Świat, jaki znamy, przestał istnieć. Nie ma Ziemi, a superbohaterowie zginęli. Złoczyńca stworzył nową, dziwną planetę, rządzą się swoimi prawami. I kiedy myśli, że będzie tu bogiem, pojawia się on – Wolverine! Tylko nieco starszy.
Nowy świat, stary Rosomak
Staruszek Logan: Strefy wojny przedstawia świat „sklejony” na nowo przez Victora von Dooma. Składa się on z licznych Ziem istniejących w różnych uniwersach. Nasz złoczyńca jest tu bogiem i rządzi wszystkim, ustanawiając własne prawa. Nie spodziewa się jednak, że pojawi się tutaj Wolverine. Choć mocno postarzały, zmęczony życiem, walczący z koszmarami z przeszłości, to wciąż dziki i z adamentowymi szponami, przemierza ten świat starając się zaprowadzić porządek i zostawiając za sobą stosy trupów. Jego misja nie jest łatwa. Na swej drodze spotka nie tylko przeciwności w postaci wrogo nastawionych osób. Będzie musiał walczyć przede wszystkim z samym sobą, wspomnieniami i starać się nie postradać zmysłów. Na szczęście znajdzie też kilku sojuszników. A przynajmniej tak będzie mu się wydawać. Bo czy wszystko jest takie jak się wydaje?
Nie zgubić ścieżki
Pierwszy tom przygód Staruszka Logana wydany przez Egmont w pewien sposób nawiązuje do całej serii komiksów, znanych jako Tajne Wojny. Jest też preludium do projektu Marvel Now! 2.0. Ale przy okazji jest również osobną historią. Ot, takie trzy w jednym. Tytuł zasługuje jednocześnie na pochwały jak i kilka słów krytyki. Otóż fani zeszytów Marvela, którzy doskonale zdają sobie sprawę czym jest Ziemia-616, jak wiele uniwersów i alternatywnych rzeczywistości tu istnieje oraz znają liczne historie samego Logana, będą zachwyceni. W Strefie wojny dzieje się naprawdę wiele, scenariusz jest wciągający, a akcja goni akcje. Gorzej dla osób mniej zaznajomionych ze wszystkim, o czym wspomniałem. Łatwo można się pogubić kto jest kim, co się wydarzyło i co aktualnie się dzieje. Wszystko może się wydawać zagmatwane. Twórcy starają się nam wiele rzeczy wyjaśnić, ale przez ogólny chaos wprowadzony przez van Dooma, nie jest to łatwe. A i sami autorzy momentami jakby zapominali czego właściwie szuka i dokąd zmierza Rosomak.
To co jednych ucieszy, a innych jeszcze bardziej skonfunduje, to obecność kobiety Thor, She-Hulk, zombie Venoma, młodej Jean Gray, córki Luke Cage czy kilku Iron-Manów. Najważniejszy jest jednak sam główny bohater. Starsza wersja Wolverine’a robi to, w czym jest najlepsza, a więc zabija, patroszy i tnie na kawałki wszystkich wrogów, wysuwając szpony przy każdej okazji. A czasem nawet i bez niej. Jednocześnie widać, jak zmęczony, przytłoczony i skołowany jest on całą tą sytuacją. Nie wie komu może zaufać, ma żal sam do siebie, za to zrobił w przeszłości, ale stara się naprawić swoje błędy tu i teraz. Czytelnik od razu zaczyna mu jednocześnie i współczuć i kibicować.
Spór o ilustracje
Staruszek Logan: Strefy wojny to dzieło duetu Brian Bendis i Andrea Sorrentino. Pierwszego z panów znam dość dobrze chociażby z prac nad Uncanny X-men, Strażnickami Galaktyki czy Jessicą Jones, a kilka miesięcy temu miałem przyjemność recenzować Daredevil: Nieustraszony! również jego scenariusza. I po raz kolejny muszę stwierdzić, że facet zna się na swej robocie i pomysły ma niesamowite. Ponownie stworzył coś, co czytałem z przyjemnością i już mam ochotę na więcej. Jeśli zaś chodzi o rysownika, Włocha Sorrentino, to różne są opinie na temat jego prac. Jedni uważają, że zbyt wiele używa grafiki komputerowej, inni zaś cenią jego eksperymenty z perspektywą, ekspresyjność i świeże rozwiązania co do podziału strony na kadry. Ja osobiście nie jestem jego zwolennikiem. Jak dla mnie obrazki są nazbyt rozmazane, chaotyczne i niewyraźne. Już sama, nieco zagmatwana fabuła może stanowić problem ze zrozumieniem całości. Nie potrzeba tu jeszcze bardziej mglistych ilustracji, w których często nie wiemy kto właśnie komu daje po gębie czy z kim rozmawia Logan. Jest kilka niezłych kadrów i może kiedyś jeszcze się do tego pana przekonam, ale to jeszcze nie jest ten dzień. I właśnie dlatego nazwałem tu Rosomaka „niewyraźnym”. Bo charakter to on wyrazisty ma, ale zobaczenie go w komiksie, to już zupełnie inna sprawa.
Komiks nie dla każdego?
Staruszek Logan: Strefy wojny to z pewnością bardzo fajny pomysł. Jednak trafi on głównie do osób dobrze zaznajomionych ze światem Marvela. Laik łatwo może się tu pogubić i zniechęcić. Prawdopodobnie jest to polityka firmy, aby skusić czytelników do sięgnięcia po wcześniejsze zeszyty, ale jednocześnie możliwe jest też zniechęcenie do czytania komiksów. Do tego dochodzą niezbyt wyraźne ilustracje, które także mogą zrazić. Ja osobiście polecam komiks o przygodach starszego Wolverine’a. Jest to świetna przygoda, którą czyta się z przyjemnością. Wymaga nieco skupienia i wciąga niesamowicie. A jako fan crossoverów ucieszyła mnie obecność licznych X-menów i Avengersów. Z chęcią sięgnę po kolejne tomy, nawet jeśli niektórych rzeczy ciężko się w nich dopatrzeć.