Marjorie Liu jest znana przede wszystkim z serii Monstressa, z którą nie miałem do czynienia, ale wiele dobrego o niej słyszałem. Czy zatem skromna trylogia pod tytułem Pożeracze Nocy, o nietypowej rodzinie zdoła mnie zaskoczyć?
Czy ktoś tu straszy?
Postawmy sobie sprawę jasno Pożeracze Nocy, to nie jest horror. A przynajmniej inne wątki przeważają zdecydowanie nad elementami grozy. I strasznych scen za wiele tu nie uświadczymy – najlepszy motyw i najbardziej zaskakujący dotyczy dziadka na wózku. Choć jednocześnie potem nabrało to trochę wydźwięku komediowego, zwłaszcza gdy spojrzało się na twarze bohaterów, którzy widzieli tę scenę. Zatem podkreślę jeszcze raz, jeśli ktoś szuka dobrego horroru, to nie warto, aby sięgał po tę pozycję, ale jeśli ktoś szuka ciekawej historii z dziwną i porąbaną rodzinką, w której jest trochę elementów grozy, to trafił znakomicie. Bo tom pierwszy Pożeraczka Nocy, to przede wszystkim opowieść o relacji matki ze swoimi dziećmi. I trzeba przyznać, że jest ona toksyczna. Ta kobieta jest mocno antypatyczna i straszna. Z jednej strony nie da się jej polubić, ale Marjorie Liu jest w stanie tak ją poprowadzić, aby ostatecznie zaciekawić, czy też zaintrygować czytelnika. A dalej jest jeszcze lepiej, bo dochodzi wątek… nawiedzonego domu. Niby zdawałoby się, że to sztampowy pomysł, a jednak autorce udało się z tego wyciągnąć coś trochę bardziej innowacyjnego. Choć Ipo nie wzbudziła mojej sympatii, tak polubiłem jej dzieci. Bliźniaki Milly i Billy, to zabawny duet – spodobały mi się ich drobne przekomarzania. A z ojca rodziny bije wielkie ciepło, to prawdziwie złoty człowiek, wykazujący się ogromem cierpliwości i miłości zwłaszcza względem swojej żony.
Przerażające pnącza
Z Saną Takedą mam problem, z jednej strony jej kreska jest nietypowa, ma w sobie coś unikalnego. Świetnie prezentują się, choćby różne dziwactwa, jakich pełno w „nawiedzonym domu”, w którym popełniono zbrodnię. Jednakże, z drugiej strony momentami jest brzydka. Najbardziej nie podobają mi się rośliny oplatające wspominaną wcześniej budowlę. Wydaje się, jakby ktoś dodatkowo wziął ołówek i pomazał gotowy obrazek. Do wydania nie mam żadnych zastrzeżeń. Ujęła mnie przede wszystkim okładka – niezwykle klimatyczna i przyciągająca. Podoba mi się też jakość oprawy, choćby faktura jest przyjemna w dotyku.
Czy warto odkryć tożsamość Pożeraczy Nocy?
Może Pożeracze Nocy nie są odkryciem czy wyjątkowo oryginalnym komiksem, ale na przykład spodobali mi się bohaterowie. Jestem ciekawy ich dalszych losów, zwłaszcza ze względu na niespodziewany twist w finale. Najbardziej intryguje mnie, co może wydarzyć się w kontynuacji, ponieważ według mnie Pożeraczka Nocy jest utworem skończonym. Liczę, że Marjorie Liu ugryzie temat z ciekawej strony i tom drugi zaskoczy mnie pozytywnie. Na chwilę obecną mam spory kredyt zaufania względem tej serii – warto dać jej szansę.