Magic Knight Rayearth składa się z dwóch serii, więc tomy 1-3 stanowią zamkniętą historię. W pierwszym tomie poznaliśmy świat, bohaterki, ich sprzymierzeńców oraz głównego antagonistę. Teraz czas na kontynuację przygody oraz wielki finał.
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać… ekwipunek
Protagonistki mangi, by stać się Magicznymi Rycerzami i uratować Cephiro, muszą się odpowiednio przygotować. Niczym w japońskiej grze RPG, dziewczęta otrzymują do wykonania szereg zadań, dzięki którym będą mogły zdobyć niezbędny oręż i umiejętności. W kolejnych rozdziałach śledzimy ich próby odnalezienia surowca umożliwiającego stworzenie odpowiedniej broni, obserwujemy, jak jedna po drugiej uczą się władać magią, a w końcu odszukują i budzą legendarne Dusze Maszyn. Na ich drodze pojawiają się poboczni bohaterowie, a także kolejni wysłannicy potężnego Zagato.
Śledzenie przygód wojowniczek jest przyjemne, ale trochę szkoda, że postacie i świat nie zostały nieco bardziej rozwinięte. Fabuła składa się z powtarzalnych elementów: quest, spotkanie z NPC-em, potyczka z bossem, zdobycie trofeum/mocy, kolejny poziom. Ten regularnie realizowany schemat sprawia, że opowieść staje się nieco nużąca – a to zaledwie trzy tomiki! Co wrażliwszych czytelników może zniechęcić również ilość scenariuszowego cukru. Na każdym etapie podróży bohaterki uczą się, że walczyć trzeba sercem, a źródłem mocy jest emocjonalna więź z najbliższymi. Całość ratuje fakt, że twórczynie nie traktują swojego dzieła śmiertelnie poważnie i co rusz wtrącają elementy humorystyczne, na przykład obdarzając jedną z przeciwniczek dialektem z Okinawy (w polskiej wersji uroczo przełożonym na gwarę poznańską).
Spójna całość
Prawdę mówiąc, trudno oceniać drugi i trzeci tomik Magic Knight Rayearth w oderwaniu od pierwszego, ponieważ całość prezentuje bardzo równy poziom. W dalszych rozdziałach nie widać żadnej zmiany w jakości rysunków czy konstrukcji fabuły. Ewidentnie koncept całej serii był rozplanowany od samego początku. Po przeczytaniu kilku rozdziałów można już wyrobić sobie zdanie o tym komiksie i w zetknięciu z dalszym ciągiem raczej się go nie zmieni.
W gruncie rzeczy MKR spokojnie nadawałoby się do publikacji w dwóch grubszych tomach, po jednym na każdą serię, bo najlepiej czyta się całość za jednym zamachem. Tym bardziej, że w mandze nie ma ani streszczenia wcześniejszych wydarzeń, ani przypomnienia postaci. Z drugiej strony, wydanie „3 w 1” pozbawiłoby nas części pięknych ilustracji z obwolut. Cóż, coś za coś. Niemniej jednak propozycja od Waneko prezentuje się bardzo dobrze, zarówno pod względem estetyki, jak i jakości przekładu.
Cukier, słodkości i różne śliczności
Magic Knight Rayearth to urocze fantasy dla osób, którym nie przeszkadzają odrobinę przesłodzone dialogi i ckliwa historia. Twórczynie garściami czerpią inspiracje z gier, więc konstrukcja opowieści jest dość schematyczna, ale humor, ilustracje i brak dłużyzn fabularnych skutecznie uatrakcyjniają lekturę. W tych ponurych czasach pełnych brzydoty, antybohaterów, mrocznych światów i nihilistycznych puent miło dla odmiany przeczytać komiks pełen optymizmu, pozytywnych emocji i ładnych rysunków. Naiwny eskapizm (w małych dawkach) też się przydaje.