W swoim świecie Subaru był licealistą, który nie za bardzo ochoczo chodził do szkoły, choć do patologicznego izolowania się od świata (stania się hikikomori) jeszcze trochę mu brakowało. Teraz, w nowej rzeczywistości, jest przekonany, że: po pierwsze, ma do spełnienia Super Ważne Zadanie, ponieważ tak to się działo w znanych mu fabułach; po drugie, na pewno ma Moce; po trzecie, umie walczyć wręcz i nikt mu nie dorówna. Dość szybko jednak przekona się, jak głęboko się mylił. Napadnięty przez rabusiów, liczących na jakieś niezwykłe łupy noszone przez naszego bohatera w reklamówce, Subaru postanawia sprawdzić w działaniu trzecie ze swoich przekonań. Tym samym ładuje się w kłopoty, z których ratuje go ścigająca złodziejkę, ciut dziwna dziewczyna. Nasz główny bohater, niezwykle i dozgonnie jej wdzięczny, postanawia, że pomoże wybawicielce znaleźć to, co jej ukradziono. Pal sześć, że nie ma pojęcia, jak wygląda ani funkcjonuje miasto, w jakim nagle się znalazł.
Do momentu, w którym Subaru zostaje uratowany, Re:Zero, light novel autorstwa Tappeia Nagatsukiego zilustrowana przez Shinichirou Otsukę, posiada jeszcze potencjał na bycie ciekawą, bawiącą się konwencją książkę. Kiedy mamy bowiem do czynienia z protagonistą, który swoją sytuację próbuje interpretować przez wytwory kultury popularnej, na dodatek niezbyt wysokich lotów, z jednej strony trudno go brać na poważnie, a z drugiej – oczekujemy wręcz jakichś metatreści, odniesień, być może opartego na tym humoru. Na dodatek Subaru, przemądrzały chłopak z XXI wieku, koszmarnie się mądrzy, cały czas mrucząc pod nosem niezrozumiałe dla nowego świata zdania, co aż prosi się o przewrotne sceny utemperowania go. Niestety, książka Nagatsukiego szybko wpada w schematy, które miała szansę twórczo wykorzystać i do pewnego stopnia staje się wręcz nieznośna. Większość sytuacji z Satellą, jego wybawczynią, można określić jako „cukierkowe” albo „banalne”. Nie zrozumcie mnie źle, to są rozwiązania, które doskonale radzą sobie w mandze, ponieważ należą do określonej konwencji. Jednakże w momencie, gdy zostają przełożone na prozę – tracą na uroczej naiwności, a stają się własną karykaturą. I to nie jest bolączka jedynie Re:Zero, a większości light novel, kierowanych przecież właśnie do czytelników mang – podobne zabiegi znajdziemy we wspomnianych wyżej Sword Art Online czy Log Horizon.
Pierwszy tom Re:Zero oferuje historię prostą i podobnie prosto napisaną – co wynika wprost z faktu bycia light novel. Jest to opowieść niezbyt wciągająca, dzięki czemu idealnie nadaje się do zabrania ze sobą w drogę, na plażę, bądź do poczytania, gdy jesteśmy bardzo zmęczeni. Nie polecałabym się za nią zabierać, jeśli poszukujecie czegoś ambitniejszego.
Re:Zero ukazuje się w Waneko również jako manga i wydaje się, że komiks będzie lepszym medium do opowiedzenia o tym, jak Subaru próbuje zbudować sobie życie w nowym świecie.