Królestwo kanciarzy to ostatnia część dylogii Szóstka Wron Leigh Bardugo – pełnej niewiarygodnych, wydawałby się z góry skazanych na porażkę przygód tytułowej szóstki bohaterów, mieszkańców dzielnicy rozrywki członków jednego z okolicznych gangów. Pierwszy tom kończy się dla nich nie za wesoło, chociaż udało im się dokonać niemożliwego – wydostać z Lodowego Dworu, najlepiej strzeżonej twierdzy w znanym im świecie, Kuweia, jedynej osoby znającej sekret parem, to nie doczekali się zasłużonego odpoczynku i emerytury. Teraz, zmuszeni do ukrywania się na zapomnianej przez wszystkich wyspie-cmentarzu, przyczaili się, aby odzyskać Zjawę i się zemścić. Chociaż plan już dawno zakiełkował w głowie największego kombinatora, który kiedykolwiek wypełzł z rynsztoków Ketterdamu, nie będzie im wcale tak łatwo. Do miasta przyjechał ojciec Jespera, nieświadomy kariery syna. Na dodatek z ulic w dość spektakularnych okolicznościach zaczęli znikać griszowie, a w portach cumują uzbrojone po burtę statki „dyplomatyczne”. W powietrzu zawisła groźba wojny nie tylko z Van Eckiem, ale i z innymi państwami – o parem i o wojsko, które pod wpływem narkotyku może dokonać dosłownie wszystkiego. W Królestwie kanciarzy czekają na czytelnika nowe przygody, ale również sporo niespodzianek: tych efektownych i tych napełniających smutkiem.
Bardugo pisze Królestwo sprawnie, przeplatając bardziej dynamiczne sceny tymi, w których bohaterowie muszą się przyczaić, przegrupować, przygotować do kolejnego etapu vendetty. Jednocześnie te fragmenty świetnie wykorzystuje, żeby pokazać nam, jak zmienili się znani z Szóstki bohaterowie: frywolna, nieco głupiutka Nina po walce z parem poszukuje nowego equilibrium, Jesper wciąż walczy z pokusami hazardu, Matthias musi odnaleźć sens życia, Wylan przeistacza się w prawdziwego członka Wron, a Kaz i Inej zmagają się z zupełnie niespodziewanymi rozterkami. Tym, co zachwyca u Bardugo, jest fakt, że doświadczenia wpływają na postaci, dzięki czemu nie pozostają oni przez całą powieść tacy sami, jednolici. A dzięki zmianie punktu widzenia narracji możemy również zaobserwować, jak trudno im czasem przychodzi zachowanie spokoju. Do pewnego stopnia to, co dzieje się pomiędzy bohaterami i z nimi samymi w Królestwie kanciarzy, jest bardziej fascynujące niż ich faktyczne przygody.
Wciąż jednak widać wyraźnie, że Szóstka Wron to książka kierowana raczej do młodszych czytelników, choć podobną radość i przyjemność wyniosą z niej również ci starsi. Kwestią, która rzuci się w oczy bardziej oczytanym z fantastyką, jest nie tyle nastoletni wiek szóstki protagonistów, zwłaszcza że w ich zachowaniach nie zawsze go widać (spokojnie można by wszystkim dodać po pięć, sześć lat do metryczek), ale niespełniające się groźby przemocy czy erotyki. To nie tak, że bohaterowie nie cierpią – ich wewnętrzne przeżycia oraz rozterki bywają naprawdę dramatyczne – ale z fizycznego punktu widzenia krzywdy doznają rzadko i nie są one permanentne. Z drugiej strony w obu częściach dylogii często pojawiają się domy rozkoszy, wspominana jest przeszłość Inej jako pracownicy jednego z nich, Nina niemiłosiernie flirtuje z każdym na zawołanie, a z Matthiasem najbardziej, jednakże seks jako taki tutaj nie występuje. Przemoc, której doświadczyła Zjawa, funkcjonuje gdzieś na marginesie, wypierana, ale również ona wciąż ma wpływ na zachowanie dziewczyny, a także to, jak spostrzega świat. Erotyka z kolei, czy, jak kto woli, przejawy romantycznych uczuć powoli pojawiających się pomiędzy częścią bohaterów, również pozostaje niewypowiedziana acz wyraźnie odczuwalna. W obu tych przypadkach Bardugo sprawnie wplata wskazówki, sugestie, drobne gesty, które naprowadzają nas na ślad mroczniejszych lub mniej grzecznych elementów tego, co łączy postaci, ale zawsze będąc w sferze nie tyle niedopowiedzeń – niejednokrotnie możemy się wręcz potknąć o podobne informacje – co raczej niedoopisania. Pozostają poza narracją, ale wciąż na nią oddziałują.
Królestwo kanciarzy to świetna powieść – napisana wręcz bardzo dobrze i tak samo przetłumaczona, o dobrej redakcji. Jej bohaterów trudno nie lubić, nie przejmować się ich dalszym losem, kibicować w kolejnych planach i naprawdę chcieć utopić ich głównego przeciwnika w najbliższym kanale. Polecam.