Osobiście bardzo ciepło wspominam Mroczne Widmo i chętnie wracam do tego tytułu. Jednak zdaję sobie sprawę, że jestem jednym z nielicznych fanów pierwszej części „nowej” trylogii Lucasa. W powszechnym mniemaniu jedną z niewielu wartych obejrzenia scen Epizodu I jest wyścig podów.
Bardzo szczęśliwie złożyło się zatem, że ktoś postanowił właśnie tej krótkiej sekwencji poświęcić odrębną grę wideo. Ukazała się ona mniej więcej równo z filmem (czyli prawie dwie dekady temu!) i z miejsca zyskała status kultowej (podobnie jak scena, której jest wariacją). Przy okazji premiery Ostatniego Jedi na Blu-ray i DVD, a także zbliżającej się premiery Hana Solo, mamy okazję znowu zmierzyć się z najlepszymi pilotami w odległej Galaktyce, dawno, dawno temu.
Niezbyt elegancko, ale przyjemnie
Dzięki naszym rodakom stojącym za platformą Good Old Games, Racerem możemy cieszyć się w całkiem rozsądnej cenie, do tego nawet na najnowszych komputerach (i bez DRM!). Grę udało mi się odpalić nawet na monitorze ultrapanoramicznym – menu wyglądało trochę strasznie, ale w czasie wyścigu obraz nie był rozciągnięty. Oczywiście grafika jest… jak sprzed dwudziestu lat. To co kiedyś uznawane było za bogate tła i porażające efekty, dzisiaj poraża co najwyżej brzydotą i fatalnej jakości teksturami.
Jednak to nie za grafikę wszyscy pokochali Racera, a za fenomenalne oddanie klimatu i emocji towarzyszących filmowemu wyścigowi podów. Magia nieziemskiej prędkości (zbliżającej się czasem do jednego macha) działa w tej grze nawet po latach i momentami zastanawiałem się, czy nie będę potrzebował Mocy, aby opanować niektóre co bardziej zakręcone trasy. Szalone wyścigi zawsze dają masę radości, ale szalone wyścigi w świecie Gwiezdnych wojen to już po prostu obłęd.
Kieruję jak nikt, latam jak nikt
Oprócz szkaradnej grafiki Racer ma do zaoferowania coś, czego nie ma żadne inne uniwersum – kultową ścieżkę dźwiękową. Każda trasa ma swój własny soundtrack, zmontowany z fragmentów genialnych utworów autorstwa Johna Williamsa. To nigdy nie może się znudzić. Również inne dźwięki dopieszczono w najdrobniejszych elementach – w końcu George Lucas niemalże obsesyjnie zwracał uwagę na jakość oprawy audio.
Wszystko, co o mnie mówią… to prawda
Filmowa trylogia jedynie mgliście wspomina o tym, że poza Tatooine również odbywają się jakieś zawody podów. Jest to furtka wystarczająca dla twórców gier, którzy stworzyli na tej podstawie cały cykl prawie trzydziestu wyścigów na kilku różnych planetach. Poziom trudności rośnie niemalże z każdym kolejnym pojedynkiem. O ile na początku wygrywanie przychodzi samo, pod koniec musimy uczyć się tras na pamięć, gdyż każdy poważniejszy błąd pozbawia szans na najwyższe miejsce podium.
Zapnij pasy, młody
Śmigać możemy jednym z kilkunastu pojazdów, w tym oczywiście kultowym podem młodego Skywalkera. Za zwycięstwa otrzymujemy kredyty, które należy przeznaczyć na rozwój maszyny. Części kupujemy oczywiście u Watto, zdzierającego z nas ile wlezie. Bez rozbudowy szybko jednak będziemy gonić tyły.
Możliwości naszej maszyny opisuje całkiem obfity zestaw statystyk. Rozwijać możemy zwrotność, przyspieszenie, prędkość maksymalną, hamulce czy chłodzenie. Warto zainwestować w roboty naprawcze, które pomogą nam po jakiejś kolizji – AI zwykle nie gra zbyt czysto, więc większe lub mniejsze kraksy nie są tu rzadkim widokiem.
Mam co do tego dobre przeczucie
Dotarcie do znanego z Mrocznego Widma wyścigu Boonta Eve Classic i pokonanie w nim Sebulby zajmuje całkiem sporo czasu i stanowi sentymentalną podróż w czasie. Od zbyt długiego wpatrywania się w koszmarną oprawę można nabawić się bólu głowy, dlatego zalecam ostrożne dawkowanie Racera. Można spróbować też innych futurystycznych wyścigów, takich jak nowe wersje Wipeouta czy świeżutki (dostępny również na GOG) Trailblazers, ale bez swojskiego klimatu Gwiezdnych wojen to po prostu nie to samo.
Zatem, jeżeli przed premierą Hana Solo chcecie poczuć się jak najlepszy pilot w Galaktyce, wybór jest tylko jeden!

Grę kupicie na GOG.com