Po całkiem udanym debiucie Stanu Przeszłości z historiami osadzonymi w Gotham, po paździerzowym Supermanie, wreszcie dostajemy ciekawy tom, z licznymi wątkami, które są ciekawie poprowadzone, a czytelnik – nawet nowy – nie pogubi się.
Tom o lidze, bez ligi
Niektórych może zaskoczyć ten podtytuł. Czemu? Bowiem nie dostajemy tutaj jednej całej historii o grupie superbohaterów ani nawet rozdziałów opowiadających tylko i wyłącznie o największej drużynie DC Comics. Mamy zbiór zeszytów, gdzie każda grupka poświęcona jest innym superbohaterom. Możemy zobaczyć rozterki Flasha – Barry’ego Allena, dotyczące odwiecznego sporu między nauką a mistycyzmem. Poza tym możemy dowiedzieć się więcej o przygodach magicznych superherosów czy o dalszych losach córki Aquamana i Mery. Dopiero ostatnie dwa zeszyty przedstawiają nam nową Ligę Sprawiedliwości.
Sam tom otwiera zaś historia z Yarą Flor – latynoską Wonder Girl. Osobiście jestem zakochany w tej postaci. Otrzymujemy tutaj bowiem wspaniałą kobietę na nasze czasy – elokwentną, miejscami wyszczekaną, wyzwoloną, brawurową, inteligentną, dbającą o siebie, a jednocześnie troskliwą i znającą swoje limity, która wie, że tym razem pokój potrzebny jest nie ludziom, ale bogom. Myślę, że niejednemu czytelnikowi sprawi radość obcowanie z historią tej bohaterki. Inna ważna kwestia to fakt, że jej pochodzenie to z całą pewnością duży ukłon w stronę brazylijskich fanów, bowiem w Ameryce Łacińskiej DC cieszy się największą popularnością. Już nawet wiem, kto mógłby tę heroinę sportretować na dużym ekranie.
Nowe DC w starej dobrej odsłonie
Najpierw o warstwie graficznej. Ten tom to zbieranina różnych talentów amerykańskiej sceny komiksowej, którzy wykonali niezwykłą robotę. Każda strona wygląda fantastycznie, a projekty postaci są najwyższej klasy. Nawet złoczyńcy prezentują się fajnie, przez co odczuwam niedosyt, że nie ma z nimi odpowiedniej sekwencji akcji. Każdy plan jest przemyślany, więc detale nie powodują oczopląsu. To była jedna z bolączek Superman. Stan Przyszłości, gdzie nie tylko mieliśmy chaotyczną narrację na miarę większości współczesnych komiksów Marvela, ale też „zadźganie” kadrów zbędnymi elementami. Tutaj pejzaże oceanicznych wód, opuszczonych miast, zaświatów, czy miejskich metropolii mają swój unikatowy charakter. Także opuszczona po „apokalipsie” Hall of Justice.
Liga Sprawiedliwości. Stan Przyszłości ma prawie 300 stron i zapewnia niezwykłe efekty wizualne, wstrząsy emocjonalne, akcję i intrygę. To wszystko sprawia, że ani na chwilę nie będziemy się nudzić, a pewne uspokojenia akcji pozwolą nam na przemyślenia. Jeśli przegapiłeś poszczególne kwestie, zafunduj sobie tę niezwykłą skarbnicę cudów i wyobraźni. Każdy szanujący się fan DC Comics potrzebuje egzemplarza tego tomu na swojej półce.
Całkiem wierne wydanie w stosunku do oryginału
W recenzji tomu Batman. Stan Przyszłości wspominałem, że został on wykastrowany o historie z Nightwingiem, Kataną czy Batgirl. Tym razem dostaliśmy całkiem wierną kopię amerykańskiego tomu zbiorczego (pozbawioną jednak rozdziału z Latarnikami, który w dużej mierze nie jest zbyt istotny, a pojawia nam się za to historia z nową młodziutką, latynoską Wonder Girl). Jedyne zastrzeżenie mam do okładki, na której znów nie pojawiła się informacja o dwóch zeszytach, a konkretnie tych, które dotyczą Mrocznej Ligi Sprawiedliwości. Jeśli ktoś jest wielkim fanem magii DC Universe, a nie zobaczy tych zeszytów wymienionych na okładce, to może ominąć kawałek całkiem ciekawego tomu.
Po tym tomie moja ochota na poznanie historii innych bohaterów wzrosła. Przyznam, że o ile komiks z tej serii, w której Batman był głównym protagonistą, czytało mi się dość dobrze, to cały zapał został zgaszony przez Supermana. Faktycznie, wprowadzenie dodatkowego tomu o bohaterach, którzy są marginalizowani na naszym rynku, wzbudziło moje zainteresowanie. Łezka w oku się pojawiła, jak czytałem historię o poświęceniu nowego Doktora Fate’a. Egmoncie, może udałoby się bardziej przybliżyć tę postać naszym czytelnikom i wydać jakąś jego solową serię? Niedługo znów nastąpi reset multiwersum, tym razem pewnie bez hucznego eventu, jednakże ten moment przejściowy, jakim był Stan Przyszłości, na pewno na długo zapisze się w mojej pamięci. I nie potrzebował do tego żadnej reklamy.