Tintin to młody reporter brukselskiej gazety, a także detektyw. Podróżuje po świecie wraz ze swoim psem, Milusiem. Oczywiście spotykają go kolejne przygody, często niebezpieczne. Czy jednak opowieści sprzed prawie stu lat dalej trzymają poziom? Sprawdźmy!
Legendarny Tintin powraca
Tintin to legenda świata komiksu. Pierwsze opowieści zaczęły pojawiać się już w 1929 roku i właśnie te najstarsze historie znajdziemy w przedstawionym tomie. Od razu zaznaczmy – początkowe zeszyty mogą wydawać się z dzisiejszej perspektywy bardzo kontrowersyjne. Znajdziemy tu bezzasadną przemoc wobec zwierząt, mnóstwo uprzedzeń, rasizmu, morderstw, nawet ludobójstwa, którego dopuszcza się młody reporter. Przyznam szczerze, że zupełnie się tego nie spodziewałem. Warto się zapoznać, zobaczyć, z czego wyrósł Tintin, którego znamy dzisiaj. Herge został nieco ocenzurowany, po latach wprowadzał także pewne poprawki do swoich opowieści, tutaj jednak wciąż usłyszycie echa dawnej Belgii.
Podróż do kraju bolszewików
Nasza przygoda z reporterem zaczyna się od kraju Sowietów. Oczywiście bolszewicy są tutaj ukazani jako wiecznie pijane bestie, jednak nie to jest tu najbardziej uderzające. Już na samym początku Tintin wysadza bowiem w powietrze… pociąg pełen ludzi! Tak jest, bohater od samego początku daje się poznać jako bezwzględny morderca. Autor zdołał przekazać tu nieco wiedzy na temat odwiedzanego kraju, jednak głównie skupił się na ukazaniu bolszewików oraz niezwykłych umiejętności walki, prowadzenia samochodu, jazdy konnej i wszystkiego innego w wykonaniu Tintina. Fabuła gna przed siebie, a po drodze traci wiele ze swojego sensu. Warto zwrócić też uwagę, że komiks ten, pierwszy w kolekcji, jest czarno biały i bardzo oszczędny w formie. Już kolejna opowieść wygląda pod tym względem dużo lepiej.
Belgijscy kolonizatorzy wciąż gnębią
Kolejny zeszyt przenosi nas do okupowanego przez Belgów Kongo. Pod względem artystycznym, komiks ten jest dużo lepszy. Pod względem fabularnym także. W kwestii poprawności zupełnie nie. Czarnoskórzy mieszkańcy Kongo są tu pokazani jako przygłupi poddani kolonizatorów, Tintin śmieje się z nich i wykorzystuje w każdej możliwej chwili. Pojawia się też wątek polowań. W jednej ze scen, która miała być gagiem, Tintin w kilka chwil zabija kilkadziesiąt antylop! Oczywiście autor ukazał nam wszystkie leżące ciała jako potwierdzenie żartu. Oskórowanie małpy, żeby zdobyć przebranie? Tak jest, tego też tu doświadczycie. Nie uważam się za odbiorcę zbyt wrażliwego, jednak nawet u mnie wyczyny Tintina wywołały grymas oburzenia. Czy czytelnicy przez te lata aż tak się zmienili?
Kierunek USA
Ostatni zeszyt zawarty w tym zbiorze jest z niego najlepszy, choć też niepozbawiony wad. Tintin w Ameryce pokazuje nam zmagania reportera ze słynnymi gangsterami na ulicach amerykańskich miast i w bezkresie prerii. Fabuła bardziej trzyma się kupy, humor staje się wyważony (w większości), a postaci mają szansę dłużej się pokazać. Dzieje się tu znowu mnóstwo, pościg goni pościg, ale mamy okazję też się zatrzymać i poznać nawet samego… Ala Capone! Oczywiście Tintin dalej zna się na wszystkim, a rdzenni mieszkańcy prerii są traktowani jak podludzie, w dodatku „wieszani dla zasady”. Z całego tego zbioru ten zeszyt jest jednak najlepszy.
Lekcja historii
Oj, widać, że było to tworzone sto lat temu. Poczujecie tu świetną przygodę, ale przy okazji będziecie się krzywić w Kongo przez jawny rasizm i okrucieństwo wobec zwierząt, w Kraju Sowietów już na starcie doświadczycie masowego mordu, a w Ameryce usłyszycie o „wieszaniu kolorowych dla zasady”. Dzisiaj Tintin nie przeszedłby jako komiks dla dzieci, a już na pewno nie te trzy tomy zebrane w albumie. Na plus należy zaliczyć wspaniałe wydanie w twardej oprawie. Czyta się dobrze, ilustracje także robią wrażenie (poza pierwszym zeszytem), ale niestety, trzeba brać poprawkę na treści, które kiedyś nie budziły kontrowersji, zaś dzisiaj wywołują grymas.