Nasz mały cud
W swoim pełnometrażowym debiucie Valdimar Jóhannsson zabiera nas na bliżej nieokreśloną islandzką prowincję. To tam młode małżeństwo, Maria (Noomi Rapace) i Ingvar (Hilmir Snær Guðnason), prowadzi niewielkie gospodarstwo rolne. Rytm każdego dnia wyznacza ciężka praca – uprawa nieprzyjaznej, jałowej ziemi i opieka nad stadem owiec. Pewnego dnia letargiczną monotonię przerywa popiskiwanie psa, sygnalizujące niecodzienne wydarzenie. Gdy para zagląda do owczarni, znajduje tam niezwykłe jagnię. W milczącym porozumieniu kobieta owija maleństwo kocem i zabiera je do domu, gdzie odtąd wychowywać je będzie jak własne. Pozorny spokój niekonwencjonalnej rodziny burzy przyjazd dawno niewidzianego brata Ingvara, Pétura (Björn Hlynur Haraldsson). Wydaje się, że nierówny rachunek chce też wyrównać sama natura…

Źródło: denofgeek.com
Na końcu świata nikt nie usłyszy Twojego krzyku
Na pierwszy rzut oka Jóhannsson dąży do konkluzji tyleż oczywistej, co banalnej: oto człowiek – pan i władca wszystkiego, co ziemskie, pasterz i zdobywca, uwierzywszy w antropogeniczną pozycję drapieżnika alfa, zapomniał o swoim nierozerwalnym związku i kategorycznym uzależnieniu od reszty utrzymującego go ekosystemu. Relacja stała się jednostronna – przekształcając i wykorzystując otaczającą go naturę, jedynie bierze, nie zważając na konsekwencje i pozostawiany za sobą jałowy, toksyczny odpad. Pycha ta obecna jest nawet w skrajnie niesprzyjających warunkach, w jakich przyszło funkcjonować Marii i Ingvarowi: na farmie dokładnie pośrodku niczego, z dala od udogodnień zarówno cywilizacyjnych, jak i naturalnych (ziemia, którą uprawiają, jest w stanie zrodzić najwyżej ziemniaki) – okolicznościach, w których mimo oczywistej przewagi surowej natury, wciąż próbują narzucić jej własne zasady. Kiedy zatem w końcu dosłownie uczłowieczają tytułowe jagnię (czy też, jak się okazuje, jego antropomorficzną hybrydę – być może metaforycznie komentując w ten sposób nienaturalność procesu oswajania i udomawiania zwierząt), nadają mu ludzkie imię, ubierają w ludzkie ubranka, kładą spać w ludzkiej kołysce, przez dłuższy czas nikomu nie wydaje się to dziwne – ot, po prostu kolejny przykład przekształcania i tłamszenia dzikości według ludzkiej zachcianki.
Baśniowa alegoria sięga jednak głębiej. Nie jest to bowiem kolejna historia o cynicznej eksploatacji dóbr naturalnych, a Ada (tak na imię dostaje uczłowieczone jagnię) nie zostaje bynajmniej sprowadzona do roli surowca. Wręcz przeciwnie – hołubione i pielęgnowane zwierzę skupia na sobie szukające ujścia pokłady rodzicielskiej miłości pary, substytuującej tym samym niewyjaśnioną nieobecność własnego dziecka. W drobnych gestach, szczegółach i rzucanych mimochodem półsłówkach kryją się symptomy przeżywanej przez bohaterów traumy, a osobliwe, irracjonalne zachowania – dla Marii i Ingvara całkowicie usprawiedliwione – z perspektywy zewnętrznego obserwatora jasno sugerują postępujący obłęd.

Źródło: substreammagazine.com
Martwa cisza
Stwierdzenie, że Lamb jest filmem oszczędnym w środki, byłoby ogromnym niedopowiedzeniem. Jóhansson odkrywa karty niespiesznie i powściągliwie. To w ręku debiutującego reżysera broń obosieczna, która działa na jego korzyść wówczas, gdy szczątkowym dialogiem, sugestywnym kadrem czy subtelnym gestem udaje mu się zbudować atmosferę niepokojącej enigmy i poczucia nieadekwatności. Twórca daje się poznać tu jako narrator wizualny – parę tylko ujęć surowej przyrody i niespokojnego stada wystarcza, by wzmocnić poczucie izolacji i osaczenia. Największym atutem filmu są bez wątpienia nastrojowe wizualia – nawet jeśli mogą wydawać się czasem pocztówką dobraną z klucza zachodniej fantazji o onirycznej, nieprzystępnej Skandynawii.
Z drugiej jednak strony ta narracyjna powściągliwość skutkuje dłuższymi przestojami – być może mającymi na celu uwypuklenie monotonii egzystencjalnej pogrążonego w żałobie młodego małżeństwa, być może normalizujące w ten sposób ich anormalne położenie, a być może po prostu unaoczniające zwięzłość treści, którą można było zamknąć w połowie metrażu filmu i skromnie naszkicowane profile postaci, które przy mniej oddanej obsadzie (fenomenalna Noomi Rapace!) sprawiałyby wrażenie płaskich pionków. Faktem pozostaje jednak, iż nie jest to propozycja dla osób niecierpliwych. Dla wytrwałych Jóhansson przygotował osobliwy miszmasz, w którym naturalistyczna dosadność przeplata się z baśniową fantazją, a w makabrze kryją się ślady nieoczywistego humoru.
* Firma jest wyłącznym dystrybutorem filmu na rynek amerykański.
Na film Lamb zapraszamy do sieci kin Cinema City!
Cudny film o niejednoznacznym przesłaniu. I przepiękna rola (i przepiękna Kobieta) Noomi Rapace…. bardzo warto