Sam pomysł stworzenia filmu o takiej tematyce wydaje się niezły. Znana dobrze wszystkim gra „Prawda czy wyzwanie”, która nie raz umilała nastolatkom czas podczas suto zakrapianych alkoholem imprez, staje się narzędziem samej kostuchy. Grupa znajomych (jak to w slasherowych kompozycjach bywa) wybiera się w ramach ferii wiosennych do Meksyku, by spędzić czas dobrze się bawiąc. Podczas ich pobytu jedna z bohaterek, Olivia (Lucy Hale) poznaje mężczyznę imieniem Carter (Landon Liboiron). Dziewczyna przedstawia go swoim znajomym, a on proponuje dalszą część wypadu spędzić w pewnym enigmatycznym miejscu. I tak akcja przenosi się do ruin starego kościoła, w którym chłopak namawia nowych towarzyszy do zagrania w niewinną zabawę. Nieświadomi zagrożenia przyjaciele nie zdają sobie sprawy, że jest to początek ich walki o życie.
Raz, dwa, trzy – umrzesz Ty!
Akcja filmu przypomina wyliczankę, w której śmierć rozdaje karty. Po powrocie z ferii wiosennych zaczynają się niewyjaśnione – czy wręcz absurdalne – zgony wśród znajomych. W trakcie gry reguły zostają zmienione, a główni bohaterowie dwoją się i troją, by jakoś przetrwać, dostosowując się do zasad. Po drodze na jaw wychodzą mroczne sekrety i długoletnie kłamstwa, które poróżniają przyjaciół oraz doprowadzają do podważenia fundamentów zaufania, którym się nawzajem darzyli. Każde zachowanie zdaje się być nadaremne w obliczu zabawy, w której trzeba uczestniczyć, żeby mieć jakiekolwiek szanse na przetrwanie.
Groza, która nie straszy
Motyw demonicznej gry wydaje się tak rzadko wykorzystywany w filmach grozy, iż pozostawia spore pole do działania oraz rozsądnego poprowadzenia akcji. Tymczasem po seansie widz znów musi zmierzyć się z uczuciem niedosytu i rozczarowania. To już kolejna produkcja, której potencjał nie został w pełni wykorzystany. W tym wszystkim horroru mamy tyle co kot napłakał, a efektu zaskoczenia – nie oszukujmy się, po prostu nie ma. Wykrzywione w grymasie twarze nie wystarczą, by wzbudzić w nas wewnętrzny niepokój. Również sposoby i okoliczności, w jakich giną kolejne postacie, nie są zbyt wyszukane, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że całość jest dość kiczowata. Zamiast solidnej dawki napięcia otrzymujemy nużącą historię o grupie nastolatków, których bardziej przeraża fakt wychodzących na jaw zdrad i sekretów, aniżeli to, że ich szanse na przeżycie maleją z każdą kolejną ofiarą.
Wariacja na temat serii Oszukać przeznaczenie?
Oglądając Prawdę czy wyzwanie na myśl przychodzi mi inny film o zbliżonej tematyce. Podobny mechanizm napędzający fabułę można ujrzeć w dobrze znanej serii Oszukać przeznaczenie. Analogii jest aż nadto, wobec czego można po części uznać produkcję Wadlowa za wariację na ten temat. Jednak istotne różnice między dwoma obrazami wypadają na niekorzyść omawianego filmu. O ile w Oszukać przeznaczenie dochodzi do stopniowego rozszyfrowania ukrytego sensu, o tyle tutaj rozwikłanie go przychodzi bohaterom z dziecinną łatwością. Wszystko wydaje się być podane na tacy. Ponadto w rzeczywistości, w której to złowieszcze przeznaczenie decyduje o życiu, bohaterowie giną w naprawdę wymyślny i makabryczny sposób. Również zachowania protagonistów wydają się być dużo bardziej złożone i racjonalne. Natomiast w nowym filmie grozy prosto od Blumhouse twórcy nie wysilili się, by choćby w tym aspekcie nas zaskoczyć.
Jeden za wszystkich, wszyscy za…
Sporo do życzenia pozostawia także gra aktorska. Bohaterowie nie grzeszą współpracą. Zamiast wspierać się w obliczu śmierci, szkodzą sobie nawzajem. Ich nieadekwatne do powagi sytuacji i momentami zbyt patetyczne reakcje są nienaturalne, pozbawione uzasadnionych emocji. Jedynie Olivia, jako jedyna, zdaje się racjonalnie podchodzić do wydarzeń, starając się wziąć sprawy w swoje ręce.
Zapraszamy na seanse do Cinema City!