Krzysztof: Trzy tysiące lat tęsknoty to u podstaw film o tyle ciekawy w swych założeniach, że jest opowieścią o powieściach z bohaterami chłonącymi opowieści. Wyjaśniając – podczas służbowej podróży narratolożka Alithea (Tilda Swinton) spotyka pewnego Dżina (Idris Elba), uwięzionego od dawna w niepozornym flakoniku. Zaś jak nakazują powszechnie znane legendy, bohaterce należą się trzy życzenia. Problem w tym, że nie ma ona jakichś jasno sprecyzowanych pragnień, a jako badaczka wie doskonale, że nawet prośby wypowiedziane w dobrych intencjach mogą być spełnione przewrotnie, na niekorzyść życzących. Toteż, by zainspirować do refleksji nad potencjalnymi pragnieniami, marzący o wolności Dżin opowiada o swoich dotychczasowych losach, nie do końca odpowiedzialnych życzeniach i historii kilkukrotnego uwięzienia. Stanowi to punkt osadzenia najmocniejszej strony filmu, jakim jest barwna, baśniowa podróż po wspomnieniach.

Idris Elba stars as The Djinn and Burcu Gölgedar as Zefir in director George Miller’s film. A Metro Goldwyn Mayer Pictures film
Photo credit: Elise Lockwood. © 2022 Metro-Goldwyn-Mayer Pictures Inc. All Rights Reserved
Kasia: Według mnie to właśnie ta część produkcji jest najciekawsza. Gdy Dżin zabiera widza w podróż w czasie, można naprawdę poczuć się jak w bajce. Niestety, co jakiś czas jesteśmy z tej bajki wyrywani i przenoszeni z powrotem do współczesnego świata, gdzie narratolożka Alithea prowadzi dialog ze swoim nowym znajomym. Z początku te rozmówki wydawały się oryginalne i ciekawe, ale po jakimś czasie czułam się siłą wyciągana z magicznych wspomnień, tylko po to, aby usłyszeć kolejną rozmowę. Trochę mnie to frustrowało, ponieważ po kilku takich scenach odniosłam wrażenie, że ten element niczego do filmu nie wnosi, w porównaniu ze zjawiskowymi historiami z długiego życia Dżina.
Krzysztof: Tak, w dużej części się zgodzę. Co do zasady, rozumiem ten zamysł. W filmowej strukturze takie oddzielenie epizodów jest przydatne, co byśmy nie pomyśleli, że mamy do czynienia ze sklejonym serialem. Była tutaj szansa, na zestawienie jakże różnej samotności dwójki bohaterów i faktycznie po części udaje się temu ciekawie wybrzmieć, coś dopowiedzieć, zwiększyć ładunek emocji. Potem jednak sens się trochę gubi i brakuje konsekwencji co do punktu, do którego twórcy chcą nas zaprowadzić. Tymczasem główne wątki zdecydowanie mocniej przyciągają uwagę.
Kasia: Co do bohaterów tej magicznej przygody – ten Dżin to coś zupełnie nowego. Diametralnie różni się od innych ze swojego rodzaju, którzy słyneli ze złośliwości i przewrotności. Również postacie, które poznajemy odwiedzając wspomnienia Dżina, są ciekawe i zasługują na uwagę widza. Ich charakteryzacja jest piękna i nietuzinkowa. Problem miałam jednak z główną bohaterką, ponieważ odniosłam wrażenie, że twórcy na siłę próbują zrobić ją “inną niż wszystkie”. Starają się zrobić z niej takiego stereotypowego naukowca-dziwaka, który podejmuje inne decyzje niż “normalne jednostki”. Zaletą Alithei z pewnością jest to, że odczuwa szczęście z tego, co ma. Pytanie czy to wystarcza, aby faktycznie przedstawić widzom coś nowego i nie zostać przyćmionym przez blask wielu interesujących postaci drugoplanowych. Co myślisz?
Krzysztof: Mam tutaj mieszane uczucia. Postaci z przytaczanych opowieści są świetne. Mamy tutaj do czynienia z całą gamą barwnych charakterów, które nawiązują do archetypów z legendarnych narracji z morałami. Wśród nich, a jakże, lśni Dżin – w pewien sposób zagubiony, ale spragniony uczuć i dobry, ktoś, z kim od razu sympatyzujemy. Znakomicie prezentuje się przy tym Idris Elba, aktor (w mojej percepcji dotąd kojarzony głównie z rolami stereotypowo „twardych” charakterów) wcielił się w postać bardzo empatyczną. Co do Alithei, mam wrażenie, że w tej kompozycji różnych historii zostawiono jej za mało czasu przed ostatnim aktem opowieści, byśmy mogli odczuć jej zmianę nastawienia. Raczej spodobał mi się motyw tego, jak opowiadane nam historie wpływają na nas i kształtują nasze postrzeganie rzeczywistości. Tak samo działają one na główną bohaterkę, która na starcie jest zadowolona z życia nieco idealizowanego w swej skromnej prostocie. Talent Tildy Swinton zdecydowanie ciągnie tę rolę, tylko wciąż myślę, że zabrakło tu czasu. Scenariusz próbuje chwycić zbyt wiele srok za ogon, kończąc na poruszeniu licznych motywów z potencjałem, które ostatecznie nie zostają wystarczająco rozwinięte, albo są zupełnie porzucone.

Idris Elba stars as The Djinn in director George Miller’s film. A Metro Goldwyn Mayer Pictures film. Photo credit: Elise Lockwood. © 2022 Metro-Goldwyn-Mayer Pictures Inc. All Rights Reserved
Kasia: Zdecydowanie się z Tobą zgadzam, szczególnie w kwestii Dżina, który faktycznie wzbudza sympatię od samego początku seansu. Przechodząc do kolejnego aspektu, uważam, że Trzy tysiące lat tęsknoty zdecydowanie zachwyca wizualnie. Twórcy postarali się do tego stopnia, że nie tylko wspomnienia Dżina cieszą oko, ale również sceny z teraźniejszości wyglądają estetycznie i schludnie. Dla mnie najpiękniejsze było wszechobecne złoto w retrospekcjach oraz wszelkie efekty specjalne, niektóre wręcz chaotyczne, które miały pokazać nam, z jaką mocą niektóre czary działają.
Krzysztof: W całości się zgadzam, olśniewający styl filmu to najważniejszy argument, za imersywnym zanurzeniem się w ramach kinowego doświadczenia. Już na start obraz zyskuje dzięki osadzeniu akcji w Stambule, zmieniającym się przez upływ czasu, co samo w sobie nie jest szczególnie popularnym settingiem. To oczywiście nie wszystko, bo aż chce się ten film chłonąć przez to, jak udało się uchwycić baśniową, przepełnioną kolorami atmosferę. W istocie bywa chaotycznie, ale cały czas miałem wrażenie, że jest to chaos kontrolowany, przywiązany do detali, dający poczuć pewną nieuchwytność magicznych historii.
Kasia: Powiem Ci, że kiedy wychodziłam z kina, nie wiedziałam, co powinnam o tej historii myśleć. Z jednej strony byłam oczarowana retrospekcjami pełnymi pięknych scenerii i opowieści. Z drugiej strony znudziły mnie sceny ze współczesności, nie mówiąc już o nieco rozczarowującym zakończeniu. Z pewnością to produkcja, którą warto zobaczyć, chociażby ze względu na wyjątkową estetykę. Fabularnie polecam skupić się na przygodach Dżina, ponieważ wątpię, aby widzów zachwycił wątek pani narratolożki. Chętnie wróciłabym do tego tytułu, ale tylko po to, by obejrzeć segmenty z przeszłości.
Krzysztof: Trzy tysiące lat tęsknoty, to ten typ kina, co do którego mamy zastrzeżenia, ale i tak mogę polecić jego seans bez wahania, z nastawieniem jednak, że nie będzie się musiał jednoznacznie podobać. Nie wszystko musi przecież budzić binarne, pozytywne lub negatywne, doświadczenia. To film stylistycznie piękny, z narracją wielokrotnie angażującą, mimo to zostawiający pewien niedosyt niezrealizowanego potencjału, lecz przyjemny do przemyślenia.
Na film Trzy tysiące lat tęsknoty zapraszamy do sieci kin Cinema City!