Thor będący obecnie nowym królem Asgardu musi sprostać związanym z tym obowiązkom. Jednym z nich będzie powstrzymanie zagrożenia, które może zniszczyć cały nasz wszechświat. Zagrożenia, którego lęka się nawet sam Galactus. Czy połączone siły Gromowładnego i Pożeracza Światów będą w stanie zatrzymać tajemniczą Czarną Zimę? Zaraz się okaże, bo oto przed Wami recenzja Thor t. 1.
Uzbrojony tylko w młot
Historia nowej serii Gromowładnego zaczyna się dosyć obiecująco – Galactus rozbija się na Asgardzie i twierdzi, że nadchodzi zagrożenie jeszcze większe niż on sam. Tym zagrożeniem okazuje się być Czarna Zima, czyli istota, która zjada całe wszechświaty (podobnie jak Galactus zwykłe planety). Szkoda tylko, że w praktyce ta potęga kosmicznego zła nie została ukazana… Dostajemy bowiem złoczyńcę, który wywołuje u Thora halucynacje, i szybko zostaje pokonany, ponieważ syn Odyna otrzymuje nową moc. Nie mogę też nie odnieść wrażenia, że wszytko to i tak było zaledwie pretekstem do pokazania, że Gromowładny jest tak silny, że z łatwością może pokonać każdego wroga. Plus, że robi to w naprawdę przyjemny dla czytelnika sposób, no i mamy okazję zobaczyć paru starych przyjaciół jak Silver Surfer, Beta Ray Bill czy Cosmic Ghost Rider.
Ostatecznie tom kończy się wielkim ujawnieniem prawdziwego celu Czarnej Zimy, a będzie nim śmierć Thora (który to już raz?). Donny Cates znowu wraca do tego samego motywu i tym razem wychodzi mu to tak sobie. Za to lepiej już wypada druga część komiksu, gdzie scenarzysta przybliża nam postać dr. Donalda Blake’a. Jegomość ten to ludzki odpowiednik Thora, stworzony dawno temu przez Odyna. Kiedy nie jest potrzebny, żyje sobie spokojnie w czymś w rodzaju innego wymiaru podobnego do naszego świata, kompletnie nieświadomy tego, kim był. Pech jednak chce, że doktorek w końcu odkrywa prawdę i popada w obłęd, którego zdaje się nic już nie może powstrzymać.
To właśnie ten przerażający zwrot w narracji jest jak dotąd najmocniejszym elementem scenariusza Catesa. Thor jest rozdarty pomiędzy swoimi obowiązkami a żądzą wędrówki, kolejnymi bitwami i… przygodą. Jest Bogiem uwięzionym pomiędzy oczekiwaniami a pragnieniami, które ciążą mu coraz bardziej.
Świat jest piękny, chociaż mroczny
Historia Catesa nie wybrzmiałaby jednak bez odpowiedniej szaty graficznej. Za nią z kolei odpowiadają artyści: Nic Klein, Aaron Kuder i Matthew Wilson. Na szczególne pochwały zasługuje ten pierwszy, ponieważ jego Thor jest bardzo zwierzęcy – niczym Conan Barbarzyńca na tronie. Zresztą nie tylko Gromowładny jest tak świetnie ukazywany, bo Klein ma dziwny talent do przedstawiania postaci w imponujący sposób. Widać to dobrze w momencie halucynacji Thora, w których Wąż Świata jest o wiele większy niż wszystko inne i przez to Thor wydaje się przy nim malutki.
Styl artystyczny bardzo dobrze pasuje do kosmicznego szaleństwa późniejszych części tej historii, co przekłada się na kilka porywających scen walki. Błyskawice Thora to masywne smugi światła, a promienie mocy Galactusa mają wystarczająco dużo szczegółów, aby pokazać emocje i działania postaci. Nawet kolory, za które odpowiada Matthew Wilson, niosą ze sobą pewien ciężar narracyjny – nasz świat charakteryzują miękkie, spokojne odcienie barw, podczas gdy surowe turkusy i zielenie zabarwiają wszystkie niesamowite przestrzenie, które symbolizują świat nieprzeznaczony dla ludzkiego oka.
Dosyć już słów
Nowy pierwszy tom Thora to całkiem przyjemna, chociaż nie pozbawiona wad, lektura. Fabuła była odpowiednio zabawna, a czasem poważna i budowała przyszłe wątki, starając się opowiedzieć coś nowego. Szkoda jednak, że czasem zdawała się to robić trochę na siłę – jeśli Thor jest tak potężny, że może ukraść kosmiczną moc Galactusa i użyć jej przeciwko niemu, a także w pojedynkę walczyć z Czarną Zimą, dlaczego po prostu nie zrobił tego na początku, zamiast męczyć się z Pożeraczem Światów? Czy w ogóle go potrzebował?
No cóż, przynajmniej dzięki temu na kartach komiksu nie brakuje akcji. Syn Odyna musi w końcu obić paru starych sojuszników, a w międzyczasie udowodnić, że nadal godzien jest władania Mjolnirem i zasiadania na tronie Asgardu. Właśnie… cudowny latający młotek to jeden z ciekawszych wątków, ale nic więcej o nim nie powiem, bo czuje, że mogę zepsuć komuś zabawę. Podsumowując, pierwszy tom Thora to solidny pod względem akcji i narracji komiks, który skupia się na względnie zamkniętych historiach. Co więcej, od strony graficznej też jest niczego sobie, a wszystko to w połączeniu nadaje całości mitologiczny i epicki klimat.