. A co nas czeka w drugim sezonie? To się dopiero okaże.
________________________________
* To tweet – zaćwierkać, odnosi się do Twittera