Po sukcesie Dark Netflix postawił na produkcje europejskie. Poszedł więc za ciosem i zdecydował się na skandynawski thriller w klimacie postapo. Tego serialu na pewno nie można porównywać ze Stranger Things, co przy niemieckiej serii o podróżach w czasie często się zdarzało. Przede wszystkim The Rain okazuje się historią o próbie zachowania człowieczeństwa w obliczu zagłady. Czy duńska realizacja wyciągnie coś nowego ze schematu, w którym grupa ocalałych poszukuje sposobu na przetrwanie?
Nowy serial Netflixa zabiera widza w niebezpieczną podróż przez świat, który został spustoszony przez epidemię morderczego wirusa, rozsiewanego przez tytułowy deszcz. W jaki sposób zabójczy szczep dostał się do atmosfery? Czy główni bohaterowie – duńskie rodzeństwo – mają z nim coś wspólnego? Pierwsze trzy odcinki sugerują takie pytania, lecz nie dają na nie odpowiedzi. Widz zostaje zatemz zagadką do rozwikłania. Jeśli więc w następnych epizodach śledzenie poczynań bohaterów nie okaże się wystarczająco ciekawe, to jest szansa, że odbiorcy zostaną przed ekranami dla jej rozwiązania.

Kadr z serialu „The Rain”
Czas odwróconej moralności
Kim będziesz, gdy przyjdzie deszcz? Człowiekiem czy zwierzęciem? Poddasz się szaleństwu? A może instynktom?
Rasmus i Simone są rodzeństwem – muszą się przekonać, czy ich pojęcie moralności działa jeszcze w nowej rzeczywistości, w której przyszło im się odnaleźć. Stawiają czoła nie tylko żywiołom czy lękom pielęgnowanym przez lata separacji od świata zewnętrznego, ale także ludziom. Zredefiniowane zostaje przez nich pojęcie zagrożenia. Jak tonący brzytwy chwytają się dawnych, prostych celów i powtarzają je jak mantrę. Jednak na nic zdadzą się modlitwy, a tylko przemyślane działanie może ich uchronić przed niebezpieczeństwami strefy, gdzie ludzie podążają za swoimi pierwotnymi instynktami.
Martin, Patrick, Beatrice, Jean i Lea – przekonali się już, że próby stosowania się do dawnych reguł przynoszą więcej szkody niż pożytku. Odnaleźli swoje sposoby na przeżycie w postapokaliptycznym świecie. Nie chodzi tylko o ich techniki zabezpieczania się przed warunkami atmosferycznymi, lecz o ciągle stosowaną taktykę oszustw i niedopowiedzeń. Odkrywanie tej gry pozorów, a także obietnica poznania motywacji kolejnych postaci sprawiają, że nie mogę się doczekać kolejnych odcinków.

Materiały promocyjne serialu „The Rain”
Surowy świat
The Rain zostało zrealizowane z minimalistycznym rozmachem, stawiając na scenografię, nie na efekciarstwo. Prostota tkwiąca w surowych kadrach, w przeplatanych retrospektywami sekwencjach jest jak sentymentalne odwołanie do kina science fiction z dawnych lat. Bohaterzy wychodzą powoli ze swoich skorup, ich stany emocjonalne wspierane są szybkim montażem, który sygnalizuje widzowi powody postępowania postaci. Choć początkowo traktowałam to rozwiązanie jako kiczowate, po chwili zorientowałam się, że moje tętno przyspiesza do rytmu, a własna identyfikacja z postaciami sięga bardzo zaawansowanego poziomu. Chociaż więc początkowo niełatwo było mi się przyzwyczaić do kilku zabiegów (zwłaszcza do nachalnych zbliżeń na twarze czy perspektywy ze środka skafandra), dałam się złapać tym chwytom i dziwnej, towarzyszącej im nierównej magii.
Otwarta droga
Fabuła nie wydaje się wysoce skomplikowana, ale raczej to nie na nią postawili twórcy – jest po prostu uszyta prostym, mocnym ściegiem z nielinearnej narracji. Być może te tropy, na które wpadłam, już niedługo okażą się tymi właściwymi. Jednak prowadzenie kamery i przedstawianie historii w sposób, do którego nie przywykłam, sprawiają, że podążę za grupą bohaterów aż do końca sezonu. Początkowo spodziewałam się wartkiego kina akcji, gdy zostałam wrzucona w środek szybkich, niewyjaśnionych wydarzeń. Nim minęła godzina, byłam pewna, że znalazłam się w produkcji slow cinema. I wiecie co? Podoba mi się taki rollercoaster. Chcę zostać zaskoczona – jeśli nie wymyślnymi rozwiązaniami fabularnymi, to mam szczerą i uzasadniona nadzieję, że technicznymi.