Star Wars: Jedi Knight
Jeśli lubicie Gwiezdne wojny i zdarza Wam się pogrywać w gry wideo, bez wątpienia kojarzycie którąś z odsłon serii Jedi Knight. Jej początki sięgają roku 1995, kiedy światło dzienne ujrzał pierwszy tytuł śledzący burzliwe losy Kyle’a Katarna – Dark Forces. Na przestrzeni kolejnych odsłon Kyle przechodził trudną drogę od rekruta w armii Galaktycznego Imperium, poprzez najemnika współpracującego z Rebelią, bohatera Sojuszu, który wykradł plany Gwiazdy Śmierci, aż po Rycerza, a w końcu Mistrza Jedi. Historia Jedi Knight urywa się w roku 2003, czyli po premierze gry Jedi Knight: Jedi Academy. Choć tytuł ten spychał Kyle’a na drugi plan i wprowadzał nowego protagonistę o modyfikowalnej rasie, płci oraz wyglądzie zewnętrznym, pozostał spójny z poprzednikami i został bardzo ciepło przyjęty. Całkiem ciekawa fabuła zwieńczona otwartym zakończeniem aż prosiła się o kontynuację, lecz ta niestety nigdy się nie ukazała.
Od „śmierci” serii Jedi Knight minęło już zatem siedemnaście lat, a mimo tego wiele osób nadal o niej pamięta – zwłaszcza o dwóch ostatnich częściach: Jedi Outcast i Jedi Academy. Powstało do nich wiele nieoficjalnych modów i dodatków, nierzadko bardzo rozbudowanych; po dziś dzień da się również znaleźć graczy w rozgrywkach multiplayer. Przyczyną tego sukcesu jest z pewnością niezwykle udany gameplay , oferujący zarówno elementy strzelankowe, jak i rozbudowany system walki mieczem świetlnym, dający graczowi ogromną swobodę zarówno w wymachiwaniu ikonicznym orężem, jak i w robieniu użytku z akrobatycznych skoków i innych mocy Jedi.
Gdybym był optymistą, marzyłbym o nowej grze podejmującej wątek Katarna i Akademii Jedi na Yavinie 4 od miejsca, w którym pozostawiło ją Jedi Academy. Obserwując jednak tendencję Disneya do kategorycznego odgradzania się od starego kanonu (Legend) zadowoliłby mnie również reboot serii współgrający z nową wersją uniwersum. Tęskno mi przede wszystkim do tamtej rozgrywki i użytych mechanik, a nie do samej historii.