Historia o łucznikach
Historie o łucznikach cieszą się powodzeniem już od zarania dziejów. Nie sposób nie wymienić Robin Hooda czy Green Arrowa i jego wystrzałowej rodzinki, która skradła serca fanów superbohaterów na długo przed Bartonem, w związku z czym jest on tak słabo rozpoznawalny wśród fanów filmowych superbohaterów, a sam w świecie Marvela nie dba o swój wizerunek. Wypomina mu to nawet sama jego nowa uczennica – Kate, która po prawdzie jest główną bohaterką serii. Wcielająca się w nią Hailee Steinfield swoim wdziękiem, upartością i młodzieńczą werwą popycha historię do przodu, ukazując tym samym, jak łatwo jest jej dopasować się do świata Avengersów. Dialogi, które prowadzi z Jeleną w piątym i szóstym odcinku, na długo przejdą do historii MCU.

Źródło: Disney
Oczywiście serialowa Kate Bishop różni się trochę od tej komiksowej, bowiem wydaje się jeszcze młodsza i jeszcze bardziej porywcza, a Clinta traktuje trochę jako idola, a cała jej historia została świetnie dopasowana do tego, co zostało przedstawione w kinowym uniwersum Marvela (choć szczerze liczyłem, że jej matka okaże się wampirem, co się jednak nie stało).

Źródło: Disney
O czym jednak jest ten serial? Po pierwsze o świętach! Chyba tego wątku jeszcze włodarze i Kevin Feige nie poruszali. Po drugie – o walce zwykłych śmiertelników z mafią, której przewodzi osoba głuchoniema Maya. Duże brawa dla twórców, że tak jak w przypadku Eternals, tak i teraz nie bali się zatrudnić osoby z brakiem słuchu, a mianowicie Alaqui Cox. Aktorka o pochodzeniu indiańskim swoją mimiką twarzy skrada całe show i budzi napięcie tam, gdzie trzeba, a cisza, jaka pojawia się wraz z nią, tworzy odpowiedni nastrój do przeżywania problemów, jakie narastają wokół niej i Bartona. Po trzecie – to kolejny film o radzeniu sobie z traumą po stracie przyjaciółki i strachem przed utratą bliskich. Clint jako zwykły śmiertelnik bez wielkiej fortuny nie jest w stanie chronić swoich bliskich jak pozostali Avengersi, jednak robi to w najlepszy sposób, jaki potrafi, a z tyłu głowy wciąż ma wydarzenia, które rozegrały się w Endgame. Wielu z nas dzięki temu może łatwiej identyfikować się z taką postacią. Sam serial niesie ze sobą przesłanie, że rodziny się nie wybiera, możemy ją kochać, ale musimy widzieć też jej błędy i mierzyć z naszymi.

Źródło: Disney
Hawkeye to jednak nie tylko historia o wyżej wymienionych kwestiach. To przede wszystkim historia o relacji nauczyciel – uczeń, która często jest wyboista jak droga do odległego celu, jednakże potrafi zbliżyć ludzi i dać dużo satysfakcji zarówno temu, kto pobiera nauki, jak i temu, kto jest mentorem. Dziwnym trafem znalazłem się w podobnym położeniu co Clint Barton, tyle że z dwoma uczennicami, które wraz ze swoimi przyjaciółmi w podobny szalony i brawurowy sposób co Kate przewróciły moje życie do góry nogami i ukazały, co w życiu jest najważniejsze, dlatego też ten serial jest mi z pewnością bliższy niż inne produkcje MCU.
Polski wątek

Źródło: Disney
Nie sposób recenzować Hawkeye’a bez wspomnienia o roli Piotra Adamczyka. Polski aktor dodał pewnej świeżości w MCU, a jednocześnie napełnił polskich fanów nadzieją, że zobaczymy więcej „polskości” w Marvelu. Jego polskie wstawki czy nawet wykonywana kolęda w pierwszym odcinku wywołują nie tylko uśmiech spowodowany dumą z obecności języka polskiego, ale swoją absurdalnością śmieszą do łez, do czego zresztą przyzwyczaiły nas seriale i filmy o Avengersach. Jeden z głównych antagonistów, Kazi, wedle komiksowego originu to też Polak, choć w serialu gra go brytyjski aktor Fra Fee. Niemniej jednak wraz z jego obecnością pojawią się też polskie wstawki nadające realności zbirom znad Wisły. Charakterystyczne „spie*dalamy” jeszcze przez długi czas będzie obecne na polskich kanałach youtubowych.
Marvel słucha fanów
Oprócz tego, że serial ten w sposób spójny łączy wielu bohaterów, zarówno tych nowych, jak i starych, wprowadza też kogoś, na kogo wszyscy od dawna czekali, a której to postaci przyszłość nie była zbyt pewna – chodzi o Kingpina. Myślę, że oficjalny debiut tej postaci w MCU w serialu z Hawkeye’em to jeden z najlepszych pomysłów, jaki zaistniał w głowach twórców.

Źródło: Disney
Co prawda mogę przyczepić się nieco do ostatniego odcinka, gdzie konwersacja między Jeleną a Clintem to coś w stylu „Moja mama nazywała się też Marta”, a scena po napisach to chyba najmniej potrzebny wątek, jaki znalazł się w tym serialu, ale sama walka Kate z głównym bossem mafii nowojorskiej rekompensuje wszystko.

Źródło: Disney
Reasumując, mam nadzieję, że jeszcze zobaczę kiedyś Clinta na ekranie, bowiem w tym serialu Jeremy Renner pokazał zupełnie inne oblicze tego Avengera. Bohatera z krwi i kości, którym może być każdy z nas, który ma sporo problemów osobistych, zawodowych, a mimo to się nie poddaje, próbuje być miły i jeszcze czuje się odpowiedzialny za cały świat. Cieszę się też z debiutu Kate i liczę, że będzie godną członkinią Avengers, a wraz z Jeleną zbudują dobry team, podobnie jak kiedyś Natasha i Clint. A może czeka nas też coś więcej o tajemniczej żonie Hawkeye’a?