Platformówki, zwłaszcza te o mangowej stylistyce, nigdy nie były moją specjalnością. Nie twierdzę, że jest z nimi coś nie tak, po prostu najzwyczajniej w świecie gatunek ten nie należy do moich ulubionych. Mimo to gra Bloodstained: Ritual of the Night zdołała przykuć moją uwagę. Przyznam, że warto było poświęcić tej produkcji dłuższą chwilę, chociażby z uwagi na jej korzenie.
W żadnym razie nie uważam, że kompletnie stronię od gier platformowych. Czasami zdarza mi się wciągnąć w jakiegoś scrollera, ot tak żeby spróbować czegoś innego dla odmiany. Bloodstained: Ritual of the Night jest dla mnie swoistym eksperymentem, aby jednak nie wchodzić do niego absolutnie bez jakiegokolwiek przygotowania, pozwoliłem sobie na mały research. Nieco uspokoił mnie fakt, że za grę odpowiedzialny jest Koji Igarashi, człowiek maczający palce w Castlevanii. Akurat ten tytuł był mi dobrze znany. Do produkcji usiadłem zatem z pewną dozą optymizmu – może jednak będzie w porządku? Przekonajmy się.
Mrok, mrok i jeszcze raz mrok. Czy aby napewno?
Bloodstained: Ritual of the Night wrzuca nas do alternatywnej historii XVIII wieku, kiedy to ludzkość staje u bram rewolucji przemysłowej, która ma dokonać całkowitej rewizji wartości i poglądów ogółu mieszkańców Ziemi. Niestety nie każdemu podoba się taka kolej rzeczy, a pośród tych, którym nie w smak zmiana obowiązującego porządku, znajduje się Gildia Alchemików. Jej przedstawiciele, aby powstrzymać dalszy rozwój, decydują się na bluźnierczy, rytualny akt spojenia grupy ludzi z kryształami mocy. W efekcie na ziemi pojawiają się demony, które sieją totalne spustoszenie, a większość naznaczonych przez alchemików osób umiera. Szczęśliwie jednak dwóm niedoszłym ofiarom udaje się ujść z życiem. Jedna z nich to nasza protegowana, Miriam, która zapada w sen wraz z opanowaniem plagi. Kilka lat później, kiedy siły piekielne powracają, także i Miriam budzi się, aby podjąć walkę z najeźdźcą, którego źródłem jest złowieszczy zamek. W dużym skrócie właśnie tak maluje się tło, w które wrzucają nas producenci. Przyznam, że jak na platformówkę (owszem, trochę bagatelizuję ten gatunek), historia prezentuje się naprawdę nieźle. Dobrze wpisuje się w estetykę, którą studio Art Play serwuje nam od samego menu.
Skacz i siecz
Nasza przygoda zaczyna się jednak nieco dalej, bo na statku, który pada ofiarą demonów. Po krótkim dialogu, który prezentuje się na wskroś japońsko, rzucamy się w wir walki przy użyciu znalezionych po drodze przedmiotów. Pod tym względem Bloodstained: Ritual of the Night jest typową platformówką z gatunku Metroidvania. Fani tego typu produkcji będą zachwyceni, jednak mnie jako laika to nie ujęło. Wprawdzie Miriam może wykonywać mniej lub bardziej skomplikowane kombinacje ciosów, to walka i pokonywanie kolejnych poziomów nie są niczym odkrywczym. Sytuacja ulega zmianie, kiedy trafimy na bossa, wtedy dopiero robi się dosyć wartko. Elementem, który nieoczekiwanie przykuł mnie do tej gry, był na pierwszy rzut oka prosty system lootu. Poszukiwanie kolejnych skrzyń i ekwipowanie protegowanej w coraz to lepszy sprzęt sprawiało mi poniekąd przyjemność. Być może była to po prostu magia liczb, ale miło patrzyło się na szybciej padających oponentów. Oprócz zdobywania samych przedmiotów gra posiada system levelowania. Z biegiem czasu nasza bohaterka zyskuje kolejne umiejętności (m.in. wysysając kamienie mocy z przeciwników), co jeszcze bardziej uprzyjemnia rozgrywkę. Rozwój postaci i crafting zdecydowanie na plus. Co się tyczy modeli demonów, to wyglądają one ciekawie i momentami nieszablonowo. Przyznam, że czasami zaskakiwały mnie ich możliwości. Na uwagę zasługują także lokacje, które odwiedzamy. Gotyckie poziomy, rodem z mrocznego horroru, najbardziej przypadły mi do gustu ze wszystkich elementów Bloodstained: Ritual of the Night.
Wake up, princess
Udźwiękowienie japońskiej produkcji stoi na dobrym poziomie. Za symfoniczną ścieżkę dźwiękową odpowiada Michiru Yamane – kompozytorka, która przez wiele lat była związana ze studiem Konami i serią Castlevania. Jej doświadczenie i znajomość klimatu tego typu gier znajduje odzwierciedlenie w utworach, które towarzyszą nam w Bloodstained: Ritual of the Night. Dzięki temu produkcja staje się jeszcze bardziej wiarygodna i kompletna. Odgłosy walki i dubbing są raczej bez zarzutu.
Choć zupełnie się tego nie spodziewałem, Bloodstained: Ritual of the Night nawet przypadł mi do gustu.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego na PS4 dziękujemy wydawcy CDP.