Statystyka – ile było stosów?
Jeśli czytacie książki naukowe czy popularnonaukowe o Słowiańszczyżnie, jej religiach, obrzędach czy legendach, wiecie, że naczelne hasło tych analiz to „wiemy bardzo mało”. Pojawia się ono w publikacjach stricte archeologicznych jak Grody, garnki i uczeni Agnieszki Krzemińskiej, ale także u badaczy obecnie uznawanych czasem za zbyt pewnych swoich ustaleń – Baranowskiego czy jego ucznia Leonarda Pełki. Jacek Wijaczka polemizuje zwłaszcza z tym pierwszym.
Już we wstępie pojawia się stwierdzenie, że Baranowski przeszacował liczbę ofiar polowań na wiedźmy w Polsce, autor odnosi się przy tym przede wszystkim do publikacji wznowionej niedawno przez Replikę, Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII wieku. Wijaczka nie neguje wszystkich ustaleń z lat 60., zwraca jednak uwagę na to, jak zmieniło się podejście do źródeł historycznych spisanych bezpośrednio podczas procesów lub relacjonujących je dopiero po dłuższym czasie. Proponuje też nieco inną metodę ustalenia rozmiarów późnośredniowiecznej i oświeceniowej satanic panic – oparcie się na danych z miejsc, w których te najlepiej się zachowały, a potem generalizowanie na inne regiony.
Analiza przypadków
Zgodnie z wybraną metodą Wijaczka dokładnie analizuje dostępne świadectwa z wybranych terenów, przede wszystkim Wielkopolski. Pojawi się też przykład z Kaszub, który oczywiście jest moim ulubionym rozdziałem – patriotyzm lokalny zobowiązuje (choć w tym wypadku historia nie napawa dumą). Badacz zajrzy także na Mazowsze, gdzie ocalało najmniej dokumentów sądowych.
Czarownicom żyć nie dopuścisz to zbiór artykułów, a nie spójna monografia. Każdy z omawianych tu przypadków zostaje drobiazgowo rozpatrzony, w tekście rozdziałów znajdziecie mnóstwo cytatów z akt opisywanych spraw, towarzyszą im także aneksy z materiałami źródłowymi i bibliografia. Jak wspomniałam, ta publikacja ma charakter ściśle naukowy. Spodoba się specjalistom i amatorom historii nastawionym na anegdotę lub samodzielne wyciąganie wniosków na podstawie dużego zbioru lektur. O ile Baranowskiego czy Pełkę da się czytać czysto rozrywkowo, Wijaczka domaga się bardziej profesjonalnego nastawienia.
Skupione na analizie poszczególnych przypadków Czarownicom unika ogólnych stwierdzeń. Brakuje tu jakiegoś podsumowania, chociaż jego rolę pełni w pewnym sensie wstęp. Już wspominałam o pewnej niespójności tomu – większość rozdziałów mówi o procesach czarownic lub kobiet błędnie uznawanych do niedawna za skazane za czary, na przykład o skazaniu na stos podpalaczki, wyroku pozbawionym jakichkolwiek nawiązań do magii czy diabła. Znajdziecie tu jednak także opis sprawy dotyczącej rzekomego mordu rytualnego, gdzie oskarżonymi była grupa Żydów.
Po co badać procesy czarownic?
Najmniej pasującym do kolekcji testem jest rozdział o Marianie Wawrzenieckim, archeologu, malarzu i wielbicielu Słowiańszczyzny żyjącym na przełomie XIX i XX wieku. Wijaczka analizuje tu kwestię wiarygodności prac historyczno-literackich dotyczących czarownic. Ten przypadek jest ciekawy z kilku powodów. Po pierwsze przywołuje postać zapomnianego twórcy, który wydaje się całkiem fascynującą, może nawet lekko niepokojącą postacią. Po drugie, dotyka kwestii, jaka żywo zajmuje także współczesnych miłośników pogańskich, słowiańskich klimatów – jak dalece wolno przetwarzać źródła, pisząc (jakby nie było) fikcję? Po trzecie… cóż, wygooglujcie sobie obrazy Wawrzenieckiego i powiedzcie sami, czy nie są szalone? I jakoś tak… niepokojąco intrygujące?
Polowanie na czarownice nieustannie rozpala wyobraźnię, dzisiaj na szczęście już głównie artystyczną. Nie jest tematem często podejmowanym przez historyków, a jak wskazuje Wijaczka – przydałoby się. Bo może się zdarzyć, że oprzemy promocję gminy na przekłamaniu. Bo oświecenie wcale nie było takie racjonalne. Bo ostatnia czarownica wcale nie spłonęła tak niedawno, jak może nam się wydawać po lekturze innych książek.
Czarownicom żyć nie dopuścisz to pełna drobiazgowych analiz i cytatów, mocno naukowa książka skierowana do specjalistów. Skupiona nie tylko na tytułowych wiedźmach, ale ogólnie pojętej figurze obcego, który zagraża społeczności, za co należy mu się śmierć. Książki Baranowskiego czyta się łatwiej i szybciej, sporo w nich emocji, u Wijaczki jest chłodna analiza, a uczucia czy oceny autora pojawiają się rzadko. To rzetelny tekst, być może zbyt badawczy dla czytelnika literatury popularnonaukowej.