Nie jestem na tyle odważna, żeby horrory oglądać. Uwielbiam natomiast o nich słuchać. Tym razem po raz pierwszy postanowiłam jakiś przeczytać. Nie wiedziałam, czy to mi się uda – mieszkam w ogromnym domu, w samym środku lasu, bez sąsiadów, więc moja wyobraźnia działa na pełnych obrotach, gdy przypominam sobie jakąkolwiek straszną historię. Jednak stawiając sobie książkowe cele na ten rok, postanowiłam sięgnąć po niniejszy horror. Dlaczego tak lubisz się bać? – tymi słowami rozpoczynamy przygodę z najnowszą powieścią Urbanowicza. Miała być przerażająca jak diabli. Niepokojąca i nieprzewidywalna. Z drugim zdaniem zgadzam się w pełni. Pierwsze zdecydowanie polecam sprawdzić samodzielnie.
Tajemnice dwóch epok
Przez całą fabułę obserwujemy wydarzenia z jednej wioski – w latach 70 XX w. oraz czasach obecnych. Powoli i dokładnie poznajemy Suwalskich bohaterów – mieszkańców Jodozior, od których wszystko się zaczęło oraz policjantów próbujących rozgryźć aktualne wydarzenia na tym samym obszarze. Sprawę spopielałych zwłok małżeństwa bada policjant na wpół litewskiego pochodzenia Vytautas Česnauskis. Wysłany karnie z komendy miejskiej w Suwałkach zostaje wciągnięty w zagadkę, której rozwiązanie może być dla niego śmiertelnie niebezpieczne.
W dzisiejszych czasach nie jest łatwo uwierzyć w magię. Każde zdarzenie musi mieć naukowe potwierdzenie – w innym wypadku jest to religia lub… dziwny zbieg okoliczności. Ludzie starają się być racjonalni, a gdy ktoś wyłamuje się z tego schematu, najpewniej trafi do wariatkowa. Czy magia istnieje? Czy to tylko plotki powtarzane na wsiach? Jakie niebezpieczeństwa kryją się za nienaukowymi odpowiedziami? Ta książka może być początkiem ciekawego spojrzenia na wiedźmy, czarownicę, magię i… Kościół.
Od przybytku głowa jednak boli
Inkub przedstawia nam zagadkę rodem z Sherlocka Holmesa – z równie zaskakującym zakończeniem. Jest nieco magii, trochę kryminału, szczypta horroru. Urbanowicz zgrabnie przedstawia świat otaczający bohaterów oraz bezbłędnie akcentuje zmiany w nim zachodzące. Skoro jest zagadka kryminalna, to muszą być podejrzani. W tym wypadku autor troszkę przesadził – postawienie zarzutów niektórym postaciom wydaje się tak oczywiste, że niemożliwe, by właśnie one stały za chaosem panującym w Jodoziorach. Ale czy na pewno? Może to jedynie chwyt, którego zadaniem jest wykreślenie ich z listy podejrzanych? Uśpić naszą czujność, byśmy na końcu z zapartym tchem odnaleźli prawdę? Na to pytanie Wam nie odpowiem, jednak przyznam szczerze, że sama pogubiłam się w swoich osądach podczas lektury.
Czy warto?
Zdecydowanie tak. I to niejednokrotnie. Mimo niedociągnięć opisanych powyżej historia jest naprawdę nieprzewidywalna. Posłowie autora na końcu książki zdecydowanie zachęciło mnie do przeczytania jej jeszcze raz, uważniej. Mimo, że znam rozwiązanie zagadki, to chętnie zwrócę uwagę na szczegóły. Największym atutem tej książki jest… humor. Połączenie grozy i dowcipu to majstersztyk. Nie nazwałabym jednak Inkuba horrorem, co najwyżej dreszczowcem kryminalnym. Ponad 700 stron powieści czyta się wyjątkowo szybko – to za sprawą idealnego balansowania między epokami, gdy każdy rozdział daje nam kolejny puzzel do układanki. [Uwaga na temat balansowania między epokami wydaje się nie do końca powiązana z tym, że nowe rozdziały dostarczają wskazówek, a w tym zdaniu to brzmi tak, jakby jedno wynikało z drugiego.]