Gdzieś pomiędzy granicami jawy a najgłębszymi czeluściami ludzkiej podświadomości swoją niszę znalazł jeden z najoryginalniejszych twórców światowego kina. Z okazji 75. urodzin Mistrza przypominamy jego pełnometrażowy debiut – Głowę do wycierania.
Miarkę Kafki, kwartę Gogola
Fabułę filmu można by streścić nawet w najbardziej niepozorny sposób. Oto poznajemy Henry’ego Spencera, całkiem zwyczajnego pracownika fabryki ołówków, który pewnego dnia dowiaduje się, że zostanie ojcem. Kiedy niemowlę okazuje się zdeformowane (chore?), dziewczyna odchodzi, a poczciwy drukarz zostaje z kwilącym zawiniątkiem sam. W rękach innego twórcy podobny zarys mógłby z powodzeniem stać się obyczajowym feel good movie albo melodramatycznym wyciskaczem łez – Lynch jednak serwuje tę historię w formie zbliżonej do abstrakcyjnego strumienia świadomości, co zresztą z czasem stanie się jednym z jego znaków rozpoznawczych. Całkiem zwyczajne – mogłoby się wydawać – sytuacje, jak chociażby rodzinna kolacja, z perspektywy neurotycznego bohatera urastają do rangi piekielnej tortury.
Zarówno wizualia, przywodzące na myśl dzieła twórców filmowego surrealizmu i niemieckiego ekspresjonizmu, jak i nietypowe jak na ówczesne trendy twórcze udźwiękowienie budują świat dziwny, nieprzyjazny i niepokojący. Elementy otoczenia – ciasne, słabo oświetlone pomieszczenia umiejscowione w pozbawionej jakiejkolwiek roślinności, postindustrialnej dzielnicy, plątanina rur i morze betonu, dobiegające zewsząd świdrujące szumy i postukiwania – składają się na habitat, który wielu (w tym zapewne samemu Lynchowi, który dzieciństwo spędził w niewielkim, prowincjonalnym miasteczku Missoula w stanie Montana) wydawać się może nieludzki. Wszystko w nim jest sztuczne, od całkowicie zdominowanej przez rękę człowieka natury aż po spożywany przez zamieszkujących dzielnicę pokarm; wszak nawet pieczone kurczęta podawane przez matkę dziewczyny Henry’ego są produktem inżynierii genetycznej. Sam bohater sprawia wrażenie wyraźnie (i słusznie) przytłoczonego niepokojącym otoczeniem i groteskowymi zachowaniami towarzyszących mu ludzi (wcielający się w główną rolę Jack Nance cały czas utrzymuje wyraz twarzy zbliżony do wystraszonego szczenięcia). W dniu premiery można było oczywiście spekulować, czy oto mamy do czynienia z duchowym spadkobiercą Luisa Buñuela, Toda Browninga czy może Fritza Langa. Nawet dziś, blisko pół wieku od pierwszego pokazu, film zachowuje swoją świeżość, szokując i wyprowadzając widzów daleko poza strefę komfortu. Tym bardziej zadziwia fakt, iż jest to de facto dzieło debiutanckie* – i choć niewątpliwie spełnione artystycznie, niemalże zakończyło karierę młodego reżysera w przedbiegach.

Źródło: ifccenter.com
Jak nie wiadomo, o co chodzi…
Proces produkcji Głowy do wycierania obrósł dziesiątkami legend i anegdot. Motywem przewodnim większej części z nich jest oczywiście przewlekły niedobór funduszy. Ostatecznie budżet filmu wyniósł 20 tysięcy dolarów, co w przypadku filmu pełnego metrażu może wydawać się kwotą mikroskopijną. Tylko połowę pokryło stypendium Amerykańskiego Instytutu Filmowego (AFI). Scenariusz przedstawiony komisji liczył sobie ok. 20 stron, przez co ta, odczytując go w ustandaryzowany sposób, wyceniła koszt produkcji tak, jak wycenia się filmy krótkometrażowe**. Resztę Lynch zmuszony był wyłożyć z własnej kieszeni, także zapożyczając się u członków rodziny i znajomych, co prowadziło do konsternacji, frustracji i częstych nieporozumień. Jak wspomina sam zainteresowany:
Pewnego wieczoru mój młodszy brat z ojcem posadzili mnie w ciemnym salonie. (…) Odbyli ze mną poważną rozmowę. O mało nie pękło mi serce, bo usłyszałem, że powinienem znaleźć sobie pracę i zapomnieć o filmie***.
Więc ją znalazł – dorabiał, roznosząc gazety za niewygórowaną kwotę 50 dolarów tygodniowo, kolejne sceny dokręcając niemalże chałupniczo. I choć Instytut wspierał produkcję, udostępniając pomieszczenia i nieruchomości znajdujące się na ichnim kampusie (na którym reżyser również wówczas mieszkał), środków wciąż brakowało. Po latach aktorzy występujący w filmie wspominali okres, w którym na planie pojawiali się z rolką taśmy filmowej kupowanej za własne pieniądze, by w ogóle mieć na czym pracować, a w momencie największego kryzysu Lynch rozważał nawet dokończenie zdjęć techniką animacji poklatkowej, korzystając z własnoręcznie skonstruowanych figurek i niewielkiego planu z tektury. Można się też zastanawiać, jak duży wpływ na ostateczną formę filmu miały ograniczenia finansowe – czy wybór taśmy czarno-białej nie był podyktowany przede wszystkim jej ceną, znacznie niższą niż kolorowej, dlaczego ekipa większość ujęć kręciła późną nocą (chcąc w ten sposób uniknąć przypadkowego zarejestrowania szmerów otoczenia – prowizoryczne studio stworzone przez Lyncha nie było wygłuszone), a w końcu: czy wywrotowy pod wieloma względami film miałby szansę zaistnieć, gdyby został ukończony kilka lat wcześniej?
Produkcję Głowy… udało się zakończyć w 1976 r., po ponad pięciu latach prac****. Nienajlepsza passa jednak trwała. Film nie przeszedł selekcji do festiwalu w Cannes, natomiast pierwsze pokazy na Nowojorskim Festiwalu Filmowym zostały przyjęte chłodno. Projekcja o północy na festiwalu w Los Angeles poskutkowała skrajnie negatywną recenzją w szanowanym magazynie „Variety”. Dzięki jednemu z organizatorów festiwalu film znalazł jednak dystrybucję w ramach tzw. „nocnego obiegu” i tam szybko zyskał status dzieła kultowego. Reszta, jak mawiają, jest już historią na inny dzień…

Źródło; villains.fandom.com
* Do czasu rozpoczęcia prac nad Głową do wycierania David Lynch zrealizował jedynie kilka krótkich metraży sfinansowanych dzięki stypendium AFI.
** Przyjmuje się, że jedna strona scenariusza standardowo odpowiada jednej minucie gotowego filmu.
*** D. Lynch, W pogoni za wielką rybą, s. 36.
**** Ze względu na wydłużające się prace, w ostatecznej wersji filmu w różnych ujęciach tych samych scen widzimy aktorów starszych o kilkanaście miesięcy. Z tego samego powodu kilkukrotnie zmieniali się również operatorzy pracujący na planie – pierwszy, Herb Cardwell… zmarł po 9 miesiącach zdjęć.
Bibliografia:
Lynch, W pogoni za wielką rybą, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2007.
Encyklopedia kina, pod red. T. Lubelskiego, wyd. Biały Kruk, Kraków 2010.
P, Sobczynski, Defying Explanation: The Brilliance of David Lynch’s „Eraserhead”, dostęp online: https://www.rogerebert.com/streaming/defying-explanation-the-brilliance-of-david-lynchs-eraserhead
Todd, Authorship and the films of David Lynch, I.B. Tauris Publishers, New York, 2012.