Ubisoft w 2024 roku nie odniósł choćby najmniejszego sukcesu. Zarówno ich oryginalne marki jak i tytuły oparte na zewnętrznych licencjach zniechęciły potencjalnych odbiorców. Winę za to ponoszą m.in. niska jakość wydawanych produkcji (zarówno pod kątem technicznym jak i fabularnym), fatalny marketing czy nadmierna powtarzalność gier (ciągłe parcie w przepełnione, otwarte światy). Jest to jedynie czubek góry lodowej błędów popełnionych przez Ubi. Nie da się określić dokładnie wysokości straty poniesionych przez tę firmę, ale patrząc jak olbrzymimi porażkami okazały się np. Skull and Bones czy Star Wars: Outlaws należy raczej brać pod uwagę dziesięciocyfrowe kwoty (liczone rzecz jasna w dolarach amerykańskich lub euro). Zdaje się, że na ten moment jedyną szansą Ubisoftu na odbicie się od dna jest najnowsza odsłona Assassin’s Creed. Niestety tytuł ten raczej nie ma szansy dobrze się sprzedać. Całe mnóstwo kontrowersji związane z doborem protagonistów, nieścisłościami historycznymi oraz niezbyt pochlebne przecieki ze studia jeszcze bardziej zwróciły graczy przeciwko nim. Na dodatek premierę Shadows zaplanowano na 14-go lutego, w sam środek i tak już po brzegi wypełnionego głośnymi premierami miesiąca. Sam Ubi chyba zdążył zrozumieć błędną decyzje, bo data premiery została przesunięta na 20 marca (co również było błędne, ponieważ wtedy wypada 30 rocznica zamachu terrorystycznego w tokijskim metrze). Pozwolę sobie tutaj na prognozę odnośnie przyszłości Ubisoftu. Jeśli nic się nagle nie zmieni, to przed końcem 2025 roku francuska firma będzie musiała wywiesić białą flagę i ogłosić sprzedaż swoich zasobów.
Warto jednak pamiętać, że nie tylko Ubisoft zaliczył serię kosztownych wpadek w 2024. Sony też nieraz potknęło się o własne nogi. Choć zeszły rok zaczął się dla nich pozornie dobrze z premierami takich tytułów jak Helldivers 2 czy Final Fantasy VII: Rebirth, to później było już pod górę. Najbardziej zaszkodziły im nałożenie konieczności powiązania kont PlayStation z kontami Steam – co jednocześnie zablokowało dostęp do gier ludziom z ponad 170 krajów – oraz rzecz jasna Concord. Planowany jako początek wielkiej franczyzy live service już w tej chwili zasługuje na nominację do tytułu największej wtopy dekady. Po raptem dwóch tygodniach życia i podobno setkach milionów dolarów utopionych w tej grze, Sony tak bardzo starało się odciąć od tej porażki, że nawet zamknęło studio odpowiedzialne za Concord.
Niewątpliwie gorzką pigułkę musiało w zeszłym roku przełknąć też BioWare. Studio niegdyś słynne z wysokiej jakości gier RPG teraz jest jedynie cieniem dawnego giganta, a najnowsza odsłona serii Dragon Age wcale tej sytuacji nie poprawiła. Choć oficjalne liczby nie zostały podane, to według różnych szacunków oraz przecieków ze studia, Veilguard sprzedał się w okolicy miliona egzemplarzy. Dla mniejszej produkcji takie liczby byłyby fantastyczne, ale dla gry AAA powstającej przez około dziesięć lat są zwyczajnie katastrofalne. Najlepszymi dowodami na fatalną sytuację BioWare jest odwołanie wszelkich planów odnośnie DLC i przeniesienie większości zespołu odpowiedzialnego za Dragon Age do prac nad nowym Mass Effectem.
Oczywiście można wymienić też takie katastrofy jak Suicide Squad: Kill the Justice League czy pierwszą połowę roku w wykonaniu zarządu Xboxa (zamknęli w tamtym okresie więcej studiów niż wydali gier). Nie zmienia to faktu, że giganci branży nie zaliczą 2024 roku jako udanego. Dodatkowo za wszystkie porażki jakie zaliczyli mogą obwiniać tylko siebie. Brak szacunku do graczy, tworzonych gier czy własnych pracowników “zaowocował” gigantycznymi stratami. Pozostaje mieć nadzieję, że ludzie zarządzający tymi firmami wreszcie wyciągną wnioski i w najbliższych latach przestaną popełniać te same, głupie błędy.