Minęło już ponad 20 lat, odkąd gracze po raz pierwszy pokonali Pana Terroru w podziemiach Tristram. Dzieło autorstwa Blizzard North to legenda, która zapisała się złotymi zgłoskami na kartach historii elektronicznej rozrywki. A co najważniejsze – Diablo posiada prostą, ale niezwykle wciągającą mechanikę, która nie pozwala oderwać się od monitora.
Walka dobra ze złem rozpoczęła się dokładnie 31 grudnia 1996 roku, kiedy omawiany tytuł miał światową premierę. Członkowie kalifornijskiego studia wpadli na pomysł stworzenia RPG-a zorientowanego na akcję (choć początkowo gra miała być turowa) i z uproszczoną warstwą fabularną. Wszystko po to, aby skupić uwagę graczy na mechanice, która – nomen omen – wciąga jak diabli. Nic więc dziwnego, że gracze z miejsca pokochali „diabełka”, a dziennikarze zgodnie obsypali go licznymi nagrodami. Pewne elementy rozgrywki wyznaczyły nawet trendy na przyszłe lata i ukształtowały gatunek hack’n’slash, będąc inspiracją dla wielu deweloperów. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie Diablo, nie mielibyśmy okazji zakosztować takich pozycji, jak Titan Quest, Sacred, Dungeon Siege czy Path of Exile.
„Ah… Fresh meat!”
Gdy dowiedziałem się, że na platformie GOG zawitało przystosowane do dzisiejszych PC-tów Diablo, w moich oczach zapłonęły ognie piekielne, a uczucie nostalgii zaatakowało ze zdwojoną siłą. Pamiętam swoje pierwsze zejście do zdradzieckich czeluści katedry, jakby to było dziś. W pamięci najbardziej wyrył mi się przerażający, gardłowy głos, mówiący „Ah… Fresh meat!”, który zwiastował nie lada kłopoty dla nieopierzonego gracza. Powrót na stare śmieci był dla mnie mniejszym szokiem, niż się spodziewałem. Już po kilku minutach poczułem się jak w domu i z uśmiechem na twarzy eksterminowałem nieumarłych. Choć tytuł ma na karku ponad 20 lat, to wsiąkłem bez reszty, przypominając sobie o bożym świecie dopiero po kilku godzinach. To chyba wystarczająca rekomendacja, gdyby ktoś pytał, jak zestarzała się produkcja.

Wielu graczy w tym momencie uciekało, gdzie pieprz rośnie
„Stay awhile and listen…”
Fabuła jest tutaj jedynie pretekstem dla beztroskiego szlachtowania kolejnych fal czarciego pomiotu, można więc przedstawić ją w kilku słowach. Otóż nieczyste siły zalęgły się pod katedrą w niepozornej wiosce Tristram. Mieszkańcy z utęsknieniem zaczęli wypatrywać niestrudzonego bohatera, który zmierzy się z pradawnym złem gnieżdżącym się pod ich stopami. Jak łatwo się domyślić, owym śmiałkiem jest gracz i w tym miejscu zaczynamy przygodę. Nie ma się co oszukiwać, pod względem oprawy wizualnej, gra nie przetrwała próby czasu, jednak pamiętajmy, kiedy miała premierę. Jak na swoje czasy prezentowała się nad wyraz okazale. Do dziś można poczuć mroczny, gotycki klimat, który potęguje świetna muzyka. Swoją drogą, gdy raz usłyszycie charakterystyczne dźwięki gitary pieszczące uszy podczas odwiedzania wioski, nie sposób ich już zapomnieć.

Nie byłoby serii Diablo bez poczciwego Deckarda Caina
Gdzie diabeł mówi dobranoc
Rdzeń rozgrywki jest nieskomplikowany i polega na kilku powtarzających się czynnościach. Schodzimy w głąb podziemi, kładąc za sobą truchła wszelkiej maści stworów. Jesteśmy za to nagradzani doświadczeniem oraz złotem lub różnymi przedmiotami. Przy okazji eksplorujemy najeżone pułapkami lokacje, rozwiązując zadania i poszukując cennego łupu. Systematycznie rozwijamy postać i kompletujemy coraz lepszy ekwipunek, który znajdujemy podczas wędrówki lub kupujemy. Od czasu do czasu wracamy specjalnymi skrótami do wioski, aby porozmawiać z mieszkańcami i pohandlować. Na końcu pełnej trudu wędrówki czeka potężny przeciwnik w postaci tytułowego Diablo.
Produkcja Blizzarda ma bardzo wysokie replayability ze względu na zaimplementowanie przez twórców losowo generowanych elementów. Dotyczy to niektórych zadań, rozmieszczenia przeciwników i przedmiotów oraz układu lokacji. Dzięki temu każda przygoda różni się od poprzedniej i może zaskoczyć czymś nowym. Zapobiega to skutecznie nudzie i powtarzalności. Rozgrywkę urozmaica także możliwość wyboru trzech bohaterów wyraźnie różniących się od siebie. Podczas gdy wojownik preferuje bezpośrednie starcia, łotrzyca woli trzymać się na dystans, szyjąc z łuku. Czarodziej natomiast swoją podatność na wrogie ataki rekompensuje potężnymi czarami. Dodajmy do tego możliwość gry wieloosobowej, a maluje nam się obraz wielu godzin przedniej zabawy.

Podziemia Tristram obfitują w wiele niebezpieczeństw
Piekielna uczta
Diablo to jedna z nielicznych gier, która pomimo upływu lat prawie w ogóle nie traci na atrakcyjności w kontekście rozgrywki. Prosta, ale wciągająca mechanika z nutą niewiadomej (ze względu na wspomnianą wcześniej losowość) wciąż stanowią o jej sile. Jeśli jakimś cudem nie mieliście jeszcze sposobności zapoznania się z tym kultowym tytułem – nie zastanawiajcie się dwa razy. Gdy przymkniecie oko na szatę graficzną, to z dużą dozą prawdopodobieństwa zostaniecie pochłonięci na długi czas.
Kolejne odsłony Diablo również cieszyły się ogromną popularnością. Rozwijały założenia pierwowzoru, dodając wiele nowych elementów, dzięki czemu dostarczyły rozrywki milionom graczy. Zapowiedź najnowszej części – która ma zostać wydana na urządzenia mobilne – nie spotkała się z przychylnością fanów, ale to już temat na osobny tekst. A teraz żegnam Was serdecznie, aby po raz n-ty wrócić do Tristram. Chyba nigdy mi się to nie znudzi.