Site icon Ostatnia Tawerna

„Kill the boss, kill the boss, KILL THE BOSS”: recenzja gry wideo „Ruiner”

Twój pan mówi ci: zabij bossa. Włam się do potężnej megakorporacji, w pojedynkę pokonaj wszystkie zabezpieczenia, wystaw się na świszczące w powietrzu kule ochroniarzy, zostaw za sobą rozmazane ślady krwi i poskręcane martwe ciała. Wyświetl na masce: Hello darkness i zaraz potem: KILL BOSS.

Ruiner to pierwsza produkcja warszawskiego studia Reikon Games, ale nie dajcie się zmylić – jego członkowie nie są amatorami, pracowali wcześniej nad Dead Island, Dying Light czy Wiedźminem. Ich niesamowicie atrakcyjny audio-wizualnie izometryczny twinstick shooter przenosi nas do Rengkoku, którym w 2091 roku włada megakorporacja Heaven. Główny bohater jest bezimienny i pozbawiony twarzy – zasłania ją maska z wyświetlaczem. Zostaje wmanipulowany w brudną korporacyjną intrygę, a potem, jakby tego było mało, odkrywa, że porwano jego brata. Na szczęście pojawia się ONA, utalentowana hackerka, aby pełnić rolę nicponiowatej mentorki i przewodniczki.

Rozejrzyj się

Co mnie ujęło w Ruinerze już od pierwszego zwiastuna, to rewelacyjna stylistyka. Urzekły mnie pojawiające się w grze rysunki: komiksowa, lekko wschodnia kreska (w końcu Rengkok jest azjatycki), niesamowita kolorystyka oraz dobrze dyktujący tempo akcji soundtrack (mój ulubiony kawałek to Rise Zamilskiej, gdzie pojawiają się słowa: When you think of me, you should think of fire). Tradycyjne dla cyberpunkowych wyobrażeń ciemnoniebieskie tony zastąpiono czerwienią, która niejednokrotnie miga jak stroboskop. Zresztą gra światła i cieni to też mocna strona produkcji – pomaga budować aurę zagrożenia i agresji (bo świat Ruinera jest absolutnie bezkompromisowym cyberpunkiem z naciskiem na punk, i to widać), pozwala lepiej poczuć, że nasz niemy bohater wybrał się w istocie na obłąkańczą misję samobójczą.

Skiń głową

Zresztą cyberpunkowość Ruinera jest w ogóle rzeczą wartą uwagi. W branży zapanowała ostatnio moda na ten gatunek (a osobliwie wśród polskich gamedevów): tylko w tym roku graliśmy już w Observera i Localhost, dwa lata temu wyszło świetne Dex, wszyscy niecierpliwie czekamy na Cyberpunk 2077. Oczywiście dziś na ten szczególny typ technologicznej dystopii patrzymy inaczej niż u jej zarania w latach 80. – chyba jeszcze brutalniej i pesymistyczniej. Najwyraźniej wracamy też do punkowego etosu, który gdzieś po drodze zagubił się w różnych iteracjach . Rengkok City przywodzi na myśl Gibsonowską Chibę: azjatyckie miasto przyszłości pełne cudów i brudu, a w całej fabule czuć echa Evangeliona. Nie zabrakło jednak humorystycznych akcentów: na przykład KOT-ów służących korporacji do inwigilowania mieszkańców. Jednym z sidequestów jest ich zhackowanie i dostarczenie uzyskanych w ten sposób danych przedstawicielce undergroundu.

Milcz

Główny bohater to zarazem no man i everyman: ma tak niewiele cech osobniczych, że bez trudu możemy w niego przelać dowolne nasze wyobrażenia. Nie znamy nawet jego twarzy – zastępuje ją maska z wyświetlaczem (notabene bardzo dobry pomysł ze strony twórców). Ograniczone interakcje ze światem – oszczędny repertuar gestów, zero słów, zmienne obrazy i napisy na masce, mordowanie w dużych ilościach – dodatkowo go dehumanizują. Jest nikim, służy jako narzędzie, czuć to od samego początku. Przy tym wszystkim Ruiner udanie obrazuje motyw hackowania mózgu. Odpalamy grę i jeszcze nie wiemy, co się właściwie dzieje, a już widzimy wyświetlające się na ekranie w formie glitchy imperatywy. Początkowo można sądzić, że to tylko sprytny sposób na przypominanie graczowi o aktualnym celu misji – i tak, i nie. Zanim jednak zdążymy przerazić się brutalnością świata przedstawionego i naszą w nim rolą, dobiega nas JEJ pogodny głos: „Chodź, ciapku, czas ruszać dalej!”

Co z kolei prowadzi do kwestii zaskakująco ujmującego writingu. Nie mam tu na myśli fabuły jako takiej – ta jest w miarę ciekawa, ale w gruncie rzeczy prosta, a kończy się w sposób przewidywalny i słabo umotywowany zarazem. Sięgając po twinstick shooter, raczej nie planujemy napawać się wysmakowanymi dialogami. I faktycznie, wysmakowane to one może nie są, ale napisane w bardzo lekki i płynny sposób, z odpowiednią dozą czarnego humoru. Potrafią rozładować napięcie w kluczowych momentach i sprawiają, że koszmarna wizja przyszłości staje się łatwiejsza do strawienia.

Wzrusz ramionami

Główny bohater ma do swojej dyspozycji nielichą kolekcję spluw i nanoostrzy, choć zaczyna – aż się łezka w oku kręci – jeno z gazrurką, później zaś zdobywa tytułowego ruinera, rodzaj podstawowego pistoletu o niewyczerpanej amunicji. Oczywiście warto się tym arsenałem trochę pobawić, choć dla mnie najczęściej używaną bronią okazał się miecz Nerve w połączeniu z granatami odłamkowymi. Mimo dużej różnorodności przeciwników – od korpoochroniarzy, przez ulicznych gangsterów, po bojowe cyborgi – rozgrywka staje się z czasem monotonna, a jej kolejne etapy niewiele się od siebie różnią. Fakt, na ekranie zawsze dzieje się dużo – tak dużo, że niekiedy wręcz nie wiadomo, co nas zabiło. Cóż, życie. Niemniej nawet starcia z bossami rzadko stanowią urozmaicenie, a najbardziej zbawienną taktyką w tej skądinąd piekielnie trudnej grze okazuje się stary dobry button mashing. Istnieje możliwość ponownego rozegrania wybranych rozdziałów – Ruiner ocenia nasze postępy w trochę podobny sposób, jak czyni to na przykład seria Devil May Cry, ale szczerze mówiąc, ani mnie to do niczego nie motywowało, ani nie wydawało się ważnym elementem rozgrywki.

Zaciśnij pięść

Mam wrażenie, że ostatnio, pisząc o grach, trochę zbyt często używam sformułowań w stylu „krótka, ale przyjemna”. Niemniej taki właśnie jest Ruiner, przy czym skierowany głównie do hardkorów, którzy lubią w kółko umierać. Nazywanie go „taktycznym” shooterem to moim zdaniem nadużycie, w grze przeważa raczej element zręcznościowy. Czego natomiast mogliby się od ekipy Reikon uczyć inni developerzy, to tworzenia spójnego, wciągającego świata przedstawionego. Czy wspominałam już, że oprawa audio-wizualna tej gry jest genialna?

Tytuł możecie zakupić na platformie GOG.com

Nasza ocena: 7,2/10

Chaotyczny twinstick shooter z widokiem z góry. Piekielnie trudny, za to utrzymany w rewelacyjnej, brutalnej cyberpunkowej stylistyce.

Grafika: 8/10
Dźwięk: 9/10
Fabuła: 7/10
Grywalność: 5/10
Exit mobile version