Ostatni punkt oporu
Czarnoksiężnik Malekith już niemal dopiął swego. Przejął władzę w dziewięciu z dziesięciu światów i właśnie zmierza na podbój ostatniego – Ziemi. Towarzyszy mu potężna armia złożona z lodowych olbrzymów, Anjelic, trolli, a nawet skorumpowanych ludzi. Nasz świat nie jest jednak bez szans. Ma przecież superbohaterów, którzy kolejny raz staną w jego obronie. Na ich czele stoi Thor, chcący zniszczyć jednego z odwiecznych wrogów Asgardu. Z pomocą przyjdą także krasnoludy, elfy, a nawet sam Wszechojciec Odyn. Czy jednak to wystarczy do pokonania przeciwników?
Ostatni rozdział
Jason Aaron wreszcie doprowadza tworzoną przez siebie historię do finału. Po długim wstępie, w którego centrum stał Thor, i namieszaniu w uniwersum Marvela, Malekith przybywa na Ziemię, by opanować ostatni ze światów. Rozpętuje się więc prawdziwa wojna, a my możemy się jej przyglądać. Śledzimy kolejne starcia, w których udział biorą niemal wszyscy superbohaterowie. Niektórzy dostają trochę więcej czasu, inni pojawiają się zaledwie w jednym kadrze, ale każdy z nich dzielnie broni ludzkości przed najeźdźcami. Przez niemal cały czas mamy do czynienia z walkami i rekrutacją kolejnych stronników. Czy to mało? Cóż, nie jest to pierwszy event Domu Pomysłów i fani chyba wiedzieli, że tego powinni się spodziewać. Ogromny crossover, mordobicie i ostateczne starcie. Czysta rozrywka w stylu superhero. Doceniam to, że artysta skrupulatnie wszystko przygotował i pokazał w zeszycie. Nie ma tu jakichś luk i niedociągnięć. Brakować może jedynie trochę fabuły. Czytelnik przenosi się z miejsca na miejsce i a to zobaczy, jak Czarna Pantera na pegazie walczy z Anjelicami, to znów popatrzy na starcie Wolverine’a i Punishera z gigantami, to znów She-Hulk spuszcza łomot trollom. Akcja goni akcję, a każda postać jest taka, jaką znamy. Deadpool czy Spider-Man śmieszkują, Kapitan Ameryka dzielnie dowodzi swymi podkomendnymi, a Iron Man szydzi z wrogów. Tylko Daredevil dostaje nowe dla siebie zadanie. I to prawie tyle. Twórca nie zapomina oczywiście o Gromowładnym i to jego historię rozwija. Poznajemy jego relacje z Freyją i Odynem, patrzymy, jak wzbiera w nim furia, a zwieńczeniem jest, jakżeby inaczej, pojedynek z głównym antagonistą Wojny światów. Niby oklepany schemat i przewidywalny scenariusz, ale emocji na szczęście w nim nie brakuje. Przyjemna lektura, przy której możemy się odprężyć i zobaczyć wielki powrót Odinsona.
Zgodnie z duchem fabuły
Za stronę graficzną Wojny światów odpowiada Russell Dauterman. Rysownik zadbał o to, aby kadry dopasowane były do scenariusza. Nie znajdziecie tu więc jakichś nowych rozwiązań w tworzeniu komiksu. Jest barwnie, przejrzyście, a największą uwagę przyłożono właśnie do mordobicia. Docenić należy, że artysta zadbał, aby każdy superbohater dostał swój moment, został zauważony i zapamiętany. Jest to o tyle ważne, że jak już wspominałem, niektórzy z nich są tu tylko przez moment. Jego prace nadają też odpowiedni wydźwięk końcowym scenom. Wszystko jest więc na swoim miejscu, a my możemy cieszyć się śledzeniem losów superbohaterów.
To jeszcze nie koniec?
Wojna światów była dla Marvela wydarzeniem bardzo istotnym w kontekście dalszej historii uniwersum, więc nic dziwnego, że Egmont sięgnął po ten event. Bez niego trudno byłoby nam się odnaleźć w kolejnych komiksach. Poza tym wiadomo, że fani uwielbiają epickie starcia, w których ważą się losy Ziemi, a w obronę zaangażowani zostają wszyscy herosi. To, co może cieszyć w tym przypadku, to fakt, że tytuł został wydany w miękkiej oprawie. Może i gorzej prezentuje się na półce, ale jest za to stosunkowo tani, jak na 180 stron rozrywki. Wydawca zadbał także o krótkie wprowadzenie oraz przedstawienie najważniejszych bohaterów. Standardowo dostajemy także galerię alternatywnych okładek, a przy okazji dołączono kilka szkiców. Jak to jednak w przypadku takich tytułów bywa, powstało także kilka innych zeszytów, które uzupełniają scenariusz. Na rynku już dostępne są Avengers: Wojna światów i Uncanny X-Men: Cyclops i Wolverine. A to jeszcze nie wszystko. Jeśli chcielibyście skompletować całą kolekcję, to tytuły i daty premiery również znajdziecie w Wojnie światów. Fakt, jest to reklama, ale niezwykle pomocna.
It’s event time!
Jeśli szukacie komiksu z licznymi zwrotami akcji, tajemnicami i z głębokim przekazem, to źle trafiliście. Wojna światów to typowy komiks superbohaterskim, który z pewnością zapewni Wam dobrą rozrywkę. Niewiele rzeczy może Was tu zaskoczyć, ale całkiem dobrze czyta się i ogląda zmagania herosów z siłami najeźdźców i lanie się po gębach. Nie brakuje epickich starć, ale też dobrego humoru. Widać, że twórcy wiedzieli, co chcą osiągnąć, a jednocześnie świetnie się przy tym bawili. Znakomita lektura w dobrej cenie, która ma wpływ na przyszłość Domu Pomysłów. Fani Marvela nie mogą przejść obok tej pozycji obojętnie!