Mam słabość do filmów science fiction przedstawiających przerażające wizje bliskiej przyszłości i poruszających ważne problemy społeczne. Czegoś takiego oczekiwałam po Siedmiu siostrach, dodatkowo okraszenia wartką akcją i niesłabnącym napięciem. Niestety ten film tylko udaje, że jest w nim więcej głębi niż naprawdę. Oto co w nim zawiodło.
Dziadek i siedem krasnoludków
Zapowiadało się ciekawie. Niedaleka przyszłość, w której przeludnienie zmusza rząd do drastycznej kontroli urodzeń. Każdej rodzinie przysługuje prawo do posiadania jednego dziecka, nadmiarowe potomstwo jest zaś zabierane przez Biuro Alokacji Dzieci. W tym przerażającym świecie siedem identycznych sióstr żyje w ukryciu. Wychowujący je dziadek nadał każdej imię od dnia tygodnia i tylko tego jednego dnia dana bohaterka może wyjść z domu, podając się wtedy za – Karen Settman. Ich egzystencja staje się zagrożona, kiedy już dorosła Poniedziałek nie wraca do domu.
Film rozpoczyna się jak dobra fantastyka socjologiczna, wprowadzając widzów w specyfikę świata oraz pokazując retrospekcje z życia kilkuletnich dziewczynek uczących się żyć ze wspólną tożsamością. „Co przytrafia się jednej z was, przytrafia się wszystkim” – to motto kieruje ich egzystencją, czego konsekwencje niejednokrotnie odczuwają. Ta część Siedmiu sióstr wciąga i trzyma w napięciu, zapowiadając coś naprawdę dobrego.

Kadr z filmu „Siedem sióstr”
Niestety od chwili, kiedy Poniedziałek znika bez śladu i poznajemy teraźniejszość sióstr, film przekształca się w naiwny zlepek akcji i dużo na tym traci. Problemy, które zostały zarysowane na początku, nie są rozwijane, lecz stają się pretekstem do naprzemiennych scen walki i ucieczki. Fabuła od tego momentu jest do bólu przewidywalna i gubi nieco sens. Dodatkowo twórcy zaczynają traktować widza jak osobę, której wszystko trzeba podawać na tacy, i nie pozostawiają ani krzty miejsca na własne domysły.
Mieszanka akcji i bezsensu tak bardzo zmusza do odbioru tego filmu jako odmóżdżającej rozrywki, że sceny mające na celu poruszenie widza, przechodzą niemal bez echa. Niestety potencjał na zrobienie z Siedmiu sióstr świetnego science fiction został zmarnowany.
Którą sobą będę dzisiaj?
Chociaż fabuła zawiodła niemal na całej linii, to sytuację ratują główni bohaterowie. Noomi Rapace, odgrywająca siedem sióstr, poradziła sobie z tym wyzwaniem wyśmienicie. Każda z tych postaci jest inna nie tylko ze względu na fryzurę czy styl ubioru, ale także w każdym geście i spojrzeniu. Rapace nie osiągnęła poziomu Tatiany Maslany z Orphan Black (możecie przeczytać naszą recenzję finałowego sezonu tego serialu), ale i tak zasługuje na pochwałę.
Bardzo dobrze zagrane są także postacie dziadka – Terrence’a Settmana (Willem Dafoe) oraz Nicolette Cayman (Glenn Close) – szefowej Biura Alokacji Dzieci. Na tym jednak kończą się zasługi aktorów Siedmiu sióstr. Pozostali bohaterowie są zarówno kiepsko napisani, jak i słabo zagrani – jednowymiarowi i niczym się nie wyróżniają.
Szkoda również, że w żaden sposób nie rozwinięto historii dziadka dziewczynek oraz ich rodziców. Opiekun dziewczynek pojawia się tylko w retrospekcjach i nie wiadomo, co stało się z nim później (zapewne umarł, ale jak to możliwe, że bohaterki, właściwie zapomniały o osobie, która je wychowała?), rodzice zaś zostali wspomniani jednym zdaniem. Rozwinięcie ich tematu mogłoby być ciekawym, urozmaicającym fabułę wątkiem.
Jakiś szary ten poniedziałek
Zarówno udźwiękowienie, jak i strona wizualna Siedmiu sióstr nie wyróżniają się zanadto. Ścieżka dźwiękowa w trakcie oglądania filmu pasowała mi do klimatu, dopełniała poszczególne sceny, a jednak nie zapadła mi w pamięci na tyle, żebym ją wspominała. Jako fanka muzyki filmowej rzadko nie zwracam uwagi na soundtrack – do większości albo wracam, albo krytykuję. W tym przypadku jednak nie wywarł na mnie większego wrażenia. Był zwyczajne poprawny.
Podobnie ma się sprawa z ujęciami i montażem – prezentowały się nieźle, ale nie zwracały na siebie uwagi. Trzeba jednak przyznać, że dobrze współgrały z tempem filmu i scenami akcji, podkreślając ich dynamikę.
Kiepska fabuła w połączeniu z niewyróżniającą się oprawą dźwiękową i wizualną sprawiły, że produkcji zabrakło klimatu. Czegoś, co tworzyłoby wyjątkową atmosferę. Jednak ze względu na dobrą grę aktorską i dynamiczne sceny akcji, Siedem sióstr można potraktować jako niezłą rozrywkę niewymagającą skupiania się i myślenia. W sam raz na relaks po ciężkim dniu pracy.
Ja też się jednak skuszę;) Pomysł brzmi dobrze, obsada mi się podoba, najwyżej się rozczaruje:D
Faktycznie trailer wygląda intrygująco, w takim razie szkoda. Obejrzę kiedyś dla rozrywki.