Lost in Time ma w swoim portfolio kilka komiksów science fiction, a teraz dokładają do tego Dziewiątkę rysowaną przez Grabowskiego, odpowiadającego też za Nautilusa. Czy jego kreska świetnie ukazująca morskie odmęty sprawdzi się w kosmicznej przygodzie wymyślonej przez Phillipe Pelaeza?
Kosmiczna podróż w czasie i przestrzeni
Na okładce komiksu Dziewięć napisano, że fabuła tego utworu została zainspirowana takim filmami, jak Intersetllar, Marsjanin czy Ad Astra. I faktycznie można znaleźć podobieństwa pomiędzy tymi utworami. Bohater Dziewiątki jest astronautą, który w niespodziewany sposób przeniósł się w czasie. Dzięki temu mógł pokierować swoim życiem w odmienny sposób. Przede wszystkim uniknął wypadku, w którym zginęła jego dziewczyna. Phillipe Pelaez wprowadza ciekawe elementy, bo mamy choćby konfrontacje głównego bohater z psychologiem czy też spotkanie z osobą, która doświadczyła tego samego, ale koniec końców wylądowała w pokoju bez klamek. Bardzo spodobało mi się też, to jak sprytnie główny bohater wykorzystał możliwości, jakie dało mu cofnięcie się w czasie. Jednakże tak naprawdę ważniejsze od samych lotów kosmicznych, są relacje pomiędzy protagonistą, a jego ojcem, profesorem czy też miłością jego życia. Z tego też względu, przy porównaniu do wspomnianych filmów Dziewięć wypada gorzej. Nie ma tutaj takiego rozmachu ani spektakularnych i zaskakujących rozwiązań fabularnych. Nie zostanie w pamięci tak długo, jak Interstellar, ale autor Dziewiątki miał naprawdę świetny pomysł, który umiejętnie poprowadził od początku do końca, na co wskazuje zresztą przemyślana kompozycja.
Niesamowite piękno kosmosu
W Dziewiątce podoba mi się kompozycja, dużo elementów zostało podporządkowanych tytułowej liczbie. Nie tylko protagonista wyrusza na poszukiwanie tajemniczej dziewiątej planety Układu Słonecznego (ukrytej gdzieś za Plutonem i okrążającej Słońce w ciągu dwudziestu tysięcy lat), ale jednocześnie wiek bohatera jest związany z tą cyfrą, a zarazem podział rozdziałów. Zatem poznajemy dzieje bohatera, gdy miał dziewięć, dziewiętnaście, dwadzieścia dziewięć i trzydzieści dziewięć lat. Naprawdę bardzo ciekawy i dobrze zrealizowany koncept. Dodajmy do tego wysokiej jakości kreskę Grabowskiego. Przyjemnie się patrzy na kadry pełne detali, twarze poznaczone licznymi bruzdami i zmarszczkami. A szczególnie pięknie wyglądają sceny przedstawiające kosmos. Za to o wydaniu niewiele się wypowiem, bo to typowy solidny standard Lost in Time. Nie ma niestety żadnych dodatków, ale sam rozmiar komiksu, twarda oprawa, kredowy papier i mocna historia uzasadnia cenę okładkową wynoszącą raptem osiemdziesiąt złotych.
Czy warto odkryć planetę numer dziewięć?
Dziewięć jest kolejną mocną pozycją w portfolio wydawnictwa Lost in Time. Nie jest może tak spektakularna i zaskakująca, jak Osiem miliardów dżinów czy Księżycowy jeleń, czy też wspominane na początku filmy, ale nie da się ukryć, że to przeciętniak, który wybija się nieznacznie spośród innych średniaków dostępnych na rynku. Za sprawą choćby nacisku położonego na relacje między bohaterami. Pomimo że lecimy do gwiazd, to poruszane są tak przyziemne i bliskie wszystkim tematy, jak miłość czy strata. Ponadto podziwiam protagonistę, bo doprawdy zmyślnie wszystko zaplanował i wykorzystał daną mu szansę. Choć, warto wspomnieć, że jednej rzeczy nie przewidział, ale o tym warto przekonać się na własnej skórze.