DC i Marvel mają w zasadzie monopol na rynku superbohaterskim. I oto wydawnictwo Lost in Time wypuszcza na rynek autorski projekt Tima Seeleya i Tony’ego Fleecsa. Czy owi twórcy udowodnią, że można stworzyć oryginalny komiks superbohaterski?
Pokręceni herosi
Komiksy superbohaterskie są bardzo popularne. Egmont czy Mucha Comics wypuszcza ich całe mrowie na polski rynek w ciągu roku. Jakby tego było mało, pojawiają się też kioskowe kolekcje dostarczające jeszcze więcej pozycji poświęconych herosom obdarzonym nadzwyczajnymi mocami. Lubię czasem poczytać o przygodach peleryniarzy, aczkolwiek ostatnimi czasy trochę zaczęły mnie one nudzić. Zwłaszcza najnowsze historie są schematyczne, powtarzalne i w zasadzie cały czas młócą ten sam temat. Wydawnictwa nie chcą pozwolić się zestarzeć swoim bohaterom i wyciskają z nich ostatnie soki. Doprawdy brakuje powiewu świeżości w głównym nurcie serwowanym przez DC i Marvela. Na szczęście są jeszcze jakieś poboczne serie, tzw. elsworldy. I od czasu do czasu pojawią się jakieś nowe projekty. Moim ulubionym jest One-punch man, manga autorstwa mangaki skrytego pod pseudonimem One. I oto moje ulubione wydawnictwo poszło za ciosem i również weszło na rynek superbohaterski z komiksem Local Man!
Bohaterstwo na haju
Skoro Lost in Time sięgnęło po Local Mana, to oczekiwałem, że będzie to coś więcej niż kolejna typowa opowieść superbohaterska. W pewnym stopniu moje oczekiwania zostały spełnione. Pierwsze czym wyróżnia się omawiany komiks, to tytułowy bohater. Jego darem jest niesamowita celność, nieważne czym rzuca, zawsze trafia do celu. Wyjątkiem jest jedynie łuk (ciekawy element, do tego zgrabnie wyjaśniony). Swego czasu, jako Crossjack zyskał sławę, jako członek superbohaterskiej drużyny o nazwie Trzecia Generacja. Poznajemy go już po tym, jak wyleciał z ekipy i jest w zasadzie pogardzany przez wszystkich, zwłaszcza przez mieszkańców małego miasteczka, w którym się wychował, a nawet przez swoich rodziców. Jednocześnie stracił prawo do bycia bohaterem (ratowanie cywili czy też walka z superłotrami jest złamaniem prawa autorskiego Trzeciej Generacji!). Niemniej nasz protagonista, Jack Xavier, nie poddaje się i przyjmuje rolę Local Mana. A wszystko dlatego, że w jego rodzinnym mieście zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Kolejnym ciekawym elementem jest mocno zagmatwana intryga, w którą zamieszany jest lider Trzeciej Generacji! Dodajmy do tego kilka naprawdę dziwnych akcji, pokroju podróży w czasie, które owocują spotkaniem, między innymi, z Battle Pope’em. A otrzymujemy mocną, wybuchową mieszankę!
Wykraczamy poza kadry komiksu
Local Man, to zaiste mocno odjechane dzieło. Nie tylko chodzi mi o pokręconą fabułę, ale także kompozycje i rysunki. Poza głównym nurtem fabularnym, mamy tutaj mnóstwo intrygujących retrospekcji. Jednakże najlepsze momenty, to te gdy bohater jest na haju. Wtedy potrafił łapać dymki komiksowe czy nawet wychodzić z kadru. Przyznaje, że te zabiegi artystyczne Seeley i Fleecsa, są po prostu genialne i ze względu już tylko na ten element, warto sięgnąć po komiks. Twórcy doprawdy umieją się bawić swoim stylem i kreską! Bardzo doceniam te elementy, a także wrzucenie okładek komiksów o przygodach Crossjacka i innych superbohaterów z Local Mana pomiędzy kolejnym rozdziałami. Najlepsze są pod tym względem dodatki. Na końcu otrzymujemy galerię ze szkicownikiem i krótkim opisem superbohaterów. Co jednak jeszcze lepsze dalej znajduje się między innymi przeróbka ikonicznej okładki ze Spider-Mana czy też projekt przedstawiający crossover świata Local Mana z The walking dead!
Czy warto dołączyć do Local Mana?
Local Man, jak na komiks superbohaterski, bardzo się wyróżnia spośród innych pozycji z tego gatunku. Zaskakuje szalonymi pomysłami czy pokręconą intrygą. Dodajmy do tego bohaterów, którzy nie są jednoznacznie źli lub dobrzy. Sam protagonista, był strasznym dupkiem, którego nie sposób było polubić, do czasu, aż nie wyleciał z Trzeciej Generacji. Nadal jednak odwala dziwne akcje, które są mocno wątpliwe z moralnego punktu widzenia. Po tej pozycji oczekiwałem zabawy z konwencją i sparodiowania komiksu superbohaterskiego i te elementy też tu znalazłem. Przez co bawiłem się wyśmienicie. Doceniam wiele elementów z tego komiksu, ale muszę przyznać, że dość szybko uleciała mi z głowy cała fabuła i przed napisaniem tej recenzji musiałem solidnie przekartkować tę pozycję, aby zebrać wszystkie myśli do kupy. Zatem bardzo chętnie sięgnę po drugi tom, ale ze względu na pokręconą intrygę, na pewno przed kontynuacją przeczytam jeszcze raz część pierwszą. Polecam Local Mana wszystkim tym, którzy oczekują powiewu świeżości i zabawy z konwencją od komiksu superbohaterskiego.