Z twórczością Marcina Przybyłka miałam okazję zapoznać się przy cyklu Gamedec. Alternatywne rzeczywistości, futurystyczne wizje świata, zaskakujące kierunki rozwoju cywilizacji – to wszystko bardzo mnie ciekawi w książkach. Autor poruszał już te kwestie w swoich powieściach, dlatego ciekawa byłam, jak poprowadzi historię w swoim najnowszym dziele. Wprawdzie tytuł Stara kobieta i smok nie brzmi jak to, z czym do tej pory kojarzył mi się Marcin Przybyłek, ale postanowiłam mu zaufać, nie czytać opisu wydawcy i od razu zapoznać się z treścią. Nie miałam zatem pojęcia, czego się spodziewać, a kilka zaskoczeń na mnie czekało.
Jazon właśnie kończy swoją trzyletnią naukę pod okiem Liany. Starsza kobieta jest doświadczoną łowczynią smoków, ma już 75 lat i zakłada, że jej obecny uczeń będzie ostatnim, którego wyszkoli. Para zjawia się w Jaskółczym Gnieździe, ponieważ w pobliżu pojawił się smok. Najczęstszymi powodami ataków gadów są zbyt liczne grody lub próba manipulacji przy genach zwierząt hodowlanych. Są to działania niezgodne z wytycznymi Gai – mitycznej bogini stojącej na straży przyrody.
Ubicie bestii ma być ostatnim egzaminem Jazona, po którym stanie się pełnoprawnym shikaaree, czyli łowcą. Nie wszystko jednak idzie po jego myśli, co niesie za sobą kilka poważnych konsekwencji. Chłopak na własnej skórze doświadcza czegoś, co do tej pory było tylko legendą, a nawet mniej – metaforą. Liana zostaje ranna, co wymusza powrót do siedziby klanu znajdującej się w Kalabrii. Kolejnym skutkiem polowania jest zwiększone zainteresowanie Jazonem. Pewien bogaty obywatel nie szczędzi pieniędzy, aby przekonać parę łowców do wyruszenia na misję.
Ponadto przeważająca większość ludzi posiada zdolności magiczne i widzi różne widma, które pomagają im w używaniu niezwykłych mocy. Ktoś widzi na bardzo duże odległości, ktoś inny wyczuwa kłamstwo w cudzych słowach lub zna potrzeby zwierząt. Umiejętności jest wiele, ich poziom zaawansowania też jest różny, a jedna osoba może mieć predyspozycje do wielu mocy.
Odkrywanie świata bez znajomości chociażby zarysu fabuły było fascynującym doświadczeniem. Gdy znam autora i mogę mu zaufać, decydując się na takie podejście do lektury, za każdym razem moje odczucia po zakończeniu książki są o wiele mocniejsze, niż gdy mam mniej więcej pojęcie, o czym będę czytała. Każda informacja o cywilizacji, historii łowców, zdolnościach ludzi czy kolorach smoków, które regulują poszczególne założenia bogini Gai, była jak część układanki, która powoli tworzyła całość wykreowanego świata. I muszę przyznać, że ten świat bardzo mi się spodobał. Chciałabym opowiedzieć o nim więcej, ale nie chcę psuć Wam zabawy. Musicie mi uwierzyć na słowo, że warto zapoznać się z tą książką.
Stara kobieta i smok to dosyć obszerna powieść. Na ponad 800 stronach znajdziemy sporo nowych słów, których słowniczek znajduje się na końcu, chociaż nie zawiera wszystkich obcych wyrazów. Na początku co chwilę zerkałam do spisu i sprawdzałam, o czym w ogóle czytam. Było to nieco męczące, szczególnie przy dłuższych opisach świata lub danej sytuacji, a tych nie brakuje. Niektórych znaczeń można się domyślić, ale sporo jest też takich, które nie kojarzą się absolutnie z niczym. Bolang, grobyk, janavari czy msalaba to określenia, do których trzeba się przyzwyczaić. Na szczęście z kontekstu też można się zorientować, a co najczęściej chodzi, więc po kilkunastu stronach słowniczek przestaje być potrzebny. Z lingwistycznych ciekawostek mamy także najpowszechniejsze przekleństwo, czyli cluj-napoca, oraz czasownik koicić, który w zależności od intencji mówiącego może oznaczać dziesięć różnych rzeczy.
Mam ochotę pogonić autora, aby jak najszybciej napisał kolejną część. Na sam koniec dostajemy tak ogromną dawkę wiedzy, że od razu chciałoby się kontynuować lekturę i dowiedzieć, co postanowią bohaterowie. Niestety Stara kobieta i smok to nowość, więc przyjdzie nam trochę poczekać na ciąg dalszy historii. Oby nie za długo.