Pierwszy tom OKP Dolores okazał się całkiem przyzwoitym wprowadzeniem w kosmiczne uniwersum Didiera i Lyse Tarquin. Czy kolejna część przygód Mony jest równie intrygująca?
Powrót do przeszłości
W poprzednim tomie Dolores rozbiła się na planecie zamieszkanej przez Rassetów. Na szczęście okazało się, że działa tam misja Kościoła Nowych Pionierów. Dzięki temu bohaterowie mogą liczyć na ich pomoc przy odbudowie okrętu. W związku z tym mają czas, aby się lepiej poznać, a tym samym w tomie drugim zostają odkryte prawie wszystkie karty. Między innymi Kash opowiada swoją historię, poznajemy również tożsamość i motywacje Torka. Podobnie jak w poprzedniej części, sporo się tutaj dzieje, dochodzi do licznych starć, w tym do epickiej strzelaniny w kosmosie. Warto wspomnieć także, że ojciec Meliasz w tym tomie opowie interesujący mit kosmogoniczny rasy Rassetów. I to wszystko raptem na czterdziestu ośmiu stronach. Nie da się ukryć, że komiks o wiele lepiej prezentowałby się, gdyby połączyć te dwa tomy w jeden, a tak mamy poczucie niedosytu.
Skład drużyny bez zmian
Głównymi bohaterami nadal są Kash i Mony. Pozostali, w tym Tork, schodzą na drugi plan. Ten wolumin jest o tyle interesujący, że autorzy zdecydowali się opowiedzieć o przeszłości członków załogi. Retrospekcja Kasha to ciekawa i w sumie oryginalna historia, która jednakże nie pogłębia jakoś szczególnie charakteru tego protagonisty. Miłym zaskoczeniem okazał się Tork, bo nie spodziewałem się, że tak potoczą się jego losy w tym tomie. Ogólnie ujmując, bohaterowie trzymają poziom, przyjemnie obserwuje się ich w akcji, aczkolwiek warto podkreślić, iż problemem jest niewielka liczba postaci. Szkoda, że tak olbrzymi okręt jak Dolores obsługuje tak nieliczna załoga. Tym bardziej boli to, że po tym woluminie, jak się wydaje, nikt z tej trójki nie będzie miał już żadnej ciekawej historii do opowiedzenia. Mam nadzieje, że zmieni się to w następnej części. Ponadto dość intrygująco prezentują się obcy, a konkretnie Rassetowie. Co prawda poznajemy tylko jeden mit i kilka ich zwyczajów, ale już samo to wystarczy, aby zachęcić czytelnika do zagłębienia się w ten świat.
„Dolores, świetnie wyglądasz wkurzona, cha, cha!”
Wydanie trzyma poziom poprzedniego tomu, nie sposób się tu do czegoś konkretnego przyczepić. Podobnie wygląda sytuacja z oprawą graficzną, która jest piękna. Przyroda, bohaterowie i starcia w przestrzeni kosmicznej prezentują się genialnie. Do tego na jednej stronie można zobaczyć wybebeszonego robota, którego „wnętrzności” zostały przedstawione ze szczegółami i drobnymi smaczkami, albowiem okazuje się, że został on złożony z części należących do maszyn znanych z innych utworów. Bardzo podoba mi się ten easter egg, który zresztą nie jest jedynym zawartym w tym tomie.
Czy Dolores leci w dobrym kierunku?
OKP Dolores to przyjemna opowieść w klimacie science-fiction. Świat przedstawiony potrafi zaintrygować, do tego dochodzą liczne starcia i kosmiczne potyczki. Czasami wręcz za dużo się tu dzieje, a brakuje czasu na pogłębienie rysów bohaterów i na jakieś ciekawe wątki poboczne. Nie da się ukryć, że, jak w żadnym innym komiksie, mocno odczuwa się jego nieznaczną objętość. Podsumowując, OKP Dolores to przyzwoity komiks, do tego pięknie zilustrowany, ale podczas czytania miałem poczucie, że chciałbym na chwilę się zatrzymać, a nie gnać na złamanie karku za głównym wątkiem. I choć drugi tom w żadnym stopniu mnie nie rozczarował, to mam wrażenie, że autorzy jakoś za szybko zaczęli odkrywać karty (m.in. wątek Torka), a ja chciałbym, aby ta międzygwiezdna podróż trwała dłużej.