Daniel Warren Johnson znany choćby z Wonder Woman. Martwej ziemi czy Z całej pety! tym razem serwuje coś nietypowego, bo cała historia Murder Falcona koncentruje się wokół muzyki i spuszczania łomotu potworom. Czy ta szalona opowieść okaże się wybitna, czy może zbyt absurdalna?
Potwory i metal
Murder Falcon jest doprawdy wyjątkowym komiksem. Czytałem rozmaite pozycje, całkiem sporo z nurtu superhero i do tej pory potrafiłem się wczuć w daną konwencję. Umówmy się, że latanie w rajtuzach po dachach i lanie przestępców zasadniczo jest głupie. Niemniej nigdy tak nie pomyślałem o żadnym komiksie superbohaterskim, który czytałem. W przypadku Murder Falcona już po pierwszych kilku stronach pomyślałem, jaki to absurdalny, głupi pomysł. No bo protagonista gra na gitarze i przyzywa sokoła z innego wymiaru, aby walczyć z pomagierami demona, chcącego zniszczyć całą Ziemię. Jakoś zaakceptowanie latającego i strzelającego laserami z oczu Supermana przyszło mi o wiele łatwiej. Lecz w Murder Falconie cały czas porażał mnie wyjściowy koncept. Niemniej nie da się ukryć, że jak już trochę przywykłem, wyłączyłem też myślenie i nastawiłem się po prostu na ostrą młóckę, a raczej na porządny łomot (Sokół i inne stworzenia pomagające bohaterom przybyły właśnie ze świata, który nazywa się Łomot) to bawiłem się świetnie. Według mnie Murder Falcon to najlepszy możliwy komiks klasy B. Nie udaje ambitnego dzieła i dostarcza po prostu mnóstwo rozrywki. Choć trzeba przyznać, że pod płaszczykiem absurdalnej fabuły przemyca też trudne tematy, jak choćby motyw choroby czy przemijania. Sam finał zaś zaskoczył mnie, a nawet trochę poruszył. Cieszę się, że Daniel Warren Johnson zdecydował się pójść w tę stronę. Aha, bohaterowie prezentują się ciekawie, mają różne charaktery, swoje problemy, traumy, a co najważniejsze, czuć chemię pomiędzy nimi. Jednakże główny antagonista jest po prostu bezpłciowym, pozbawionym charakteru złolem, jakich pełno w komiksach superbohaterskich. Dobrze, że chociaż niesamowicie wygląda.
Muzyka na kadrach
Daniel Warren Johnson jest utalentowanym rysownikiem. Bardzo podoba mi się jego stylowa kreska. Doskonale pasuje ona do klimatu tego komiksu. Gdy bohaterowie łomoczą na swoim sprzęcie, po prostu czuć te wibracje i moc każdego dźwięku. W sumie nie ma co się dziwić, że ta muzyka dodaje energii Sokołowi. Niestety otrzymałem wersję elektroniczną komiksu, więc nie wypowiem się za wiele o wydaniu. Poza tym, że na końcu tomu zamieszczono mnóstwo dodatków, w skład których wchodzą liczne szkice czy galeria okładek. Spodobał mi się też wstęp autora, przedstawiający genezę tego nietypowego i absurdalnego pomysłu.
Czy warto dać się ponieść metalowi?
Ciężko mi ocenić Murder Falcona. Najbardziej urzekła mnie kreska. Daniel Warren Johnson umie rysować, z tego powodu aż naszła mnie ochota zobaczyć walki wrestlerów w jego komiksie pt. Z całej pety! Niemniej sama fabuła w recenzowanej pozycji jest raczej mocno pretekstowa. Można o niej zapomnieć od razu po zamknięciu komiksu. To jedynie prosta naparzanka, ale napisana z klasą, z kilkoma mocnymi i ciekawymi motywami. Ale całościowo to dla mnie bardziej niewymagająca rozrywka. Z tego powodu mogę śmiało powiedzieć, że bawiłem się dobrze przy tym komiksie, choć kilka razy łapałem się za głowę i myślałem, jakie to jest idiotyczne. Niemniej nie potrzebuję do niego więcej wracać i, prawdę powiedziawszy, już niewiele z niego pamiętam, no może poza świetnym zakończeniem!