Pitu pitu to zbiór krótkich historyjek, których charakter najlepiej opisuje sformułowanie „opowieści niesamowite”. Są to proste, ale zarazem oryginalne i nieszablonowe opowiadania, w których fantastyka wkrada się do życia codziennego w najbardziej nieoczekiwany sposób.
Delikatny powiew niesamowitości
Pierwszy tom składa się z dwudziestu pięciu historii o długości od kilku do dwudziestu paru stron. Poruszają one zróżnicowane tematy, ale wszystkie cechuje zbliżona aura delikatnego oniryzmu wynikająca z nadnaturalności pojawiającej się w zupełnie zwyczajnej, głównie miejskiej, scenerii współczesnego świata. W niektórych rozdziałach obecne są motywy zaczerpnięte wprost z japońskiego folkloru – wierzenia, przesądy czy legendarne stworzenia – jednak stanowcza większość z nich jest całkiem uniwersalna w swojej treści. Z tego względu pierwsze skojarzenie, które przychodzi na myśl podczas lektury mangi Daisuke Igarashiego, to twórczość Neila Gaimana. Brytyjczyk często pisze utwory urban fantasy oraz w postmodernistyczny sposób przetwarza wątki z mitów, baśni i folkloru, nadając im nowy kontekst lub formę. Z kolei krótkie formy jego autorstwa cechuje subtelne wkradanie się fantastyki do zwyczajnych losów bohaterów. Igarashi, podobnie jak nieraz Gaiman, opowiada o zjawiskach niesamowitych w taki sposób, jakby były zupełnie naturalną częścią rzeczywistości, potęgując w czytelniku wrażenie organicznego przenikania się codziennego profanum i elementów nadprzyrodzonych. Mangaka nie chce wywołać w nas szoku w związku z nadnaturalnymi siłami działającymi w jego historiach. Przeciwnie – życzy sobie, byśmy uznali jego opowiadania za całkiem prawdopodobne.

„Pitu pitu” – kadr z komiksu
Forma odpowiadająca treści
Ten zamysł autora podkreśla również stonowana, wręcz przeciętna, kreska. Jak to często bywa w mangach, szczególnie typu seinen, uproszczonym projektom postaci towarzyszą zwykle wypełnione detalami, realistyczne tła. Piszę „zwykle”, ponieważ czasem jest zupełnie odwrotnie – drugi plan znika kompletnie, a bohaterów otacza wyłącznie jednolita biel, czerń lub szarość. W Pitu pitu nie stanowi to jednak wyrazu lenistwa czy goniących autora terminów – Igarashi stosuje taki zabieg wyłącznie, gdy pragnie, by czytelnik skupił się na postaciach – ich ekspresji, emocjach, dialogach lub wewnętrznych monologach – i nie chce, by cokolwiek go od nich odciągało. Z tego samego względu stroni od zabaw formą, stawiając na prostotę przekazu. Warstwa graficzna poszczególnych rozdziałów jest w miarę wyrównana, chociaż zdarzają się kadry sprawiające wrażenie bardziej „szkicowych” i rysowanych w nieco większym pośpiechu. Być może to jednak po prostu kwestia stylu i ekspresji artysty.

„Pitu pitu” – plansza z komiksu
Proste opowiastki z drugim dnem?
Już poprzez tytuł swojego komiksu autor sugeruje czytelnikom, z czym mają do czynienia. Próżno szukać w tej mandze głębokich przemyśleń dotyczących życia, zapierających dech w piersiach zwrotów akcji czy awangardowych eksperymentów formalnych. Pitu pitu to raczej coś w rodzaju na poły realistycznych, na poły fantastycznych legend miejskich przytaczanych osobom zgromadzonym przy ognisku. Ot, takie lekkie, ale zarazem całkiem intrygujące anegdoty z gatunku tych, których opowiadanie zaczynamy słowami: „Siostra słyszała od koleżanki, że znajomy jej kumpla…”.
Po mandze Igarashiego nie należy spodziewać się cudów. To nieskomplikowane opowiastki, które nie mają być wielce ambitne. Nie oznacza to jednak, że są puste i niegodne uwagi – wręcz przeciwnie. Jeśli szukacie odskoczni od głębokich, angażujących lektur z najwyższej półki, a zarazem nie chcecie tracić czasu na komiksowe odpowiedniki mortadeli, to Pitu pitu będzie dla was odpowiednią propozycją. Nie jest to tomik, którego treść całkowicie wyparuje wam z głowy w ciągu kilku dni. Ale też raczej nie odmieni niczyjego życia. A może…?
Odniosłem wrażenie, że Igarashi przy pomocy swoich historyjek próbuje skłonić nas, żebyśmy po zakończeniu lektury nieco inaczej spojrzeli na otaczający nas świat. Przekonuje, że i nam podczas następnego spaceru może przytrafić się coś tajemniczego. A nawet jeśli nic takiego się nie wydarzy, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy zaczęli snuć domysły i fantazje na ten temat. Z większą uwagą przyjrzeli się prozaicznym z pozoru elementom rzeczywistości, doszukując się w nich śladów niesamowitości. I być może sami zaczęli snuć swoje „pitu pitu”…