Już samo pojawienie się na naszym rynku samodzielnej serii poświęconej ikonicznemu herosowi możemy uznać za małe wydarzenie. Do tej pory fani Kapitana musieli się zadowolić przede wszystkim historiami drużynowymi dostępnymi w regularnej dystrybucji. Ten stan rzeczy na szczęście zmienił się w końcówce ubiegłego roku, wraz z wydaniem fantastycznego cyklu Eda Brubakera w ramach linii Marvel Classic. Teraz natomiast nadszedł czas na nieco świeższą serię, publikowaną pod szyldem prężnie rozszerzającego ofertę o nowe tytuły Marvel Now 2.0. Dzięki temu do księgarni trafiła, co by nie mówić, dość kontrowersyjna historia. W końcu już w jej pierwszym rozdziale znajdziemy kadr ze Steve’em Rogersem wypowiadającym słynne słowa „Hail Hydra!”. Zdjęcie to obiegło Internet kilka lat temu, wprawiając w zdziwienie (czy nawet szok) także czytelników nieśledzących na bieżąco komiksowych uniwersów. Zasiadając do lektury, obawiałem się trochę, czy nie spełni się powiedzenie „z dużej chmury mały deszcz” i owa zdrada nie okaże się jedynie chwytem marketingowym, mającym skupić uwagę fanów. Tak się jednak nie stało i otrzymaliśmy naprawdę intrygującą opowieść!
Jak do tego doszło? Nie wiem
Na początek warto jeszcze zaznaczyć, że fabuła pierwszego tomu Kapitan Ameryka: Steve Rogers jest bezpośrednim następstwem wydarzeń przedstawionych w crossoverze Avengers. Impas. Atak na Pleasant Hill. Warto więc dla rozjaśnienia sytuacji zapoznać się z nim wcześniej. W dużym skrócie: za sprawą Kobik – samoświadomej kosmicznej kostki – starzejący się Steve został odmłodzony. Zmieniono jednak tym samym przeszłość bohatera. Oto bowiem ikona amerykańskiego patriotyzmu od lat w rzeczywistości była tajnym agentem faszystowskiej Hydry! Motyw przemiany szlachetnych postaci w „złe” sam w sobie nie jest świeżym zabiegiem w popkulturze i często służy jedynie taniemu przyciąganiu uwagi czytelnika, sztucznie odwracając charakter o 180 stopni.
Szczęśliwie, scenarzysta Nick Spencer zdecydowanie miał większe ambicje i Kapitan Ameryka walczący po stronie Hydry został przedstawiony naprawdę wiarygodnie. Tak, wypełnia polecenia Red Skulla, pomagając mu w wielkim planie wykorzystania mocy Kobik. Z drugiej strony, to mimo wszystko nadal nieco harcerski, poczciwy Steve Rogers, jakiego znamy. Nie zmienił się nagle w bezlitosnego zabójcę i wciąż widoczna w nim jest chęć walki o słuszną sprawę, po prostu inną niż wcześniej.
Nowy porządek świata
Tak naprawdę największym atutem komiksu jest fantastycznie przedstawione tło, bo choć album zebrał aż jedenaście zeszytów, mamy raczej do czynienia ze swoistym wstępem budującym fundamenty pod większą historię. Na chwilę obecną urzekające jest to, że mimo ogromnej skali wydarzeń mamy do czynienia z zasadniczo przyziemną opowieścią o wierności ideologiom i granicom posłuszeństwa. W znaczący sposób wiąże się z tym zreformowana wizerunkowo Hydra. Zamiast do bólu karykaturalnej zgrai faszystów mamy przemyślaną organizację przystosowaną do współczesnych czasów i zyskującą nowych zwolenników dzięki umiejętnie prowadzonej populistycznej narracji. Czytelnik jest w stanie zrozumieć, dlaczego totalitarne hasła i metody działania mogą wydawać się pociągające dla części społeczeństwa. Udanym zabiegiem są przy tym także retrospekcje nadające nowy sens młodości Kapitana, wiarygodnie wyjaśniając, w jaki sposób zbudowana została jego postawa wobec grupy terrorystycznej. Oczywiście nadal mamy do czynienia z relatywnie prostą historią sensacyjną, także nie należy spodziewać się szczególnej głębi i subtelności poruszanych tematów. Niemniej, udało się stworzyć relatywnie świeży, przemyślany i – co najważniejsze – angażujący scenariusz.
Barwy patriotyzmu
Za warstwę graficzną w albumie odpowiadają dwaj popularni hiszpańscy rysownicy – Javier Pina i Jesus Saiz. Efektem prac są rysunki standardowe dla komiksów superhero, ale jak najbardziej przyjemne dla oka. Można więc spodziewać się statycznych, schludnych scen rozmów i efektownych ujęć akcji. Od schematu odchodzą jednak wspomniane wcześniej retrospekcje. Tu dominują odcienie szarości i mocna czerwień, co daje ciekawy efekt. Można by jedynie przyczepić się do tego, że przy bardziej rozbudowanych dialogach część kadrów traci na czytelności, lecz nie zdarza się to często. Bardzo pozytywne wrażenie sprawiają za to wszystkie większe ilustracje skupiające się na prezentacji postaci, zwłaszcza ta ujawniająca tajną tożsamość Steve’a Rogersa.
Podobnie sprawa ma się ze ślicznymi okładkami, symbolicznie nawiązującymi do fabuły, które w wydaniu od Egmontu możemy podziwiać pomiędzy kolejnymi rozdziałami opowieści. To przybrało zresztą tradycyjną dla Marvel Now 2.0 formę z miękką okładką ze skrzydełkami. Rozwiązanie to może być dyskusyjne w obliczu dość grubego albumu, z jakim mamy do czynienia, ale według mnie nie traci na tym komfort lektury (wciąż mamy do czynienia z tomem lżejszym niż potężny Avengers. Impas. Atak na Pleasant Hill). Warto też wspomnieć, że w ramach bonusu zamieszczono na końcu aż dwanaście alternatywnych okładek.
Czytaj, bo Hydra wzywa!
Kapitan Ameryka: Steve Rogers to pozycja obowiązkowa dla fanów tytułowego bohatera. Nick Spancer, Javier Pina i Jesus Saiz stworzyli świetną opowieść, w wiarygodny sposób umieszczając legendarnego herosa wśród sił zła, dotykając przy tym tematyki korzeni i rozwoju skrajnych ideologii. Mimo że na etapie pierwszego tomu nowa historia nie zdążyła się jeszcze na dobre rozkręcić, komiks czyta się z ekscytacją od początku do samego końca.