Włączam światła awaryjne i wysiadam z wyimaginowanego auta, którym wlokłam się przez ponad połowę serialu The Rain. Ustawiam je na środku skrzyżowania, żeby utrudnić wam dostęp do serii. Wierzcie mi, robię to w dobrej wierze. Mam nadzieję, że widząc korki, zboczycie z drogi i wybierzecie inną produkcję. Chyba, że macie ochotę na teen dramę. Wtedy na platformie Netflix znajdziecie do niej skrót.
Twórcy serialu zapraszają nas do świata spustoszonego przez epidemię zabójczego wirusa rozsiewanego przez tytułowy deszcz. Obiecują tym samym seans w klimacie postapokalipsy, w którym mamy śledzić losy grupy niedobitków, starających się dotrzeć do bezpiecznej strefy pomimo kilku przeszkód… i bunkrów.
Kim są główni bohaterowie? Rasmus i Simone to rodzeństwo, które udaje się na wędrówkę przez nieznane z Martinem, byłym wojskowym, Patrickiem, nie stroniącym od używek milczkiem, Beatrice, sprytną kłamczuchą, Jeanem, nierozgarniętym rudzielcem w okularach i Leą, nastolatką po przejściach. Wszystkich ich ostatecznie połączył najpierw przypadek, a następnie wspólny cel.

Kadr z serialu „The Rain”
Shame, shame
Wstyd się przyznać, ale okazałam się bardzo naiwna… i pobłażliwa. Po obejrzeniu pierwszych trzech odcinków, dałam tej serii zielone światło (kliknij i przeczytaj wcześniejszą recenzję). Fabuła, o której twierdziłam, że jest „uszyta prostym, mocnym ściegiem z nielinearnej narracji”, okazała się dziurawa jak ser szwajcarski. Nielogiczne postępowanie postaci trudno jest tłumaczyć ich wiekiem. Można je również wyjaśniać ewentualnym szaleństwem, które mogłoby zostać spowodowane przez kilkuletnie odosobnienie związane z zamknięciem w bunkrze. Liczyłam na skomplikowaną zagadkę dotyczącą zarówno głównych postaci, jak i epidemii, tymczasem moje pierwsze domysły okazały się całkowicie słuszne.
Natomiast interesującą okazała się poruszana w The Rain kwestia zachowania człowieczeństwa w obliczu zagłady. W pamięci utkwiło mi jedno zdanie z pierwszych trzech epizodów: „jesteś pierwszym prawdziwym człowiekiem, którego spotkałem”. Za jego sprawą oczekiwałam, że problematyce czasu odwróconej moralności i towarzyszącym jej trudnym dylematom twórcy poświęcą więcej miejsca. Niestety, tak się nie stało.

Kadr z serialu „The Rain”
Chcą, ale nie mogą
W takiej konwencji bohaterowie mogą odrzucić normy społeczne, zachowywać się, jak chcą – w The Rain dotyczy to jednak tylko Beatrice. Niestety, to bardzo irytująca postać, którą najwyraźniej wprowadzono, by siała emocjonalny zamęt wśród męskiej części grupy. Wypadało to nieudolnie, ponieważ zmienność relacji między głównymi bohaterami została słabo umotywowana. Trochę tak, jakby twórcy rozpisali sobie konfliktowe zwroty akcji, które niezależnie od okoliczności należało zrealizować, by historia o zagubionej we wrogim świecie młodzieży miała pazur. Szkoda tylko, że nie zostałam podrapana.
Jeden z bohaterów realizował też schemat postaci Wertera. Przeżył on krótką miłość, a także załamanie nerwowe. To sprawiło, że zapragnął śmierci i podjął nieudaną próbę samobójczą. Wypisz, wymaluj – romantyczny cierpiętnik. A zapowiadał się na rezolutnego chłopaka, który będzie mocnym punktem całej historii.

Kadr z serialu „The Rain”
Światełko w tunelu
Skandynawia sześć lat po epidemii jest pełna ludzi, którzy poddali się pierwotnym instynktom. Napędzani głodem, odrzucają moralność, kierują się egoistycznymi pobudkami. Są przedstawieni zarazem jako nieprzyjazna miejska masa, gotowa do okropnych czynów, w czym przypominają zombie. Te sceny w The Rain, które rozgrywają się w mieście, zmuszają do refleksji nad konsumpcyjnym społeczeństwem, podobnie jak filmy o nieumarlakach.
Wielki potencjał tkwił w odcinku poświęconemu sekcie, w którym poznajemy wyznawców radzących sobie z nieprzyjazną rzeczywistością w niemoralny, lecz skuteczny sposób. Właśnie wtedy jako widz czułam największe napięcie i przypomniałam sobie, w jakim świecie przyszło żyć bohaterom.
Innym, jasnym punktem produkcji jest ścieżka dźwiękowa, która wzbogaca całą historię. Myślę, że będę do niej powracać niejednokrotnie, tak jak i do postaci Simone. W ostatnich odcinkach bohaterka nie podejmowała zbyt mądrych decyzji, gdy przyszło jej wybierać między tym, co dyktuje serce, a tym, co podpowiada rozum. W każdym razie – to ona skupiała moją uwagę przez większość sezonu i sprawiała, że ciekawił mnie dalszy rozwój wydarzeń. Nie bez znaczenia była także dobra (obiecująca) kreacja aktorska Mikkela Boe Følsgaarda.

Kadr z serialu „The Rain”
Jednak mimo wszystko The Rain nie jest ekstremalną opowieścią survivalową, pełną strachu, potu i łez. Im dalej w las, tym trudniej w produkcji odnaleźć postapokaliptyczną estetykę. Nie oznacza to, że całkiem zanika. Jest brudno, mokro, a momentami futurystycznie. Naukowcy prezentują się należycie w swoich niebieskich kitlach i wysokich gumiakach. Surowy minimalizm w wizualnej warstwie produkcji przemawia aż do ostatnich minut, choć na koniec jest go najmniej. Warto też dodać, że sposób ukazywania przestrzeni poprzez najazdowe prowadzenie kamery staje się kolejną, choć małą zaletą tej produkcji.

Kadr z serialu „The Rain”
Nie survival, lecz szkolna wycieczka
The Rain to raczej historia o dojrzewaniu i małych radościach, a zarazem bardziej kino drogi. Wątki, na które liczyłam, że wysuną się na pierwszy plan, zostały stłamszone przez nieudolnie ukazane emocjonalne przeżycia i rozterki bohaterów. Jednak najmłodszy z obsady, Bertil De Lorenzi, grający dorastającego w bunkrze Rasmusa, przekonuje swoją grą aktorską. Powinno być go znacznie więcej na ekranie!
Problemy związane ze światem w obliczu zagłady zostają poruszone na samym początku, lecz w dalszej części sezonu są trochę pomijane. Ot, dostajemy prosty zarys, którego później twórcy nie wspierają ani rozbudowaną narracją, ani surową, budzącą grozę scenografią – a szkoda, ponieważ była bardzo dobrze zrobiona.

Kadr z serialu „The Rain”
Wysiadka
Serial mnie rozczarował, bowiem nie spodziewałam się historii o zagubionych nastolatkach (choć w zasadzie niektórzy z nich już dawno przekroczyli dwudziestkę). W The Rain nie został wyeksponowany surowy klimat czy survivalowe sposoby przetrwania w nieprzyjaznym świecie. Relacje pomiędzy niedobitkami aż do ostatniej minuty pozostają głównym tematem opowiadanej historii – do tego stopnia, że rozmywa się cała jej reszta. Z kolei rozwiązanie zagadki, dla której pozostałam przed ekranem, okazało się banalne. Możecie strąbić mnie klaksonem i nakrzyczeć za wygórowane oczekiwania. Pierwsze odcinki sprawiły jednak, że pędziłam na seans, skuszona obietnicą mocnego serialu, poruszającego kwestię zachowania resztek człowieczeństwa w obliczu apokalipsy. Początkową, ostrożnie prowadzoną narrację i zmienne, lecz stosunkowo powolne tempo akcji tłumaczyłam sobie jako ciszę przed burzą. Tymczasem powiało, popadało… i tyle.