Motyw podróży w czasie można analizować na wiele sposobów – został wykorzystany, by opowiedzieć dramatyczną opowieść, postawić pytania o postęp współczesnej wiedzy i kondycję badań czy piętnować powtarzalność dziejów? Chciałabym spojrzeć na niego inaczej, od strony nauki życiowej, którą jego użycie potrafi ze sobą nieść.
Gdy podróżuje się w czasie, każdy mały czyn może ponieść się po przyszłych kartach historii niczym efekt motyla i zapoczątkować katastrofę. Dlatego lepiej jest wybierać się w taką wędrówkę wraz z bohaterami z ekranu, niż osobiście wsiadać w wehikuł i ryzykować. Złudzenie takiej wyprawy najlepiej tworzą te opowiadania, które trwają długo. Dlatego przede wszystkim sięgam po seriale, zwłaszcza historyczne – a najlepiej produkcje, które opierają swoją fabułę na przeniesieniu się w przeszłość.
Przeżyć przeszłość
Outlander oczarował mnie swoim folkowym klimatem już od pierwszych tonów zapowiadającego go intro. Zastąpienie postępów nauki magią przemówiło do mnie z całą swoją mocą. Nauczka płynąca z ciągłej walki bohaterów próbowała także przekazać mi, że losu nie da się odmienić. A przynajmniej nie tak całkiem.
Była brytyjska sanitariuszka wojenna, Claire, razem z mężem Frankiem, z którym rozdzieliła ją wcześniej wojna, wybiera się na spóźniony miesiąc miodowy do Szkocji. W czasie tej wyprawy w kamieniach na wzgórzu znajduje przejście do przeszłości i przenosi się z pierwszej połowy XX wieku do XVIII. Tam poznaje Jamie Frasera, przyszłego partnera życiowego. Od tej pory konflikt szkocko-angielski i zbliżający się wybuch powstania jakobitów przeplata się z wewnętrznymi rozterkami bohaterki, a także jej powojenną traumą, która atakuje ją w najmniej oczekiwanych momentach.
Serial jest więc naszpikowany retrospekcjami, achronologicznie przedstawiając niektóre wydarzenia, których wyzwalaczem są emocje bohaterów. Takie zabiegi pozwalają postawić tezę o historycznym zataczaniu koła i o wątpliwej celowości wojen, których to bezsens na przestrzeni wieków jest wciąż taki sam. I choć gatunkowo przeplata się tu zarówno romans, dramat, jak i kino akcji, dostrzegam w Outlanderze edukacyjno-wychowawcze przesłanie.

Kadr z serialu „Outlander”
Paradoksy
Główni bohaterzy często opierali swoje rozumowanie na obawie. Nie byli w stanie pozbawić życia swego głównego wroga, bo bali się konsekwencji w przyszłości – czy zabicie jednego powstrzyma narodziny drugiego dwieście lat później? Zahaczamy tutaj pośrednio o tzw. paradoks dziadka, jednak pytanie stawiane nie jest o podróżnika, a o jego czyny. Czy Claire przenosząc się w czasie do przeszłości przedostaje się tunelem czasoprzestrzennym do alternatywnego uniwersum? A jeśli mamy do czynienia raczej z pętlą czasową? Lub jeżeli podczas podróży w czasie wstecz nie można dokonać niczego, co mogłoby ją uniemożliwić, skoro nie zrobiło się tego w przeszłości?
Fabuła serialu wskazuje nam raczej na ostatnią możliwość. Nasza sanitariuszka wojenna wraca przecież do swojego pierwszego męża, a w przyszłości (swojej teraźniejszości?) na świat wydaje dziecko poczęte teoretycznie dwa wieki wcześniej, podczas gdy praktycznie minęło jedynie dziewięć miesięcy. Co jest zatem teraźniejszością? Czy tu i teraz jest właściwym podejściem do czasu?
Carpe diem
Przesłanie, które niosą za sobą opowieści o podróżowaniu w czasie, zwraca mi uwagę, że oto myślenie ahistoryczne może być bardziej właściwym. Przykładowo, będzie ono przydatne nie tylko w nauce, gdy analizujemy motywy i powtarzalne wzory, ale i w codzienności. Przecież nasze wspomnienia nie układają się w ciągłą, narracyjną opowieść – są audiowizualnymi zlepkami, aktywowanymi w różnych momentach życia. Zatem Outlander ostatecznie pokazuje mi, że carpe diem jest mottem, które sprawdza się najlepiej. Czyż nie pamiętamy tylko chwil?
Inne artykuły z miesiąca tematycznego:
„Elseworlds” – komiksowe lekcje historii