Chyba zbyt mocno fani filmów grozy są przyzwyczajeni do tego, że dana produkcja, aby została uznana za dobrą, musi straszyć. Owszem, takie jest ich pierwotne założenie, aczkolwiek XXI wiek wielokrotnie pokazał, że w tym gatunku nie chodzi tylko o wzbudzanie lęku. Czasem luźniejsze przedstawienie rzeczywistości w formie metakomentarza daje całkiem niezły rezultat i nie tylko stanowi odświeżenie coraz rzadziej wykorzystywanej formuły, ale także pokazuje, że horrory nie muszą wcale nas śmiertelnie przerazić. Zamiast tego mogą nieść ciekawe przesłanie i naświetlać ważkie kwestie międzyludzkich relacji. Tego samego zdania jest Christopher Landon, którego Śmierć nadejdzie dziś 2 właśnie zagościła na ekranach polskich kin.
I znów ten sam dzień…
Po całkiem dobrze przyjętej pierwszej części horroru Śmierć nadejdzie dziś nie musieliśmy zbyt długo czekać na kontynuację. Po rozwiązaniu zagadki zabójcy w masce przerośniętego bobasa Tree poznaje prawdziwe przyczyny przeżywania w kółko tego samego dnia. Jak się okazuje, grupka przyjaciół jej nowej miłości skonstruowała urządzenie o nazwie SISI, które służyć ma do badania czasoprzestrzeni. W wyniku nieudanego, a jakże brzemiennego w skutki eksperymentu, nasza główna bohaterka ponownie wraca do jednodniowego koszmaru, lecz tym razem nie wszystko jest takie samo, jak poprzednio. Młoda dziewczyna w dniu swoich urodzin nie tylko znowu zmierzy się z zamaskowanym mordercą, ale także stanie przed arcytrudnym wyborem.

www.imdb.com
Równoległe wymiary
Po dwóch częściach Śmierć nadejdzie dziś można śmiało stwierdzić, iż Christopher Landon ma pomysł na całą serię. Możliwości, jakie dają mu przedstawione w filmie zapętlenia czasowe, są ogromne. Już po pierwszej odsłonie można było poniekąd przypuszczać, że fabuła pójdzie właśnie w tym kierunku, co stanowi swego rodzaju odświeżenie formuły, która była stosowana już kilkukrotnie w historii kinematografii. Mimo całkiem intrygującego jak na współczesne obrazy konceptu z dryfowaniem pomiędzy równoległymi wymiarami, będącego syntezą kina science fiction i konwencji slasheru, ilość stosowanych klisz oraz schematów jest jednak spora. Twórcom w zasadzie o to chodziło, by za pomocą uznanej narracji i sprawdzonych chwytów pobawić się formą, wprowadzając nowe elementy oraz naginając ustalone zasady. Pozwala to przyjrzeć się pewnym fundamentalnym kwestiom z różnych perspektyw.

www.imdb.com
Między wyborem a wyborem
Po udanym eksperymencie pierwszej części twórcy postanowili znacznie poszerzyć rekwizytorium, wzbogacając je o zmianę reguł gry i manipulację czasoprzestrzenią. Czy tym razem doświadczenie się przyjęło? I tak, i nie. W wyniku zmiany zasad ucierpiało to, co pierwotnie najważniejsze dla fanów kina grozy – konwencja slasheru, której znaczenie w wyniku wprowadzenia wielu nowych wątków zdecydowanie zmalało. Do głosu dochodzą bowiem motywy miłości, przyjaźni oraz rodziny i właśnie w tym reżyser upatruje największy potencjał, rzucając główną bohaterkę w wir zawiłych relacji z innymi oraz wystawiając jej system wartości i uczucia na poważną próbę. Rozwikłanie zagadki zamaskowanego mordercy schodzi na drugi plan, podczas gdy Tree jest zmuszona podjąć bardzo trudną decyzję, czy pozostać w nowym, równoległym wymiarze, w którym większość spraw potoczyło się zupełnie inaczej, być może nawet lepiej dla niej samej, niż w jej właściwej rzeczywistości. Dużą rolę w całym tym zamieszaniu odegrała Jessica Rothe, aktorka wcielająca się w protagonistkę, która dzięki swojej finezyjnej mimice oraz wyrafinowaniu z całą pewnością zalicza się do grona najbardziej ekspresyjnych final girl. Ciężko oderwać od niej oczy i powstrzymać się od komentarzy na temat jej mowy ciała, choć w gruncie rzeczy balansuje na granicy postaci irytującej i wzbudzającej zachwyt oraz szacunek, bowiem rola ta zdeterminowana jest dużą ilością podejmowanych decyzji, co do których można mieć pewne zastrzeżenia.

www.imdb.com
Summa summarum, seria Śmierć nadejdzie dziś to całkiem udana hybryda gatunkowa oscylująca wokół kina science fiction, horroru komediowego i pastiszu, oferująca widzom znacznie więcej niż średniej jakości rozrywkę czy bezpretensjonalną jatkę. Reżyser tym samym odnalazł swój styl i widać, że zdecydowanie lepiej wychodzą mu campowe historie z hordą „zombiaków” w tle (jak Łowcy zombie z 2015 roku), niż straszenie widzów duchami rodem z Paranormal Activity. Druga część potwierdziła u Landona wyczucie w tematyce burzliwych relacji interpersonalnych, zamiłowanie do autoironii oraz dużą dawkę czarnego humoru. Czekamy zatem na kolejne perypetie głównej bohaterki!